Między Violettą i Ludmiłą panowała niezręczna cisza, od czasu do czasu przerwana szlochami brunetki. Aż w koncu oskarżona przełamała milczenie.
-Pewnie też myślisz, że to prawda?-Zapytała cicho, podnosząc mokre od łez oczy. Blondynka nie odpowiedziała, tylko zawstydzona przyglądała się czubkom swoich butów, które w tym momencie wydawały się nadzwyczaj interesujące.
-Wiem jak to może wyglądać, ale to nie tak...mogę ci wyjaśnić?...Proszę.-Położyła nacisk na wypowiedziane błagalnym tonem ostatnie słowo. Dziewczyna skierowała spojrzenie na szatynkę i uległa, widząc ją całą roztrzęsioną. Lekko podniesiona na duchu ponownie wyrzuciła z siebie monolog.
-Violu...wszystko wskazywało na to, że nasze oskarżenia są słuszne, nie braliśmy pod uwagę opcji, że byłaś zmuszana. Twoja wersja wydarzeń wydaje się być bardziej realistyczna, ale nie możemy unniewinnić kogoś jedynie na podstawie jego słów...Chcę żebyś wiedziała, że postaram się zrobić wszystko, żeby oczyścić cię z zarzutów...Nie płacz już.-Delikatnie pogładziła towarzyszkę po zdrowym ramieniu, otrzymując w odpowiedzi szczery uśmiech. W tej chwili drzwi do pomieszczenia gwałtownie otworzyły się i w środku pojawili się Leon i Fede.
-Chodź Violetta, jedziemy do domu.
-Leon, nie możesz..-Zaczął poirytowany Włoch, przerywając obdarzony wściekłym spojrzeniem.
-Tak mogę!-Krzyknął, równocześnie łapiąc szatynkę za rękę.
-Leon wiesz jakie są procedury!-Dziewczyna przestraszona krzykami ścisnęła mocniej jego dłoń, tym samym zbliżając się do niego.
-Federico...uspokój się.-Do rozmowy włączyła się blondynka.-...Ja jej wierzę.
-Jasne! Nie rozumiecie jak niebezpieczne może być trzymanie jej w domu?!-Przestraszona brunetka całkowicie schowała się w obejmujących ją ramionach chłopaka, któty głaskał ją uspokojająco po włosach. W tej chwili w biurze pojawiła się Francesca, tzrymającą teczkę wypełnioną dokumentami.
-Co tu się dzieje? Słyszałam was z kilku metrów.-Jej usta wykrzywiły się w niewyraźny grymas na widok dziewczyny w objęciach Leona, który zbierał się by coś powiedzieć.
-Wiem co robię, zaufaj mi Fede. Czy ja cię kiedyś zawiodłem?
-Rób co chcesz, ja cię ostrzegałem.-Po wypowiedzieniu tych słów, rozgniewany wyszedł, trzaskając drzwiami. Leon wypuścił szatynkę z objęć i prowadząc ją przed sobą, opuścił pomieszczenie bez słowa, wprawiając tym Francescę w jeszcze większe zdziwienie. Z pytającą miną zwróciła się do Ludmiły.
-Możesz mi wyjaśnić..?
-Fede jest przekonany, że ona działa razem z mafią. Wyjaśniała mi wszystko i uważam, że jest niewinna. Jak widzisz Leon też.
-Fede może mieć trochę racji. Widać, że owinęła sobie Leona w okół palca, a on jest zbyt dobry, żeby się nad nią nie zlitować.
-Daj spokój Fran. Wiesz jak jest. Po prostu nie podoba ci się to, że on skupia się na niej, nie zwracając na ciebie w ogóle uwagi.
-Nie, ja tylko wyrażam swoją opinię, a ty jak zawsze wymyślasz te swoje historie.
-Nie mam ochoty się już z nikim kłócić, wystarczy mi Federico...
-Dobra koniec tematu. Idziemy na kawę?-Blondynka przystała na propozycję. Znajdując się na korytarzu, niemal zderzyła się z Włochem.
-Ludmiła przesłuchamy go jutro jeszcze raz, może dowiemy się czegoś więcej, przekażesz Leonowi?-Kiwnęła głową na znak zgody i odeszła w kierunku drzwi pisząc SMS.
Szatyn zaparkował samochód, po czym wysiadł i otworzył drzwi od strony pasażera. Po chwili znaleźli się w mieszkaniu.
-Dziękuję.
-Ja tylko zrobiłem to, co do mnie należy. Dobra, chyba musimy ci zmienić opatrunek.
-Jasne, tylko pójdę się odświeżyć.-Będąc w łazience przemyła twarz i rozczesała włosy. Skierowała kroki do salonu, gdzie czekał na nią Leon. Podwinęła rękaw i pozwoliła chłopakowi odwinąć bandaż.
-No nieźle wygląda, niedługo całkiem się zagoi.-Wtedy wymienili między sobą uśmiechy.
-Słuchaj, bo moi rodzice zaprosili mnie na obiad...poszłabyś ze mną?...Wiesz nie chcę cię tu zostawiać samej...Mieszkają jakieś pół godziny drogi stąd.
-Z chcęcią pójdę.
-Tylko jest taki mały problem, bo oni nie pochwalają mojej pracy. No po prostu nie chcą, żebym się narażał na niebezpieczeństwo...Mogłabyś...udawać moją dziewczynę?
poniedziałek, 26 października 2015
wtorek, 20 października 2015
Rozdział 8
Po ocknięciu się, zaczęła wylewać z siebie potok słów.
-Nie, to znaczy tak, ale...ja przecież nie musze iść, prawda? Dam sobie tutaj sama radę, a przecież...
-Violetta, nie musisz się go bać. Teraz już ci nic nie zrobi.
-Ja tam nie jestem potrzebna, lepiej jakbym została...-W tym momencie Leon podszedł do dziewczyny i ujął jej dłonie własnymi.
-Chodź.-Poddała się. Wiedziała, że nie może już nic zrobić. Opuściła mieszkanie i ze ściśniętym żoładkiem zajęła miejsce pasażera w samochodzie chłopaka. Całą drogę wpatrywała się w szybę. Jednak nie dostrzegła w niej mijanych krajobrazów miasta, tylko odbicie dziewczyny, którą w tym momencie targało setki negatywnyh myśli. Po opuszczeniu pojazdu, szła obok nie spuszczającego z niej wzroku chłopaka. Miała wrażenie, że z każdym krokiem jej serce bije coraz mocniej. W końcu dotarli do celu. Chłopak nacisnął na klamkę i pozwolił dziewczynie wejść pierwszej. W pomieszczeniu była już Ludmiła, którą poznała wcześniej oraz chłopak, którego widziała wczoraj w domu Leona. Oparła się o ścianę, gdy drzwi się zamknęły. Po chwili zobaczyła, że wszyscy wpatrują się w obiekt za jej plecami. Przestraszona odeszła kilka kroków do przodu, po czym obróciła się w celu spojrzenia na miejsce, w którym stała. To wcale nie była ściana. Tam znajdowało się lustro weneckie, a za nim on. Ten sam, który dwókrotnie probował ją zabić. Obraz, jaki zobaczyła, powoli zaczął przybierać coraz ciemniejszych barw, aż w końcu zrobił się całkowicie czarny.
Podniosła powieki i zdezorientowana rozejrzała się po pomieszczeniu.
-Gdzie...gdzie ja jestem?-Zapytała, gdy dostrzegła wzrokiem Leona, siedzącego za biurkiem. Chłopak odsłonił schowaną w dłoniach twarz. W jego oczach była widoczna złość.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?-Wycedził przez zęby, starając się opanować gniew.
-Co? Ja...
-Co? Pamiętasz wszystko, tak?? Od początku wiedziałaś i myślałaś, że jestem taki głupi!?
-To nie prawda...Ja nie...-Łzy bezsilności powoli zalewały jej policzki.
-Daruj sobie. Członkini mafii! Pewnie chciałaś wyciągnąć jakieś informacje, tak!?
-Leon...-Nie mogła wydusić z siebie ani słowa więcej. Bała się go. Nie wiedziała co teraz może zrobić chłopak, którego zamazaną przez łzy sylwetkę widziała obok siebie. Wtedy szatyn zdał sobie sprawę z tego co robi. Ona nie mogła być do tego zdolna. Nie ta, którą widzi całą roztrzęsioną, kulącą się coraz bardziej z każdym jego słowem. Nie ta, która ledwo uszła z życiem z obydwu spotkań z nimi. To wszystko nie miało sensu. Prawdę znała tylko Violetta, ale doprowadził ją do takiego stanu, że nie będzie w stanie mu powiedzieć. Usiadł ponownie na swoim miejscu.
-Violetta...Przepraszam. Nie chciałem, po prostu mnie poniosło.-Wtedy dziewczyna podniosła wzrok i zobaczył jej pełne smutku oczy.
-Nie...nie masz za co. Ja przypomniałam sobie...ale to było niedawno i bałam się...bałam się, że tak zareagujesz...Nie chciałam tego...Oni mnie zmusili, grozili, że mnie zabiją...i prawie im się udało, ale mnie uratowałeś...Opiekowałeś się mną, a nigdy nikt tego nie robił...od kilku lat musiałam siedzieć z nimi w tych ich kryjówkach...Nie mogłam nic zrobić...-Mówiła swój monolog przerywając kolejną dawką łez, lecz przy ostatnich słowach całkowicie wybuchła płaczem. Chłopak nie chciał jej przerywać, analizując każde słowo. Nie wiedział co o tym myśleć. Wierzył jej, był pewny, że go nie okłamuje, ale nie spodziewał się podobnych odczuć ze strony współpracowników. Chciał zrobić wszystko co w jego mocy, by nic jej nie groziło.
-Wierzę ci Violetta i wolałbym, żebyś na razie została u mnie, dopóki nie złapiemy pozostałych członków mafii.
-N..naprawdę?
-Tak, ale niestety nie mogę sam podjąć decyzji.-W tym momencie usłyszeli dźwięk pukania do drzwi. Uśmiechnął się do niej i poszedł otworzyć. W drzwiach stał Federico, a za nim Ludmi.
-Leon muszę z tobą pogadać.
-Wejdź.
-Wolałbym w cztery oczy.
-Jasne, to my pójdziemy do waszego gabinetu, a Ludmiła zostanie z Violettą, dobrze?-Po przytaknięciu opuścili pomieszczenie i idąc chwilę korytarzem, dotarli do miejsca. W środku usiedli naprzeciwko siebie, a Włoch pierwszy zabrał głos.
-Dowiedziałeś się czegoś? Jaki miała motyw?
-Żaden. Jest niewinna.
-Słuchaj. Wiem, że ją polubiłeś, ale..
-To nie ma nic do rzeczy. Owszem, była razem z nimi, ale została do tego zmuszona. Według mnie to właśnie ona jest najbardziej poszkodowana w tej sytuacji.
-No pewnie, miała dużo czasu, żeby ustalić sobie całą historię, a ty wierzysz w jej bajeczki.
-Przestań. Ufam jej bo jestem pewien, że mówi prawdę. Jeżeli nie byłbym przekonany co do tego, to nie mówiłbym ci o tym. Do czasu wyjaśnienia sprawy zostaje u mnie, jasne?
--------------------------------------
Hejka ;3
Tak, zdaję sobie sprawę, że dzisiaj wtorek (końcówka, ale jest xd), ale normalnie się wyrobić nie mogłam. Ja tak mam, że zawsze zostawiam wszystko na ostatnią chwilę, a później zdążyć nie mogę :'D
No więc rozdziały czasem mogą się pojawiać w te wtorki, ale postaramy się żeby tak nie było c:
-Nie, to znaczy tak, ale...ja przecież nie musze iść, prawda? Dam sobie tutaj sama radę, a przecież...
-Violetta, nie musisz się go bać. Teraz już ci nic nie zrobi.
-Ja tam nie jestem potrzebna, lepiej jakbym została...-W tym momencie Leon podszedł do dziewczyny i ujął jej dłonie własnymi.
-Chodź.-Poddała się. Wiedziała, że nie może już nic zrobić. Opuściła mieszkanie i ze ściśniętym żoładkiem zajęła miejsce pasażera w samochodzie chłopaka. Całą drogę wpatrywała się w szybę. Jednak nie dostrzegła w niej mijanych krajobrazów miasta, tylko odbicie dziewczyny, którą w tym momencie targało setki negatywnyh myśli. Po opuszczeniu pojazdu, szła obok nie spuszczającego z niej wzroku chłopaka. Miała wrażenie, że z każdym krokiem jej serce bije coraz mocniej. W końcu dotarli do celu. Chłopak nacisnął na klamkę i pozwolił dziewczynie wejść pierwszej. W pomieszczeniu była już Ludmiła, którą poznała wcześniej oraz chłopak, którego widziała wczoraj w domu Leona. Oparła się o ścianę, gdy drzwi się zamknęły. Po chwili zobaczyła, że wszyscy wpatrują się w obiekt za jej plecami. Przestraszona odeszła kilka kroków do przodu, po czym obróciła się w celu spojrzenia na miejsce, w którym stała. To wcale nie była ściana. Tam znajdowało się lustro weneckie, a za nim on. Ten sam, który dwókrotnie probował ją zabić. Obraz, jaki zobaczyła, powoli zaczął przybierać coraz ciemniejszych barw, aż w końcu zrobił się całkowicie czarny.
Podniosła powieki i zdezorientowana rozejrzała się po pomieszczeniu.
-Gdzie...gdzie ja jestem?-Zapytała, gdy dostrzegła wzrokiem Leona, siedzącego za biurkiem. Chłopak odsłonił schowaną w dłoniach twarz. W jego oczach była widoczna złość.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?-Wycedził przez zęby, starając się opanować gniew.
-Co? Ja...
-Co? Pamiętasz wszystko, tak?? Od początku wiedziałaś i myślałaś, że jestem taki głupi!?
-To nie prawda...Ja nie...-Łzy bezsilności powoli zalewały jej policzki.
-Daruj sobie. Członkini mafii! Pewnie chciałaś wyciągnąć jakieś informacje, tak!?
-Leon...-Nie mogła wydusić z siebie ani słowa więcej. Bała się go. Nie wiedziała co teraz może zrobić chłopak, którego zamazaną przez łzy sylwetkę widziała obok siebie. Wtedy szatyn zdał sobie sprawę z tego co robi. Ona nie mogła być do tego zdolna. Nie ta, którą widzi całą roztrzęsioną, kulącą się coraz bardziej z każdym jego słowem. Nie ta, która ledwo uszła z życiem z obydwu spotkań z nimi. To wszystko nie miało sensu. Prawdę znała tylko Violetta, ale doprowadził ją do takiego stanu, że nie będzie w stanie mu powiedzieć. Usiadł ponownie na swoim miejscu.
-Violetta...Przepraszam. Nie chciałem, po prostu mnie poniosło.-Wtedy dziewczyna podniosła wzrok i zobaczył jej pełne smutku oczy.
-Nie...nie masz za co. Ja przypomniałam sobie...ale to było niedawno i bałam się...bałam się, że tak zareagujesz...Nie chciałam tego...Oni mnie zmusili, grozili, że mnie zabiją...i prawie im się udało, ale mnie uratowałeś...Opiekowałeś się mną, a nigdy nikt tego nie robił...od kilku lat musiałam siedzieć z nimi w tych ich kryjówkach...Nie mogłam nic zrobić...-Mówiła swój monolog przerywając kolejną dawką łez, lecz przy ostatnich słowach całkowicie wybuchła płaczem. Chłopak nie chciał jej przerywać, analizując każde słowo. Nie wiedział co o tym myśleć. Wierzył jej, był pewny, że go nie okłamuje, ale nie spodziewał się podobnych odczuć ze strony współpracowników. Chciał zrobić wszystko co w jego mocy, by nic jej nie groziło.
-Wierzę ci Violetta i wolałbym, żebyś na razie została u mnie, dopóki nie złapiemy pozostałych członków mafii.
-N..naprawdę?
-Tak, ale niestety nie mogę sam podjąć decyzji.-W tym momencie usłyszeli dźwięk pukania do drzwi. Uśmiechnął się do niej i poszedł otworzyć. W drzwiach stał Federico, a za nim Ludmi.
-Leon muszę z tobą pogadać.
-Wejdź.
-Wolałbym w cztery oczy.
-Jasne, to my pójdziemy do waszego gabinetu, a Ludmiła zostanie z Violettą, dobrze?-Po przytaknięciu opuścili pomieszczenie i idąc chwilę korytarzem, dotarli do miejsca. W środku usiedli naprzeciwko siebie, a Włoch pierwszy zabrał głos.
-Dowiedziałeś się czegoś? Jaki miała motyw?
-Żaden. Jest niewinna.
-Słuchaj. Wiem, że ją polubiłeś, ale..
-To nie ma nic do rzeczy. Owszem, była razem z nimi, ale została do tego zmuszona. Według mnie to właśnie ona jest najbardziej poszkodowana w tej sytuacji.
-No pewnie, miała dużo czasu, żeby ustalić sobie całą historię, a ty wierzysz w jej bajeczki.
-Przestań. Ufam jej bo jestem pewien, że mówi prawdę. Jeżeli nie byłbym przekonany co do tego, to nie mówiłbym ci o tym. Do czasu wyjaśnienia sprawy zostaje u mnie, jasne?
--------------------------------------
Hejka ;3
Tak, zdaję sobie sprawę, że dzisiaj wtorek (końcówka, ale jest xd), ale normalnie się wyrobić nie mogłam. Ja tak mam, że zawsze zostawiam wszystko na ostatnią chwilę, a później zdążyć nie mogę :'D
No więc rozdziały czasem mogą się pojawiać w te wtorki, ale postaramy się żeby tak nie było c:
poniedziałek, 12 października 2015
Rozdział 7
Mężczyzna go nie widział. Dzięki uzyskanej w ciemności przewadze, ostrożnie wycofał się z powrotem. Tysiące myśli w jego głowie walczyło o dominację. Nie mógł narazić dziewczyny pochopną decyzją, ale jeśli nic nie zrobi zaraz usłyszy strzał. Nie zastanawiając się dłużej, skierował się do drugich drzwi, które prowadziły wprost do miejsca, gdzie stali. Będąc za celem, usłyszał błagania dziewczyny, które zmotywowały go do niezwłocznego działania. W przeciągu sekundy broń napastnika wylądowała z łoskotem na ziemi, a dziewczynie udało się wyswobodzić z jego rąk. Trzęsąc się, obserwowała jak Leon bije się z członkiem mafii. Wiedziała do czego mężczyzna jest zdolny, dokładnie pamiętała, że to on zadał jej strzał w ramię. Bezradna rozglądnęła się po pokoju. Pistolet. Przedmiot leżał niebezpiecznie blisko niedoszłego mordercy. Teraz albo nigdy. Rzuciła się do przodu, chwytając broń. Mężczyzna leżący na podłodze, próbując uniemożliwić szatynce pochwycenie broni, złapał ją kostkę u nogi. Jednak udało się. Trzymała w ręce upragnioną rzecz, zmuszając tym samym go do podniesienia się i przywarcia do ściany. Z bronią cały czas skierowaną w stronę napastnika, starała się pomóc nadal leżacemu wybawcy.
-Leon...Leon, dasz radę wstać?-Mówiła do chłopaka, który odzyskiwał przytomność. Gdy otworzył oczy, momentalnie podniósł się na nogi, gdyż spodziewał się najgorszego. Jednak widok dziewczyny trzymającej w garści mężczyznę pozytywnie go zaskoczył. Nie spuszczając wzroku z tej dwójki, wyjął telefon i wybrał numer do komisariatu.
-Federico zbierz ekipę i przyjedź do mnie, teraz. Mamy członka mafii.
-Jasne szefie.-Po krótkiej rozmowie, przejął pistolet od dziewczyny i obserwując pobitego przestępcę czekali kilka minut na przyjazd posiłków, w między czasie zakłuwając go w kajdanki. Po krótkim czasie drzwi gwałtownie się otworzyły i do mieszkania wbiegło kilku uzbrojonych policjantów.
-Zabierzcie go.-Wskazał bronią na mężczyznę, którego wtedy wyprowadziła dwójka z nich. Federico podszedł do Leona.
-No nieźle się spisałeś przyjacielu.
-W sumie to nie moja zasługa.-Wtedy obrócił się w stronę dziewczyny i posłał jej szczery uśmiech, który odwzajemniła.-Jej powinniśmy dziękować.-Stojąc ponownie przodem do Włocha, przybrał normalny wyraz twarzy.-Nie wiem po co tu przyszedł, ale dowiemy się na przesłuchaniu.
-Dobra, ja już muszę iść, cześć.-Szatyn zamknął drzwi i podszedł do Violetty.
-Dziękuję.
-To ja ci powinnam dziękować.
-Gdyby nie ty to nie wiem co by się stało.
-A gdyby nie ty to by mnie zastrzelił.-Równocześnie wybuchnęli śmiechem.
-Ok, to obydwoje jesteśmy bohaterami. Nie wiem czy pamiętasz, ale jest środek nocy, a my stoimy tu w piżamach.-Chłopak nie przestawał się uśmiechać.-To dobranoc Violetto.-Zaczął iść w kierunku drzwi, jednak spostrzegł, że szatynka nie rusza się z miejsca.
-Leon...boje się.-Wizja zostania ponownie samej w ciemnym pomieszczeniu, po tym co się stało nie była zbyt radosna.
-Rozumiem cię...to może chcesz spać ze mną?-Dziewczyna pokiwała głową i podążyła za nim.
Leon ubudził się zaskoczony, ale dziwnie szczęśliwy. Pamiętał, że jak zasypiali to leżeli na osobnych końcach łóżka. A teraz głowa szatynki spoczywa na jego torsie, a on obejmuje ją ramieniem. Nie chciał wstawać, żeby jej nie obudzić, więc patrzył na spokojnie śpiącą dziewczynę, która po chwili podniosła powieki. Pierwszym co zobaczyła po otworzeniu oczu była twarz Leona oddalona kilka centymetrów od niej. Speszona gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. Chłopak uśmiechnął się do niej i zniknął za drzwiami. Chwilę siedziała na rogu łóżka z podniesionymi koncikami ust, po czym udała się do swojej sypialni. Zabrała ubrania, a w łazience przebrała się i wykonała poranną toaletę. Chciała wypróbować kilka kosmetyków od Camili, więc wyciągła z kosmetyczki podkład, tusz i pomadkę. Gdy już zrobiła makijaż, wyszła z łazienki i skierowała się w stronę kuchni.
-Lubisz tosty z dżee..-W tym momemcie obrócił się i zaniemówił na jej widok. Uśmiechnęła się, bo pierwszy raz zwracała uwagę na to co ubiera i na swój wygląd.
-Z drzewa? Wolałabym jednak takie z tostera.-Rozbawiona usiadła przy stole i wzięła łyk soku pomarańczowego. Zjedli w cichej, lecz miłej atmosferze. Gdy skończyli, Leon poszedł do pokoju po swoje rzeczy, a później zaczął ubierać buty.
-Wychodzisz gdzieś?
-No tak, obydwoje idziemy na przesłuchanie tego typka z mafii. Zapomniałaś?-W tym momencie jej nastrój prysł jak bańka mydlana. To może być jej ostatni dzień w tym mieszkaniu i w ogóle na wolności.
-Leon...Leon, dasz radę wstać?-Mówiła do chłopaka, który odzyskiwał przytomność. Gdy otworzył oczy, momentalnie podniósł się na nogi, gdyż spodziewał się najgorszego. Jednak widok dziewczyny trzymającej w garści mężczyznę pozytywnie go zaskoczył. Nie spuszczając wzroku z tej dwójki, wyjął telefon i wybrał numer do komisariatu.
-Federico zbierz ekipę i przyjedź do mnie, teraz. Mamy członka mafii.
-Jasne szefie.-Po krótkiej rozmowie, przejął pistolet od dziewczyny i obserwując pobitego przestępcę czekali kilka minut na przyjazd posiłków, w między czasie zakłuwając go w kajdanki. Po krótkim czasie drzwi gwałtownie się otworzyły i do mieszkania wbiegło kilku uzbrojonych policjantów.
-Zabierzcie go.-Wskazał bronią na mężczyznę, którego wtedy wyprowadziła dwójka z nich. Federico podszedł do Leona.
-No nieźle się spisałeś przyjacielu.
-W sumie to nie moja zasługa.-Wtedy obrócił się w stronę dziewczyny i posłał jej szczery uśmiech, który odwzajemniła.-Jej powinniśmy dziękować.-Stojąc ponownie przodem do Włocha, przybrał normalny wyraz twarzy.-Nie wiem po co tu przyszedł, ale dowiemy się na przesłuchaniu.
-Dobra, ja już muszę iść, cześć.-Szatyn zamknął drzwi i podszedł do Violetty.
-Dziękuję.
-To ja ci powinnam dziękować.
-Gdyby nie ty to nie wiem co by się stało.
-A gdyby nie ty to by mnie zastrzelił.-Równocześnie wybuchnęli śmiechem.
-Ok, to obydwoje jesteśmy bohaterami. Nie wiem czy pamiętasz, ale jest środek nocy, a my stoimy tu w piżamach.-Chłopak nie przestawał się uśmiechać.-To dobranoc Violetto.-Zaczął iść w kierunku drzwi, jednak spostrzegł, że szatynka nie rusza się z miejsca.
-Leon...boje się.-Wizja zostania ponownie samej w ciemnym pomieszczeniu, po tym co się stało nie była zbyt radosna.
-Rozumiem cię...to może chcesz spać ze mną?-Dziewczyna pokiwała głową i podążyła za nim.
Leon ubudził się zaskoczony, ale dziwnie szczęśliwy. Pamiętał, że jak zasypiali to leżeli na osobnych końcach łóżka. A teraz głowa szatynki spoczywa na jego torsie, a on obejmuje ją ramieniem. Nie chciał wstawać, żeby jej nie obudzić, więc patrzył na spokojnie śpiącą dziewczynę, która po chwili podniosła powieki. Pierwszym co zobaczyła po otworzeniu oczu była twarz Leona oddalona kilka centymetrów od niej. Speszona gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. Chłopak uśmiechnął się do niej i zniknął za drzwiami. Chwilę siedziała na rogu łóżka z podniesionymi koncikami ust, po czym udała się do swojej sypialni. Zabrała ubrania, a w łazience przebrała się i wykonała poranną toaletę. Chciała wypróbować kilka kosmetyków od Camili, więc wyciągła z kosmetyczki podkład, tusz i pomadkę. Gdy już zrobiła makijaż, wyszła z łazienki i skierowała się w stronę kuchni.
-Lubisz tosty z dżee..-W tym momemcie obrócił się i zaniemówił na jej widok. Uśmiechnęła się, bo pierwszy raz zwracała uwagę na to co ubiera i na swój wygląd.
-Z drzewa? Wolałabym jednak takie z tostera.-Rozbawiona usiadła przy stole i wzięła łyk soku pomarańczowego. Zjedli w cichej, lecz miłej atmosferze. Gdy skończyli, Leon poszedł do pokoju po swoje rzeczy, a później zaczął ubierać buty.
-Wychodzisz gdzieś?
-No tak, obydwoje idziemy na przesłuchanie tego typka z mafii. Zapomniałaś?-W tym momencie jej nastrój prysł jak bańka mydlana. To może być jej ostatni dzień w tym mieszkaniu i w ogóle na wolności.
wtorek, 6 października 2015
Rozdział 6
Przez jakiś czas stał wpatrzony w szatynkę, która odwzajemniała jego uśmiech. Czynność przerwała im rozbawiona Camila.
-I jak tam Leon, stało się coś ważnego?
-Nie aż tak, Ludmiła z Fede coś podejrzewają, ale wątpie, żeby to była prawda...Mateo już poszedł?
-Poszedł to za mało powiedziane.-Jej nastrój momentalnie się zmienił.
-Zerwaliście?
-Tak, ale zmieńmy już temat, bo Violi chyba też nie najlepiej tego słuchać.
-Jak Violi? Co się stało?-Gdy wypowiedział jej imię, dziewczyna podniosła wzrok ze swoich stóp prosto na jego usta. Pożałowała tego, bo wie, że w sytuacji w jakiej jest, serce nie ma prawa być sprzeczne z rozsądkiem.
-Gdy wróciłam on się próbował do niej dobrać, nie wiem co byłby w stanie zrobić jakbym przyszła później.-Leon widząc, że rudowłosa zanosi się płaczem, przytulił ją.
-Ale nic ci nie jest Violetta?-Zawstydzona szatynka zaprzeczyła, nie podnosząc już głowy.
-Ja może już pójdę, cześć.-Siostra chłopaka rzuciła im krótki uśmiech i po chwili zniknęła za drzwiami.
-Idę przygotować kolację.-Nie spodziewając się odpowiedzi zrobił kilka kroków, jednak słysząc głos gwałtownie się obrócił.
-Pomóc ci?
-Jasne, chodź.
-To może spaghetti?-Dziewczyna pokiwała głową na znak zgody-Dobrze, to wyciąg makaron z tamtej szafki.-Brązowooka podeszła do wskazanego miejsca i stanęła na palcach, nie mogąc dosięgnąć. W tym momencie poczuła za sobą ciepło ciała chłopaka. Wyciągnął produkt z szafki będąc tak blisko niej, że mogła poczuć jego wspaniały zapach. Instynktownie zamknęła oczy, otwierając je dopiero, gdy się oddalił. Resztę czasu przygotowywaniu posiłku spędzili w milczeniu. Dopiero po zjedzeniu, chłopak zabrał głos.
-Musimy ci zmienić opatrunek, usiądź w salonie dobrze?-Chwilę później siedziała już na białej sofie w wymienionym pomieszczeniu. Jej wzrok spoczął na jednej rzeczy, którą widziała za każdym razem, gdy tu była, jednak teraz poczuła potrzebę oglądnięcia z bliska czarnego instrumentu. Siadła przy fortepianie i otworzyła klapę, odsłaniając rząd lśniących klawiszy. W tym momencie przed oczami stanął jej obraz rodziców. Gdy była mała zabierali ją na lekcje oraz różne konkursy, w których zajmowała wysokie miejsca. Nie pamiętała ich zbyt dobrze, odeszli w wyniku katastrofy lotniczej. Od tej chwili nie grała więcej. Ale teraz jej palce same zatapiały się w klawiszach, tworząc pełną bólu melodię, odzwierciedlającą jej życie.
Chłopak wracał słysząc dzwięki fortepianiu, jednak gdy przyszedł melodia ucichła.
-Grałaś?-Speszona posłała mu delikatny uśmiech.-Nie wstydź się, to było piękne.-Mówiąc te słowa usiadł obok niej i zaczął grać. Muzyka, którą tworzył nie przypominała tej wcześniejszej. Nie opisywała jej dawnych uczuć, tylko te, które miała w sobie teraz, te szczęśliwe. Gdy skończył obydwoje wymienili się szczerym uśmiechem.
-Ok, chodźmy zmienić ci ten opatrunek.-Ponownie usiedli na kanapie, a Violetta podwinęła rękaw swetra. Teraz już wiedział jak to zrobić i starał się ograniczyć ból do minimum. Po kilku minutach rana była z powrotem opatrzona. Dziewczyna znajdując się już w pokoju, zabrała potrzebne rzeczy i udała się do łazienki. Będąc tam poukładała kilka produktów, kupionych dzisiaj przez Camilę na półce. Później rozebrała się i weszła pod prysznic, myjąc swoje ciało wiśniowym żelem i włosy szampomem o tym samym zapachu. Po skończonej czynności osuszyła się i ubrała w niezbyt długą koszulę nocną. Gdy umyła zęby, wróciła do swojej sypialni. Siedząc na łóżku sięgnęła po stosik książek, ktore dostała razem z ubraniami i wybrała jedną z najbardziej interesującą okładką. Odłożyła resztę na swoje miejsce i pogrążyła się w lekturze. Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron zasnęła, nadal trzymając ją w rękach. W środku nocy obudziła się, czując suchość w gardle. Wyszła z pod pościeli i po cichu poszła do kuchni. Zaświeciła światło i nalała sobie szklankę wody. Po zaspokojeniu pragnienia, ponownie nacisnęła przycisk odpowiadający za jasność. Znajdując się w salonie, z trudem utrzymała się na nogach z powodu widoku, który zobaczyła. Ktoś zamykał drzwi wejściowe, którymi właśnie wszedł, wtedy gdy starając się nie zostać zauważona przemknęła do pokoju Leona. Roztrzęsiona pobiegła do chłopaka, budząc go gwałtownym potrząśnięciem
-Llleon...tam jest...on wszedł...ja...-Szatyn w mroku widząc przerażone spojrzenie dziewczyny, zerwał się z łóżka i ostrożnie wyszedł z pokoju, zapalająć swiatło w salonie. Nie widząc nikogo, spojrzał w stronę chowającej się za nim Violetty.
-Jesteś pewna, że kogoś widziałaś?-Bezgłośnie wypowiedziała słowo potwierdzenia próbując powstrzymać łzy.
-Dobra, zaczekaj tu.-Wyszeptał, po czym ostrożnie poszedł w stronę kuchni. Rozglądając się, usłyszał rozpaczliwy krzyk dobiegający z salonu. Nie zastanawiając się, szybko zawrócił do poprzedniego pomieszczenia. Zastał widok niebezpiecznie wyglądającego mężczyzny z bronią przyłożoną do skroni Violetty, w której oczach można było dostrzec wyraźnie rysujący się strach.
-----------------------------------------
Witam c:
Wiem dzisiaj nie poniedziałek, ale wczoraj się nie wyrobiłyśmy. Miałyśmy dzisiaj wygłaszać przemówienia na polskim i tyle na to czasu straciłyśmy, a w końcu nas nie pytała :')
No ale mniejsza z tym. Jak wam się rozdział podoba?
Abrazos ^.^
S&M
-I jak tam Leon, stało się coś ważnego?
-Nie aż tak, Ludmiła z Fede coś podejrzewają, ale wątpie, żeby to była prawda...Mateo już poszedł?
-Poszedł to za mało powiedziane.-Jej nastrój momentalnie się zmienił.
-Zerwaliście?
-Tak, ale zmieńmy już temat, bo Violi chyba też nie najlepiej tego słuchać.
-Jak Violi? Co się stało?-Gdy wypowiedział jej imię, dziewczyna podniosła wzrok ze swoich stóp prosto na jego usta. Pożałowała tego, bo wie, że w sytuacji w jakiej jest, serce nie ma prawa być sprzeczne z rozsądkiem.
-Gdy wróciłam on się próbował do niej dobrać, nie wiem co byłby w stanie zrobić jakbym przyszła później.-Leon widząc, że rudowłosa zanosi się płaczem, przytulił ją.
-Ale nic ci nie jest Violetta?-Zawstydzona szatynka zaprzeczyła, nie podnosząc już głowy.
-Ja może już pójdę, cześć.-Siostra chłopaka rzuciła im krótki uśmiech i po chwili zniknęła za drzwiami.
-Idę przygotować kolację.-Nie spodziewając się odpowiedzi zrobił kilka kroków, jednak słysząc głos gwałtownie się obrócił.
-Pomóc ci?
-Jasne, chodź.
-To może spaghetti?-Dziewczyna pokiwała głową na znak zgody-Dobrze, to wyciąg makaron z tamtej szafki.-Brązowooka podeszła do wskazanego miejsca i stanęła na palcach, nie mogąc dosięgnąć. W tym momencie poczuła za sobą ciepło ciała chłopaka. Wyciągnął produkt z szafki będąc tak blisko niej, że mogła poczuć jego wspaniały zapach. Instynktownie zamknęła oczy, otwierając je dopiero, gdy się oddalił. Resztę czasu przygotowywaniu posiłku spędzili w milczeniu. Dopiero po zjedzeniu, chłopak zabrał głos.
-Musimy ci zmienić opatrunek, usiądź w salonie dobrze?-Chwilę później siedziała już na białej sofie w wymienionym pomieszczeniu. Jej wzrok spoczął na jednej rzeczy, którą widziała za każdym razem, gdy tu była, jednak teraz poczuła potrzebę oglądnięcia z bliska czarnego instrumentu. Siadła przy fortepianie i otworzyła klapę, odsłaniając rząd lśniących klawiszy. W tym momencie przed oczami stanął jej obraz rodziców. Gdy była mała zabierali ją na lekcje oraz różne konkursy, w których zajmowała wysokie miejsca. Nie pamiętała ich zbyt dobrze, odeszli w wyniku katastrofy lotniczej. Od tej chwili nie grała więcej. Ale teraz jej palce same zatapiały się w klawiszach, tworząc pełną bólu melodię, odzwierciedlającą jej życie.
Chłopak wracał słysząc dzwięki fortepianiu, jednak gdy przyszedł melodia ucichła.
-Grałaś?-Speszona posłała mu delikatny uśmiech.-Nie wstydź się, to było piękne.-Mówiąc te słowa usiadł obok niej i zaczął grać. Muzyka, którą tworzył nie przypominała tej wcześniejszej. Nie opisywała jej dawnych uczuć, tylko te, które miała w sobie teraz, te szczęśliwe. Gdy skończył obydwoje wymienili się szczerym uśmiechem.
-Ok, chodźmy zmienić ci ten opatrunek.-Ponownie usiedli na kanapie, a Violetta podwinęła rękaw swetra. Teraz już wiedział jak to zrobić i starał się ograniczyć ból do minimum. Po kilku minutach rana była z powrotem opatrzona. Dziewczyna znajdując się już w pokoju, zabrała potrzebne rzeczy i udała się do łazienki. Będąc tam poukładała kilka produktów, kupionych dzisiaj przez Camilę na półce. Później rozebrała się i weszła pod prysznic, myjąc swoje ciało wiśniowym żelem i włosy szampomem o tym samym zapachu. Po skończonej czynności osuszyła się i ubrała w niezbyt długą koszulę nocną. Gdy umyła zęby, wróciła do swojej sypialni. Siedząc na łóżku sięgnęła po stosik książek, ktore dostała razem z ubraniami i wybrała jedną z najbardziej interesującą okładką. Odłożyła resztę na swoje miejsce i pogrążyła się w lekturze. Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron zasnęła, nadal trzymając ją w rękach. W środku nocy obudziła się, czując suchość w gardle. Wyszła z pod pościeli i po cichu poszła do kuchni. Zaświeciła światło i nalała sobie szklankę wody. Po zaspokojeniu pragnienia, ponownie nacisnęła przycisk odpowiadający za jasność. Znajdując się w salonie, z trudem utrzymała się na nogach z powodu widoku, który zobaczyła. Ktoś zamykał drzwi wejściowe, którymi właśnie wszedł, wtedy gdy starając się nie zostać zauważona przemknęła do pokoju Leona. Roztrzęsiona pobiegła do chłopaka, budząc go gwałtownym potrząśnięciem
-Llleon...tam jest...on wszedł...ja...-Szatyn w mroku widząc przerażone spojrzenie dziewczyny, zerwał się z łóżka i ostrożnie wyszedł z pokoju, zapalająć swiatło w salonie. Nie widząc nikogo, spojrzał w stronę chowającej się za nim Violetty.
-Jesteś pewna, że kogoś widziałaś?-Bezgłośnie wypowiedziała słowo potwierdzenia próbując powstrzymać łzy.
-Dobra, zaczekaj tu.-Wyszeptał, po czym ostrożnie poszedł w stronę kuchni. Rozglądając się, usłyszał rozpaczliwy krzyk dobiegający z salonu. Nie zastanawiając się, szybko zawrócił do poprzedniego pomieszczenia. Zastał widok niebezpiecznie wyglądającego mężczyzny z bronią przyłożoną do skroni Violetty, w której oczach można było dostrzec wyraźnie rysujący się strach.
-----------------------------------------
Witam c:
Wiem dzisiaj nie poniedziałek, ale wczoraj się nie wyrobiłyśmy. Miałyśmy dzisiaj wygłaszać przemówienia na polskim i tyle na to czasu straciłyśmy, a w końcu nas nie pytała :')
No ale mniejsza z tym. Jak wam się rozdział podoba?
Abrazos ^.^
S&M
Subskrybuj:
Posty (Atom)