Strony

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 34

Wstałam przed 8:00. Dzisiaj jest sobota, więc nie idę do Studia, ale chcę jak najszybciej być u Leona. Ubrałam się i zeszłam na śniadanie.
-Cześć mamo.
-Witaj Violu, poszłabyś po Kaylę? Ostatnio cały czas spędza koło budowy, dzisiaj nawet nie zjadła śniadania.
-Jasne.-Na zewnątrz było trochę chłodno, więc szybko odszukałam wzrokiem dziewczynę.
-Kayla, mama cię woła bo mówi, że...-Zaniemówiłam, gdy zobaczyłam że trzyma na rękach psa.
-Violu, to jest Lope. Proszę nie mów nikomu, Angie i German nie wiedzą...
-Dlaczego im nie powiesz? Przecież nie uda ci się utrzymać go w tajemnicy przed nimi. A w ogóle skąd go masz?
-Nie chcę mówić tacie, bo on by się pewnie nie zgodził, a Lope sam tu przyszedł. Nie ma napisanego żadnego adresu, ani nawet obroży...nie chcę oddawać go do schroniska.
-Oczywiście, że go nie oddamy, ale myślę, że jak powiesz Angie to ona przekona Germana.-Puściłam jej oczko i razem weszłysmy do domu. Przy śniadaniu wyjaśniłyśmy całą sytuację Angie.
-Jest śliczny. Postaram się przekonać Germana, ale nic nie obiecuję.
-Do czego mnie przekonać?-Wtedy do pomieszczenia wszedł tata Kayli. Angie wyszła razem z nim, a ja dokończyłam jedzenie.
-Trzymam kciuki Kayla, a teraz już lecę do szpitala. Pa.-Zabrałam torebkę i postanowiłam pójść tam na piechotę. Po półgodzinnym spacerze byłam na miejscu. Nacisnęłam odpowiedni guzik i czekałam, aż przyjedzie winda. Gdy drzwi się otworzyły weszłam i stanęłam obok dziewczynki z chustką na głowie. Na moje oko miała jakieś 7 czy 8 lat. Po chwili zaczęła rozmowę.
-Cześć, jestem Ana, a ty?
-Masz śliczne imię, ja jestem Violetta.
-Jesteś bardzo ładna, pewnie przyszłaś do chłopaka.
-Skąd wiedziałaś?-Lekko się zaśmiałam.
-Widziałam jakiegoś chłopaka na piętrze, na które jedziesz. Jestem tu kilka tygodni, nudzi mi się i czasem oglądam innych pacjentów.
-Mogę spytać dlaczego tu tyle jesteś?
-Muszę tu być, bo mam raka i właśnie przechodzę chemię.
-Przykro mi, ale skoro tyle tu już jesteś to pewnie niedługo wyjdziesz.-Posłałam jej nieśmiały uśmiech.
-Masz szczęście, ja to pewnie nigdy nie będę miała chłopaka, kto by chciał taką brzydką dziewczynę i to jeszcze bez włosów.
-Co ty mówisz, jesteś śliczna, a włosy ci przecież odrosną.-Wtedy winda zatrzymała się na piętrze, na którym znajduje się Leon.
-Cześć Violu.
-Do zobaczenia.-Uśmiechnęłyśmy się i wyszłam z ruchomego pomieszczenia. Bez problemu odszukałam sali, w której leżał szatyn. W drzwiach minęłam się z lekarzem, który coś zapisywał.
-Dzień dobry, jak z nim?
-Narazie jego stan jest stabilny, ale proszę być dobrej myśli.-Podziękowałam i weszłam do środka. Pielęgniarka mówiła, że niektórzy w śpiączce słyszą, więc co szkodzi spróbować. Złapałam szatyna za rękę i zaczęłam swój monolog.
-Leon...przepraszam cię za tamto na balu...już sobie wytłumaczyłyśmy wszystko z Natalią...uświadomiłam sobie, że nie wytrzymam bez ciebie ani minuty dłużej...proszę cię, obudź się...dla mnie.-Powoli opadłam na oparcie krzesła. Wpatrując się w mojego chłopaka przyszła mi chęć napisania piosenki. Wyjęłam z torebki notatnik i długopis.
„Jeśli czuję zimno w mojej samotności
W moim sercu szukam Tobie miejsca
Jeśli wierzę, że moje kroki prowadzą do ciebie
Twoje ciepło któregoś dnia mnie ogarnie
I z twoim imieniem wygrawerowanym we mnie
Na piasku napiszę o tej miłości
A jeśli morze zabierze każde dzisiejsze słowo
Będę krzyczeć głośniej niż słońce...”
Kilka godzin myślałam nad tym tekstem, ale myśle że jest okey, własnie to teraz czuję. Nazwałam piosenkę „Ahí estaré”. Zrobiłam się trochę głodna, więc wyszłam z sali i skierowałam się do bufetu. Wzięłam frytki i sok pomarańczowy. Gdy wychodziłam zderzyłam się z jakąś dziewczynką.
-Przepraszam cię...o cześć Ana.
-Violu, czy masz drugiego chłopaka?
-Nie no coś ty.-Odpowiedziałam trochę zdziwiona.
-To kto wchodził do sali?
-Do jakiej sali?
-No do tej, w której jest twój chłopak.
-Nie wiem kto tam wchodził, jadłam teraz. Ale pójdę zobaczyć, dzięki Ana.-Szybko doszłam do pomieszczenia, w którym znajdował się szatyn.
-Alex? Co ty tu robisz?
-Dowiedziałem się o wypadku...wiem, że się trochę pokłóciliśmy z Leonem, ale to tylko głupoty.-Mówiąc te słowa, położył rękę na moim ramieniu. Wtedy maszyna, do której był podpięty mój chłopak zaczęła szybciej pikać.
-Alex! Biegnij po lekarza!-Chłopak wybiegł z pomieszczenia, a ja roztrzęsiona złapałam Leona za rękę.
-Leon! Leon spokojnie...-Łzy bezsilności wypłynęły z moich oczu, gdy do sali wszedł lekarz.

4 komentarze:

  1. Świetne :-) Śliczny piesio :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, piesek mi się spodobał i musiałam go tu dać :D

      Usuń
  2. Rozdział cudny! Tylko troche krótki ;// No ale Mam nadzieje że następny będzie dłuższy! Zapraszam również do mnie ---> http://leonetta-true-love.blogspot.com/?m=1 Pozdrawiam
    ~Niebo

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki, następny za chwilę dodam ;)
    Do ciebie na pewno wpadnę :*

    OdpowiedzUsuń