Szatynka osłupiona wpatrywała się w szmaragdowe tęczówki, których właściciel niecierpliwie czekał na odpowiedź.
-Ja..jasne, czemu nie?-W środku gotując się ze szczęścia, że zadał jej to pytanie, posłała mu tylko ciepły uśmiech, na co on odpowiedział tym samym. Gdy znajdowali się już w samochodzie, chłopak układał sobie w głowie słowa.
-Wiesz, bo moi rodzice są...jakby to powiedzieć...dość wymagający. Niezbyt podobały im się dziewczyny, z którymi ich poznawałem...nie mówie, że coś z tobą jest nie tak, bo jesteś świetna...-Przerwał zawstydzony, na co ona oblała się rumieńcem.-...Chciałem, żebyś wiedziała, bo mogą zareagować trochę nietypowo...
-Rozumiem, nie ma sprawy.
-Nie zakładam, że będzie źle, bo na pewno się im spodobasz.
-Tak? Co im się może spodobać?-Zapytała, powodując większe zakłopotanie chłopaka, a z jej twarzy nie schodził triumfalny uśmiech.
-No jesteś miła i tak ogólnie...-Zaśmiała się, a po chwili chłopak do niej dołączył. Reszta drogi minęła w przyjemnej atmosferze. Gdy zaparkowali przed bogato wyglądającym budynkiem z nienagannym ogrodem, szatyn wysiadł i otworzył drzwi od strony pasażera.
-Jesteś gotowa, moja dziewczyno?-Puścił jej oczko, równocześnie podając rękę. W dobrym nastroju, lecz lekko poddenerwowana dziewczyna podeszła razem z nim do drzwi. Chwilę po naciśnięciu dzwonka w drzwiach stanęło małżeństwo Verdas. Jasnowłosa kobieta miała na sobie granatową sukienkę, którą podkreślała idealnie dobrana biżuteria. Natomiast mężczyzna był wysokim i dobrze zbudowanym szatynem, z wyglądu zupełnie przypominającym starszą wersję Leona. Kobieta zaprosiła gestem ręki gości do środka.
-Ym to jest Violetta, moja..dziewczyna.
-Ja mam na imię Sara, a to mój mąż Christian.
-Miło mi państwa poznać. Śliczny ogród, sama pani się nim zajmuje?
-Jak tylko mam chwilkę.-Uśmiechnęła się do niej lekko.-Zapraszam do jadalni.-W pomieszczeniu stał duży, dębowy stół, na którym były rozłożone cztery nakrycia. Rodzice Leona usiedli obok siebie, a oni naprzeciwko nich. Gospodyni wyczekując tego momentu, niemalże w tej samej sekundzie przybyła z ogromnym talerzem, na którym spoczywał idealnie przyrządzony indyk. Gdy danie zostało podzielone na porcje, pani domu zabrała głos.
-Leon dlaczego nie pijesz wina? Specjalnie jechaliśmy po twoje ulubione.
-Prowadzę.-Posłał jej krótki uśmiech.
-To nie zostajecie na noc?-Ojciec chłopaka był trochę zaskoczony.
-Muszę być jutro w pracy i...
-Leoś, tak rzadko się widujemy. A ty chyba idziesz po południu do pracy? Pojechalibyście wcześniej.-Szatyn spojrzał na dziewczynę, siedzącą po jego prawej stronie.
-Nie mam nic przeciwko, możemy zostać.-Uśmiechnęła się słodko, na co on przybrał podobny wyraz twarzy.
-To może opowiecie nam jak się poznaliście?-Po usłyszeniu pytania szatynka zaksztusiła się kawałkiem mięsa i wymownym wzrokiem spojrzała na szatyna.
-Em..Może ty Violu powiesz?-Obdarzył ją błagalnym spojrzeniem, na co momentalnie uległa. Przełknęła resztki pokarmu i zaczęła mówić.
-No więc to była zima. Pamiętam wychodziłam z mojej ulubionej kawiarni z kubkiem kawy Macchiato. Śpieszyłam się wtedy na spotkanie z przyjaciółką i wybiegłam, nie zauważając lodu na chodniku. No i łatwo przewidzieć, że się poślizgnęłam, ale oczywiście ktoś mnie uratował.-Wtedy złapała za rękę chłopaka, spoczywającą na stole, a ich ciała przeszedł przyjemny dreszcz.-A, że miałam ze sobą te kawę, to jej zawartość wylała się na mojego zbawiciela.-Zakończyła lekko się śmiejąc, a gdy obróciła głowę ujrzała oczy pełne zaskoczenia, ale również i szczęścia. Gospodyni podająca tort czekoladowy, przeszkodziła w zamiarze wypowiedzi rodziców chłopaka. Obdarzyli ich tylko serdecznymi uśmiechami. Leon spostrzegł w nich dziwną zmianę, która mogła zwiastować, że polubią szatynkę. Po zjedzeniu deseru Violetta zaproponowała pomoc dzisiejszej kucharce, co pozwoliło na prywatną rozmowę Verdasów.
-Wreszcie znalazłeś jakąś przyzwoitą dziewczynę.-Po słowach ojca, chłopak teatralnie przewrócił oczami.
-Carmen przygotowała dla was pokój na górze.
-Dla nas? Będziemy spać w jednym pokoju?
-Jesteście dorośli i nie wierzę, że śpicie osobno.-Kobieta uścisnęła mocno syna, który miał poważne obawy co do reakcji 'jego dziewczyny' na tę wiadomość.
---------------------------------
Ehh dopiero teraz...Wiecie jak miałyśmy ostatnio mało czasu? Do tego dochodzi akademia, na którą jak tylko była chwila robiłyśmy transparent, a przed nią dzisiaj kilka godzin prób. A ja oczywiście trzymając go dzisiaj na 'scenie' sobie zasłabłam. Masakra, wyprowadzało mnie troje nauczycieli, z czego jedna to dyrektorka :') Tak więc przepraszamy i mamy nadzieję, że rozdział się podobał c;
P.S
No jest parę minut po północy, ale możemy uznać to za poniedziałek ;3
Świetny :-* Mało czasu? Wiem coś o tym i doskonale Was rozumiem...
OdpowiedzUsuńJestem i przeczytałam ten amazing rozdział. Boże jak ja was kocham dziewczyny <3 Śliczna fotka :) P.S. Jak ja (schiza xD) bohaterowie udają parę. Fajny pomysł Violi. Czas... Mam ten sam problem i rozumiem. Mam nadzieję, że już jest z tobą ok, a jak nie to powrotu do zdrowia. P.S. Życzę weny <3
OdpowiedzUsuńSuper, czekam na jutrzejszy rozdział ;)
OdpowiedzUsuń