wtorek, 24 listopada 2015
Rozdział 12
Cząstki jej skóry, którą dotykał chłopak płonęły, powodując uczucie, wypełniające całe jej wnętrze. Powoli oddalili się od siebie, a szatnka zdezorientowana wpatrywała się w tęczówki, w których dostrzegała ogniki, świadczące o zadowoleniu z jego czynu.
-Leon...ja nie jestem gotowa...zbyt krótko się znamy.
-Wiem, przepraszam. Działałem pod wpływem emocji.-Trochę posmutniał z powodu jej słów, jednak wiedział, że ma rację. Nie tracąc uśmiechu, wziął Violettę pod rękę i skierowali się z powrotem w stronę teatru.
Gdy siadali na swoich wcześniejszych miejscach, aktorzy w pełnym składzie pojawili się na scenie, a salę wypełniły entuzjastyczne oklaski widzów. Wychodzili powoli, szukając wzrokiem rodziców szatyna, których spotkali przy wyjściu z budynku.
-Jesteście. Znam świetną restaurację w pobliżu, pójdziemy na piechotę, dobrze?-Para przytaknęła kobiecie i skręcili w ulicę tętniącą życiem, mimo wieczornej godziny.
-Jak się wam podobało?
-Było świetnie. Najbardziej podobała mi się scena, gdy Anna została uratowana z rąk swojego brata. Naprawdę dobrzy aktorzy.-Violetta obdarzyła Leona, który zagłębiał dalsze losy bohaterów pytającym spojrzeniem. Gdy skończył rozmowę z ojcem, szedł z dziewczyną kilka kroków za rodzicami.
-Czytałem recenzję spektaklu, tak na wszelki wypadek.
-Czyli ty to wszystko zaplanowałeś?-Udawając obrażoną, teatralnie uderzyła go w ramię. Rozbawieni doszli do eleganckiego budynku, nad którym widniało logo w języku francuskim. Zajęli miejsce przy stoliku nakrytym czerwonym obrusem, a chwilę później kelner przyniósł kartę dań. Szatynka prześledziła wzrokiem nieznajome potrawy, w końcu stawiając na Casserole z kurczakiem.
-A nie powiedziałaś nam Violetto, czym się zajmujesz?-Leon wyraźnie zaskoczony pytaniem trącił ręką kieliszek wina, którego zawartość wylądowała na dziewczynie. Gwałtownie podniosła się z miejsca, nie chcąc by jej ubranie zamoczyło się jeszcze bardziej.
-Przepraszam! Nie chciałem...
-Spokojnie, nic się nie stało, pójdę to trochę zmyć.-Puściła mu oczko, po czym skierowała się do toalety. Gdy wyszli, zadzwonili po taksówkę i po kilkunastu minutach byli z powrotem w posiadłości państwa Verdas.
-Violetto, Carmen przygotowała ci piżamę, możesz pójść się wykąpać, a ona wypierze ci ubranie.-Dziewczyna podziękowała i gdy znajowała się przed kabiną prysznicową, zdjęła z siebie klejące ubrania i weszła do środka. Nie wiedziała ile czasu pozwoliła stróżkom wody płynąć po jej ciele, ale jej głowa przepełniona była emocjami z dzisiejszego dnia. Osuszyła się i włożyła wcześniej przygotowaną piżamę. Po wyjściu z pomieszczenia popatrzyła zdezorientowana po korytarzu, nie wiedziała, w którym pokoju miała spać. Jak na zawołanie z drzwi po lewej stronie wyszedł Leon, ubrany tylko w spodnie od piżamy. Szatynka delikatnie przygyzła wargę i weszła za nim w głąb sypialni. Pomieszczenie było duże, a kolorami dominującymi była czerń i biel z lekką nutką niebieskiego.
-Wow, czy to twój pokój?
-Tak, mieszkałem w nim kiedyś, a teraz tylko czasem jak tu jestem.
-A to?- Wskazała na pościel ułożoną na dywanie.
-A właśnie. Mamy spać tutaj razem, więc ja będę na podłodze, a ty na łóżku.-Chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, jednak tylko się uśmiechnęła i podeszła do łóżka. Chłopak zgasił światło i również się położył.
-Dobranoc.-Nie odpowiedziała, bo chwilę później znalazła się w krainie snów.
Dzisiaj chyba nie przyniosłaś zbyt wiele pożytku, co?-Warknął mężczyzna o głowę wyższy od niej.
-Ja..ja się starałam.-Powiedziała roztrzęsiona, przylegając tak mocno do ściany, jakby chciała przez nią przejść.
-Starałaś się? Wiesz w czym ty się możesz postarać.-Odpowiedział triumfalnym głosem, wstając z miejsca.
-Nie...proszę...-Błagalnym tonem wypowiadała słowa, a po jej twarzy spływały łzy. Jednak mężczyznę nie obchodził jej strach, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej motywował do działania. Mimo oporu zwinnie ściągał z niej kolejne ubrania.
Obudziła się cała roztrzęsiona, a na swoich policzkach poczuła łzy.
-Miałaś zły sen, tutaj jesteś bezpieczna.-Dopiero teraz zauważyła kucającego przy niej chłopaka.
-On był taki realny, czułam się, jakbym znowu tam była...-Leon nie pozwolił jej na wybuch płaczu, przytulając ją uspokajająco.
-Czy możesz..?
-Jasne.-Zrobiła miejsce i po chwili szatyn leżał przy niej. Wciąż wtulona w jego ramiona zdołała tylko szepnąć.
-Dziękuję.
------------------------------------
No i mamy dwunastkę c:
Chyba zauważyliście, że ciągle ten wtorek? Jakoś źle jest pisać na poniedziałek, wy też wtedy mniej wchodzicie, więc oficjalnie zmieniam datę dodawania rozdziałów na WTOREK.
Chyba tak będzie lepiej :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Mega rozdział ^^ Jak zresztą każdy :) Nie powiem, postać Violetty robi się coraz ciekawsza... Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńSuper!. Czekam na next i zapraszam do mnie!
OdpowiedzUsuń