Tłumiła w sobie krzyk, niemiłosierny ból rozdzierał jej rękę. Z trudem podniosła sprawną kończynę i dotknęła delikatnie rany. Wyczuła, że to miejce opatrzone jest bandażem. Cicho syknęła z bólu pod wpłwem tego ruchu. Przerażona podniosła powieki do góry i zobaczyła, że miejsce, w którym się znajduje nie jest jej znane. Nie przypominało szpitalnej sali, w której powinna być w takiej sytuacji. Siedziała na niewygodnym, drewnianym krześle, które zapewne stało w tym samym miejscu przez wiele lat. Zauważyła identyczne naprzeciwko siebie. Dzielił je tylko ciężki, metalowy stół, posiadający kilka wgnieceń. Nie dostrzegła okna. W pokoju było ciemno, jedynym źródłem światła była niewielka smóżka wydobywająca się z pod drzwi. Wpatrzona w jasny płomyk niemal podskoczyła, gdy w zamku zazgrzytał klucz. Do pomieszczenia wszedł wysoki, umięśniony szatyn. Przy każdym kroku, który stawiał na drewnianej posadzce dziewczyna kuliła się coraz bardziej.
Z dreszczykiem... Czekam na ciąg dalszy :-*
OdpowiedzUsuń