Na podjeździe zobaczyłam czarny samochód marki Porshe. Leon otworzył mi drzwi i usiadł za kierownicą.
-Dokąd jedziemy?
-Niespodzianka.-Powiedział po czym uśmiechnął się tajemniczo. Jechaliśmy jakiś czas. Aż wreszcie chłopak zatrzymał się i otworzył mi drzwi. Moim oczom ukazał się piękny widok na morze. Wtedy Leon złapał mnie za rękę, a drugą zasłonił mi oczy. Przeszłam kilka kroków i odsłonił mi widok.
-Jacht? Nie mów, że popłyniemy jachtem!-Byłam bardzo szczęśliwa.
-Tak, ojciec mi go pożyczył. To na co czekamy? Za mną księżniczko.-Wziął mnie na ręce i wniósł na pokład.
-Leon, zostaw mnie! Przecież umiem chodzić!-Postawił mnie na podłodze gdy weszliśmy na pokład.
-Tak sie zwracasz do kapitana?-Mówił rozbawiony, popatrzyłam w jego strone i wybuchłam śmiechem. Stał w czapce marynarskiej z poważną miną. Stanęła przy burcie i podziwiałam Rzym, który stawał się coraz mniejszy. Wypłynęliśmy kawałek od brzegu i wtedy chłopak wyłączył silnik. Poszedł pod pokład nie mówiąc mi ani słowa. Chwilę później wrócił z koszem piknikowym i kocem. Rozłożył koc, a gdy usiedliśmy po kolei wyjmował zawartość koszyka. Były tam muffiny, truskawki w czekoladzie, ciasto i różne owoce.
-Wow. Sam to przygotowałeś?
-No..troche mi pomogła Francesca. Nie to że nie umiem piec, ale ona się uparła i w ogóle..
-Jasne, jasne.-Wtedy roześmialiśmy się. A ja znów tonęłam w jego szmaragdowych oczach, od których nie mogłam oderwać wzroku.
-No to na co ma pani ochotę?-Wskazałam wzrokiem na truskawki w czekoladzie, wtedy chłopak wziął talerzyk i zaczął mnie karmić. Postanowiłam zrobić to samo. Gdy skończyliśmy jeść wstałam i podeszłam do burty. Wtedy poczułam ciepło czyjegoś ciała za mną. Umięśnione ręce chłopaka obejmowały mnie. Powoli odwróciłam głowę i spojrzałam na Leona. Mój wzrok wędrował od oczu do warg chłopaka. Leon wsunął rękę w moje włosy, wtedy nasze twarze zbiżyły się, a usta połączyły w namętnym pocałunku.
Czułam, jakbym unosiła się nad ziemią (co w sumie było prawdą bo przecież byliśmy na morzu). Tą chwilę przerwał głosny grzmot. Odskoczyliśmy od siebie zdezorientowani. Spojrzałam przerażona na mojego chłopaka. Na jego twarzy widać było lekki strach, a za razem stanowczość.
-Violetta wkładaj kamizelkę, leżą obok koszyka. Zaczął się sztorm, raczej nie zdążymy dopłynąć do portu. Musimy jak najszybciej znaleźć się na lądzie.-Mówiąc te słowa zapalał silnik i kierował się przed siebie. Szybko ubrałam kamizelkę. Zauważyłam ląd, powiedziałam o tym Leonowi, a on natychmiast zaczął płynąć w tamtym kierunku. Po chwili przypłynęliśmy i wysiedliśmy z jachtu. Leon przywiązywał łódź, a mi polecił szukać jakiegoś schronienia. Łatwo mu mówić, tutaj nic nie ma oprócz tej latarni!
-Leon, jest tylko latarnia...
-To będziemy musieli się tam schronić. Chyba, że wolisz stać pod drzewem.-Załapaliśmy się za ręce i jak najszybciej biegliśmy przez plażę. Deszcz utrudniał nam zadanie, z piasku zrobiło się straszne błoto. W końcu bylyśmy u celu. Leon otworzył ciężkie metalowe drzwi i wpuścił mnie do środka. Usiedlismy pod ścianą. Jeszcze nigdy się aż tak nie bałam.
-Violetta ty się trzęsiesz, czekaj chwilę.-Chłopak otworzył koszyk, który zabrał ze sobą i wyjął koc. Okrył mnie nim. Przytuliłam się do jego mokrego ciała. Leżałam jakiś czas w objęciach Leona, aż w końcu moje powieki opadły, a ja znalazłam się w krainie snu...
Obudził mnie głośny trzask. Spojrzałam ja Leona, widocznie też zasnął. Jejku jak on słodko wygląda jak śpi! Usłyszałam kroki w naszą stronę. Otrząsłam się i szybko obudziłam Leona, a gdy on zorientował się o co mi chodzi mówił, żebym była cicho i strarała się nie ruszać. Kto wie jacy ludzie mogą się kręcić w takich miejscach. Moja wyobraźnia przedstawiała mi najgorsze scenariusze. Wtedy zobaczyłam postać wyłaniającą się z mroku, która szła w naszym kierunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz