poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 1

Powoli usiadł po drugiej stronie metalowego stołu. Bała się spojrzeć na niego, nie wiedziała co tu robi. Jej życie było tylko ciągłym strachem. Mężczyzna dokładnie przyglądał się brunetce. Nie chciał pogarszać jej stanu, ale musiał się w końcu odezwać. Niepewnie otworzył usta.
-Nazywam się Leon Verdas.-Czekał na jej reakcję. Drżącą ręką założyła kosmyk włosów za ucho, stopniowo podnosząc głowę.
Teraz mógł zobaczyć jej twarz. Z czekoladowych oczu można było wyczytać wszystkie jej emocje. Ból, cierpienie i strach były tak wyraźne, że szatyn odwrócił wzrok. Nie może jej teraz współczuć. Leon Verdas nie wie co to współczucie, ma określony cel, z którym tu przyszedł.
-Muszę ci wyjaśnić dlaczego tu jesteś.-Pustym wzrokiem wpatrywała się w podłogę, słuchając jego stanowczego głosu. Wziął głęboki wdech i nie patrząc na dziewczynę, zaczął mówić.
-Kilka dni temu miałaś wypadek, który nie do końca był wypadkiem...-Jej orzechowe oczy zatrzymały się na twarzy mężczyzny.-...podejrzewamy, że chcieli cię zabić, dlatego, że byłaś świadkiem jakiegoś przestępstwa...po prostu znalazłaś się w niewłaściwym czasie i miejscu.-Nie wiele pamiętała, ale przypominała sobie dokładnie tą chwilę.
W pomieszczeniu było ciemno, widziała pięć, a może sześć postaci. Wnętrze wypełniały krzyki i płacz. Ktoś skierował broń w jej stronę. Usłyszała głuchy dźwięk naciskanego spustu, a później czuła tylko ból w prawej ręce. Popadała w coraz większą ciemność. Ostatnie co mogła usłyszeć to syreny policyjne i szybkie kroki oddalające się coraz bardziej.
-Byłaś w szpitalu, gdzie cię operowali kilka dni temu. Teraz musimy cię przesłuchać.-Jej oczy zalały się łzami i po walce z samą sobą, z jej gardła wydobył się cichy, ochrypły głos.
-Nic nie pamiętam...nie wiem kim jest moja rodzina, ani nawet jak mam na imię.-Szatyn spojrzał w jej oczy i natychmiast tego pożałował. Zacisnął zęby i podniósł się do pozycji stojącej.
-Zostaniesz tu jeszcze przez chwilę. Musimy uzgodnić co z tobą zrobić.-Wypowiadał słowa trzymając rękę na klamce, po czym otworzył drzwi i zostawił dziewczynę samą. Przeczesał grzywkę palcami jakby zastanawiając się co ma zrobić. Następnie przybrał zdecydowaną minę i ruszył powoli po wypolerowanej podłodze. Mijając paprotki wiszące na ścianach korytarza, dotarł do gabinetu. Powoli pchnął drzwi, na których widniało jego nazwisko. Wszedł do pomieszczenia, zauważając zaciekawione spojrzenia współpracowników. Wysoka blondynka odłożyła filiżankę na stolik, wymieniając spojrzenie z brązowookim włochem.
-I? Jak poszło?- Szatyn odsunął czarne krzesło stojące przy biurku i usiadł podpierając twarz rękami.
-Nie poszło.
-Ale Leon, przecież...
-Federico ona nic nie pamięta! Nie wie nawet jak się nazywa, kompletna pustka...
-Nie możemy jej nigdzie odesłać do czasu, kiedy ich złapiemy. To zbyt ryzykowne.-Zauważyła blondynka, a w jej głosie wyczuwalna była nuta zmartwienia.-Ktoś się musi nią zająć, nie da sobie sama rady w takim stanie.
-Ludmiła przecież wiesz, że nie możemy jej zostawić w szpitalu, ani w innym takim miejscu. Zbyt proste, odnajdą ją. Słuchaj jedynym sposobem byłoby tymczasowe przetrzymanie u kogoś z nas. Nie mogłabyś...?
-Mówiłam ci, że Fede się do mnie wpowadza, a w takiej sytuacji nie mam miejsca, ale ty chyba masz duży dom co nie?-Puściła oczko do mężczyzny.
-Jasne, czyli jak zawsze zostaję ja.-Włoch podszedł do do niego i poklepał go po ramieniu.
-Dasz radę Leon.-Kobieta zamykając drzwi, rzuciła kilka słów na odchodnym.
-To tylko jakiś czas, niedługo sprawa się wyjaśni.-Policjant zostając sam w pomieszczeniu zaczął nerwowo stukać palcami o blat biurka. Rozważając wszystkie za i przeciw stwierdził, że musi to zrobić. Zdecydowanie wstał z miejsca i opuścił pokój. Zamyślony szedł korytarzem, pod wpływem czego zderzył się z kobietą.
-Przepraszam, nie zauważyłem pani.
-Ja również, właśnie szłam zanieść panu te dokumenty.-Uśmiechając się wskazała na plik kartek.
-Proszę je położyć w moim gabinecie, dziękuje.-Minął kobietę i podszedł do drzwi pomieszczenia, w którym znajdowała się brunetka. Stał przed nimi trochę się wachając, jednak po chwili znalazł się w środku.
-Słuchaj...nie możesz tu zostać, a nie wiemy gdzie mieszkasz, więc do tego czasu wprowadzisz się do mnie.- Czekoladowe oczy spojrzały w stronę szatyna. Nie wyrażały żadnych emocji. Wstała i bez słowa wyszli razem z pomieszczenia. Zamrugała kilka razy, żeby przezwyczaić wzrok do rażącego oświetlenia. Mężczyzna przez całą drogę w budynku uważnie ją obserwował, nie mógł przewidzieć co może zrobić w takim stanie. Gdy wyszli na zewnątrz dziewczyna rozglądała się wokół, jakby pierwszy raz była na świeżym powietrzu. Przyglądając się jej lekko uśmiechnął się na ten widok, otwierając drzwi samochodu. Obydwoje wsiedli do czarnego pojazdu i ruszyli.

4 komentarze:

  1. Super rozdział jak zawsze z resztą :) Dawno mnie tu nie było... Zapraszam do siebie, bo jutro mam rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zupełnie inna historia niż poprzednia, bardzo wciąga ;-) . I gratuluję wygranej w konkursie na opowiadanie innym blogu z opowiadaniami :-D

    OdpowiedzUsuń