-Ludmiła! Czekaj!-Wołałam blondynkę, ale ona już zniknęła z moich oczu. Rozwścieczona ruszyłam w strone Camili i Fede.
-Możecie mi wyjaśnić z łaski swojej co tu sie dzieje??-Spojrzeli po sobie zdezorientowanym wzrokiem.
-Ale o co ci chodzi Violu? Czy coś się stało?
-Coś się stało? Śpiewasz piosenke dla mojej przyjaciółki, a twoja dziewczyna wybiegła z płaczem. Ale nie, wcale nic się nie stało.-Mówiłam z ironią dosyć głośno, zwracając uwage przechodniów.
-Nie wiedziałem, że tu będziecie, ja tylko pokazywałem Cami piosenke dla Lu. Nie chciałem, żeby ją słyszała.-Widziałam smutek w jego oczach.
-Czekaj, czekaj to była piosenka dla Ludmiły?-Wtedy Camila poderwała się z miejsca.
-Oczywiście, że tak! Violu co ty myślałaś?
-No bo ja...-W tym momencie usłyszałam znajomą melodię. Wyjęłam telefon z torebki i spojrzałam na wyświetlacz.
-Przepraszam was na chwilę, musze odebrać.
-Halo?
-Dzień dobry, ja nazywam się Elena Dante czy dodzwoniłam się do Violetty Castillo?
-Tak, czy coś się stało?
-Nakazano mi poinformować pannę o tym, że Angie Castillo jest w naszym szpitalu, ale jej stan jest stabilny. Ma się panienka nie martwić.
-W szpitalu?? Dziękuje za informację.-Szybko się rozłączyłam i zwróciłam do przyjaciół.
-Moja mama jest w szpitalu, jade do Wenecji. Możecie powiedzieć Leonowi?-Nie czekałam na odpowiedź udałam się do domu. Drżącymi rekami sięgłam po klucze i otworzyłam drzwi. Ocierając łzy pakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do walizki. Gotowa zeszłam na dół. Gdy przekraczałam próg drzwi wejściowych zderzyłam się z Leonem.
-Leon? A co ty tu robisz?
-Nie mogę cię puścić samej. Daj walizkę i wsiadaj do samochodu.-Wykonałam polecenie chłopaka i zajęłam miejsce pasażera w jego aucie. Leon usiadł za kierownicą i ruszyliśmy. Niezbyt długa podróż minęła w milczeniu. Gdy przyjechaliśmy na lotnisko chłopak otworzył mi drzwi i wyjął z bagażnika walizki. Weszliśmy do budynku.
-Sprawdzę, o której jest najbliższy lot i kupię bilety, a ty sobie siądź i zaczekaj, dobrze?
-Ok, dziękuję.-Wymusiłam uśmiech i opadłam na krzesło. Widziałam, że kolejka jest dosyć długa, więc poszłam do automatu z jedzeniem. Kupiłam dwie butelki soku i wróciłam na miejsce. Po jakimś czasie pojawił się Leon z dwoma kawałkami papieru w ręce.
-Kupiłem bilety na lot za 20 minut.-Bez słowa podałam mu napój i powróciłam do wpatrywania się w podłogę.
-Violetta, lepiej już chodźmy na odprawę.-Posłuchałam chłopaka i po kilku minutach siedzieliśmy w samolocie.
-Wiesz dokładnie co się stało twojej mamie?
-Powiedzieli, że to nic takiego, ale boje się o nią.
-Rozumiem cię, ale wszystko się ułoży, zobaczysz.-Uśmiechnął się lekko i puścił mi oczko.
-Ludmiła mówiła, że do jej mamy też dzwonili ze szpitala.
-To dobrze, ale zapomniałam wyjaśnić Ludmi tej całej sytuacji z Federico.
-Spokojnie, już wszystko wie.-W momencie gdy wypowiadał te słowa usłyszałam, że mamy zapiąć pasy, bo za niedługo lądujemy. Gdy samolot znalazł się na ziemi, szybko udaliśmy się do wyjścia. Zabraliśmy nasze walizki i zadzwoniliśmy po taksówkę. Po jakmś czasie znajdowaliśmy się na miejscu. Wzięłam głęboki oddech i przekroczyłam drzwi szpitala. Podeszłam do najbliżej stojącej pielęgniarki, która dziwnie popatrzyła na nasze walizki.
-Dzień dobry, chciałam się zapytać, w której sali jest Angie Castillo.
-Jesteś jej rodziną?
-Tak, to moja mama.-Wtedy kobieta spojrzała na plik kartek, które trzymała.
-Jest w sali numer 94.
-Dziekuje.-Złapałam rączkę walizki i ruszyliśmy w stronę windy. Gdy znaleźliśmy się na odpowiednim piętrze szybko odnalazłam salę numer 94. Stojąc przed drzwiami czułam przyśpieszone bicie mojego serca.
Proszę pisz szybciej :-* bo jestem b.ciekawa co jej się stało :O
OdpowiedzUsuńNo, jak znajdziesz chwilę to proszę,pisz,też czuję przyspieszone bicie serca <3 ;-)
OdpowiedzUsuńJakie jesteście kochane :D rozdział będzie najpóźniej jutro :* teraz miałyśmy kilka sprawdzianów dziennie (a można tylko jeden no ale kto im zabroni xd) i nie było czasu, ale już zabieram sie za pisanie ;)
Usuń