Strony

czwartek, 30 lipca 2015

*Epilog*

*6 lat później*
   -Vils, no nie ruszaj się, bo jakbyś nie zauważyła to próbuję ci wpiąć welon!-Pewnie zastanawiacie się o co chodzi? Już wam mówię. Dzisiaj jest mój wielki dzień. Kto jest tym szczęśliwcem? Oczywiście najprzystojniejszy facet o szmaragdowym spojrzeniu. Usiądźcie wygodnie, opowiem wam całą historię. Zaczęła się pewnego słonecznego dnia, gdy się poznaliśmy w progu mojego domu. Nieco później zostaliśmy parą. Oczywiście nie było tak kolorowo, bywały kłótnie i drobne sprzeczki. Pierwsza taka miała miejsce przed wypadkiem mojego wybranka. Pewnie wiecie, jak się martwiłam o niego, ale ta historia miała być szczęśliwa, więc pominę ten fragment. Jednak w naszym związku przeważały dobre chwile, które najbardziej zapadły w mojej pamięci. Najlepsza z nich? Myślę, że każda z nas wybrała by oświadczyny i ja też tak zrobię. W końcu gdyby nie one nie stałabym teraz przed lustrem w sukni ślubnej. Nigdy nie zapomnę wszystkich uczuć, które mieszały się ze sobą, gdy zobaczyłam pierścionek...
-Mia! No patrzcie jak ona wygląda, a za chwile ślub!-Ludmiła starała się, aby wszystko było idealne, jak przystało na świadkową. Kim jest Mia? A pamiętacie może ciąże Angie? No właśnie, to moja pięcioletnia siostrzyczka. Wyglądają z moją mamą jak dwie krople wody, ale charakter ma po Germanie.
-Kayla, chodź zmyj jej ten makijaż! Naprawdę nikt nie widział co ona robi z tą szminką? Przecież nie może sypać kwiatków w takim stanie!-Kayla, wiecie jak zmieniła się nastoletnia, chodząca w trampkach miłośniczka koni? Otóż teraz jest dorosłą, chodzącą w trampkach miłośniczką koni.
   -Violu uśmiech!...Ślicznie wyglądasz!-German, właśnie prowadzi mnie w stronę ołtarza. Jak się układa jemu i mamie? Ze ślubem poszło wszystko po ich myśli, a kilka miesięcy później urodziła się Mia. Teraz mieszkają razem z Kaylą, Mią i Lope. A ja gdzie mieszkam? Jakiś czas temu kupiliśmy z Leonem mały dom niedaleko dzielnicy, w której mieszkaliśmy.
Szłam powoli rozglądając się na boki. W ławkach siedziało pełno naszych przyjaciół, którzy również ułożyli sobie życie z ich drugą połówką. Zobaczyłam narzeczonych trzymających się za ręce. Kto to był? Nikt inny jak Camila i Diego. Rudowłosa niedawno skończyła pracę nad filmem i wróciła do Rzymu, wtedy on jej się oświadczył. Słodko prawda? A skoro mowa o słodkości...zgadlibyście kto spodziewa się dziecka? Fran jest w trzecim miesiącu ciąży, a Marco nie odstępuje jej na krok. Pewnie ciekawi was czy Naty w końcu wyznała swoje uczucia Maxiemu? Mogę śmiało odpowiedzieć, że tak i nie pożałowała. W mojej szufladzie leży zaproszenie na ich ślub, którego datą jest data ich pierwszego spotkania.
German ze łzami w oczach odszedł, gdy byliśmy na miejscu. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam uśmiechniętą Ludmiłę. Jak im się układa z Fede? Nie są jeszcze małżeństwem, ani nawet się nie zaręczyli, ale powiem wam w tajemnicy, że Federico planuje jej się oświadczyć niedługo.
-Ja Leon Verdas biorę Ciebie Violetto za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.-I stało się. Jesteśmy małżeństwem. Jak się ułoży dalej moje życie? Tego nikt nie wie, mogę sobie tylko wyobrażać...
--------------------------------
I stało się! mamy epilog xd
Smutno mi się zrobiło hahah
Ale jak to powiedziała Vilu "Każdy koniec jest początkiem czegoś nowego". ;D
No więc jakby ktoś nie czytał notatki pod poprzednim rozdziałem powtórzę, że nowe opowiadanie zaczniemy w następnym tygodniu. Prawdopodobnie poniedziałek, ewentualnie czwartek.
Buen día! :)



poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 36

Przeczytaj notatkę pod rozdziałem!

*Violetta* 
Grzbietem dłoni ścieram łzę płynącą po moim policzku i nagle słyszę swoje imię. Obracam głowę w kierunku głosu, a moje usta momentalnie układają się w szeroki uśmiech.
-Leon!-Ze szczęścia zapomniałam o stanie szatyna i rzuciłam się na jego łóżko przytulając go. Po chwili spoglądam w jego szmaragdowe oczy, które wyrażają tak wiele emocji. Patrzyliśmy na siebie jakiś czas, jednak przypomniałam sobie o tym z jakiego powodu tu jesteśmy.
-Przepraszam cię...to przeze mnie to wszystko, nie powinniśmy byli się kłócić, a ty pewnie nie chcesz mnie widzieć...-Podparłam się ręką w celu podniesienia się, ale poczułam na niej słaby dotyk szatyna.
-To nie prawda. Słyszałem wszystko co mówiłaś, gdy byłem w śpiączce...kocham cię.-Po każdym słowie robił krótką przerwę, widziałam że jest zbyt słaby i nie czekając wstałam z łóżka.
-Leon, przepraszam cię, później pogadamy, ale muszę iść powiadomić lekarza, że się wybudziłeś.-Lekko uśmiechnięty skinął głową. Szybko wyszłam z pomieszczenia i odnalazłam lekarza, który właśnie wychodził z sali obok.
-Przepraszam, bo Leon...on się obudził!-Mężczyzna pierwszy wszedł do pomieszczenia w którym znajdował się chłopak, a ja zamknęłam drzwi i podeszłam bliżej niego.
-Jak się pan czuje?
-Raczej dobrze.
-Proszę ściągnąć koszulkę, zbadam pana, a jak wszystko będzie w porządku, niedługo będzie pan mógł wracać do domu...Nie zabrałem kilku dokumentów, zaraz wracam.-Lekarz zostawił mnie samą z szatynem, który popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
-Pomożesz?-Roześmiałam się i podeszłam do łóżka. Pomogłam mu znaleźć się w pozycji siedzącej, po czym pozbyłam się górnej części jego ubioru. Lekko przygryzłam wargę na widok umięśnionego torsu chłopaka. W tym momencie drzwi otwarły się i do środka wrócił lekarz. Następnie zbadał Leona i zapisał coś.
 -Wszystko w porządku, jesteś tylko trochę osłabiony, ale za kilka dni powinno być dobrze. Przepraszam, ale muszę już iść.-Mężczyzna minął się w drzwiach z grupką moich przyjaciół z Fran na czele.
-Przepraszam Violu, ale spotkałam Cami i Diego, no więc trochę dłużej mi zeszło, ale...Leon??-Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia, po czym podbiegła do mojego chłopaka.
-Viola! Czemu nie mówiłaś? Rodzice wiedzą? A..-Rozbawiona przerwałam jej krzyki, widząc że wymachując napojami rozlewa je na podłogę.
-Fran spokojnie, obudził się parę minut temu, a ty przecież poszłaś po kawę.
-A właśnie, trzymaj.-Podała mi do ręki w połowie pełny kubek zimnego już napoju. Później wyjaśniliśmy sobie wszystko z Leonem. Po chwili Francesca zadzwoniła do ich rodziców, którzy przyjechali po 20 minutach. Gdy się przywitaliśmy postanowiłam, że zostawimy Leona z rodziną. Złożyłam na jego ustach pocałunek, po czym razem z Diego i Cami opuściliśmy szpital. Dochodząc do celu zauważyłam jak German z Kaylą prowadzą konie w stronę naszego domu. Pożegnałam się z przyjaciółmi uściskiem i podeszłam do nich.
-Hej, stajnia już gotowa?-Skierowałam pytanie do Kayli.
-Tak! To już ostatnie konie.-Poszłam razem z nastolatką i jej ojcem do nowo powstałego budynku. Gdy przekroczyłam jego próg usłyszałam ciche rżenie. W środku były 4 konie, jednak moją uwagę przyciągnęła klacz stojąca w ostatnim boksie. Ostrożnie pogłaskałam jej siwy pyszczek. Za sobą usłyszałam głos dziewczyny.
-To jest Estrella. Jest bardzo spokojna, dobra do nauki jazdy. Jakbyś chciała spróbować, to mogę ci kiedyś pokazać kilka rzeczy...
-Naprawdę? No jasne, że chcę.-Przytuliłam ją i razem poszłyśmy za Germanem na kolację. Jedząc pizzę, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wstałam z miejsca.
-Ja otworzę.-Szłam w stronę drzwi razem z Lope, który szczekał plątając się koło moich nóg. Otwierając zobaczyłam wysokiego mężczyznę w wieku około 30 lat.
-Witam, nazywam się Sergio Mariano i jestem właścicielem Carlo.
-Jakiego Carlo?
-Tego tutaj pieska. Kilka dni temu mi uciekł, a mój znajomy twierdzi, że go tu widział.
-Lope zaczął radośnie szczekać na widok mężczyzny. Wtedy obok mnie pojawiła się reszta domowników.
-Lope, jest pana?-Zapytała Kayla łamiącym się głosem.
-Tak i przyszedłem go odebrać. Chodź Carlo.-Wtedy chciał przypiąć smycz do jego obroży, ale pies podszedł do Kayli i zaczął cicho piszczeć. Po kilku nieudanych próbach pan Mariano zabrał głos.
-Cóż, widzę, że Carlo przywiązał się do pańskiej rodziny, a ja nie mam czasu, który mógłbym mu poświęcić. Więc myślę, że mógłby tutaj zostać...-Na naszych twarzach pojawiły się uśmiechy.
-Czy...czy mogę się z nim pożegnać?
-Tak, oczywiście.-Moja przyszła siostra, która trzymała psa na rękach podała go mężczyźnie. Chwilę pogłaskał Lope, po czym pożegnał się i wyszedł. Szczęśliwi wróciliśmy do posiłku, przy którym opowiedziałam im o Leonie. Następnie wykąpałam się i poszłam spać, teraz nareszcie wszystko się zaczyna układać.
-------------------------------------------
Hejka! Długo myślałyśmy nad tą decyzją, ale ustaliłyśmy, że ten rozdział jest OSTATNIM ROZDZIAŁEM. W czwartek pojawi się epilog.
Dlaczego taka decyzja? Nie za bardzo podoba nam się obecne opowiadanie, jest takie trochę..nudne? Tak, chyba to słowo tutaj pasuje.
Czy blog będzie nadal? Tak, będziemy pisać nowe opowiadanie. Będzie ono inne od tego teraz. Prolog powinien pojawić się w następnym tygodniu. Mam nadzieję, że uszanujecie naszą decyzję i zostaniecie z nami ;)
Adios!

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 35

-Proszę opuścić salę.
-Ale...-Niechętnie wykonałam polecenie i po chwili znajdowałam się na korytarzu. Alex zajął miejsce na zielonym krześle naprzeciwko drzwi, zrobiłam to samo, ale nie mogłam spokojnie siedzieć w takiej sytuacji. Wstałam z siedzenia i niecierpliwie przemieszczałam się z jednej strony na drugą.
-Violu, wszystko będzie dobrze, usiądź bo wydeptasz dziurę w tej podłodze.
-Wiesz, jakoś teraz mi nie do śmiechu.-Powróciłam do poprzedniej czynności, a w mojej głowie pojawiało się tysiąc myśli na minutę. Miałam przed oczami same najczarniejsze scenariusze, kiedy drzwi otworzyły się i wyszedł z nich lekarz. Niemal rzuciłam się w jego stronę. Nie mogłam ułożyć zdania, więc mężczyzna zaczął mówić.
-Pacjent uspokoił się, ale coś musiało się wydarzyć. Najprawdopodobniej czymś się zdenerwował. Najlepiej będzie, jak poleży resztę dnia sam, jutro będzie go można odwiedzić.
-Dobrze, dziękuję.-Byłam niemal pewna, że to co się stało było reakcją na Alexa. W tym czasie chłopak chciał mi coś powiedzieć, ale przerwał mu dzwonek mojego telefonu.
-Cześć mamo.
-Violu, gdzie jesteś? Chcielibyśmy wam z Germanem coś ogłosić.
-Ja jestem w szpitalu u Leona, ale i tak wychodziłam.
-To może powiem Germanowi, żeby po ciebie przyjechał, bo zaczyna się ściemniać.
-Ok, paa.-Zakończyłam połączenie i odwróciłam się w stronę chłopaka.
-Odprowadzić cię może do domu?
-Nie, dzięki. German po mnie przyjedzie. Przepraszam, ale musze już iść.-Wyminęłam chłopaka i udałam się do windy. Będąc na dole wyszłam przed budynek. Po chwili zobaczyłam czarny samochód ojca Kayli. Weszłam do środka i przywitałam się. Reszta drogi minęła w milczeniu, chciałam zapytać co takiego będą ogłaszać, ale powstrzymałam się. Gdy weszłam do salonu, zobaczyłam siedzące tam Angie i Kaylę. Chwilę później do pomieszczenia wszedł German, po czym oboje wstali.
-Dziewczynki, jak wiecie jesteśmy zaręczeni i...za dwa miesiące się pobieramy.-Trochę mnie to zaskoczyło, ale byłam szczęśliwa.
-To świetnie mamo, ale przecież ty...
-Tak, właśnie chcemy pobrać się przed urodzeniem dziecka.-Uściskałam oboje, a gdy od nich odeszłam zauważyłam Lope leżącego na dywanie. Kayla chyba zauważyła, że na niego patrzę.
-Violu, tata się zgodził i Lope z nami zostaje!
-Naprawdę? Super! Więc jutro pewnie czeka nas wycieczka do zoologicznego.-Uśmiechnęłam się do dziewczyny i poszłam w stronę schodów. Będąc na górze skierowałam się do łazienki. Umyłam ciało arbuzowym żelem pod prysznic i włosy szamponem o tym samym zapachu. Następnie wysuszyłam się i ubrałam, a po chwili znajdowałam się już w swoim pokoju. Przypominając sobie o piosence, którą napisałam w szpitalu, szybko wyjęłam kartkę z torebki i podeszłam do keyboardu. Jeszcze raz prześledziłam tekst i zajęłam się muzyką. Po jakimś czasie miałam już większość, wystarczyło ją tylko trochę dopracować, ale nie miałam już siły. Zgasiłam światło i ułożyłam się na łóżku.
Rano obudził mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Sięgnęłam po urządzenie na którym zobaczyłam SMS od Fran.
"Hej Viola, idziemy dzisiaj razem do Leona? Wpadnę po ciebie za godzinkę ;)" 
Odpisałam i udałam się do łazienki w celu wykonania porannych czynności. Ubrana tak zeszłam na dół. W salonie zobaczyłam, że moja mama ogląda jakiś film z Kaylą, która trzyma psa na kolanach. Przywitałam się z nimi i weszłam do kuchni, skąd wziełam miskę z płatkami, które zalałam mlekiem. Zajęłam miejsce obok Angie i zaczęłam jeść.
-Violu za chwilę przyjdzie Lucia z Sofią, zaczniemy organizować ślub. Pomożesz nam?
-Jasne, ale za jakieś 40 minut idę z Francescą do szpitala.
-Nie ma sprawy.-Uśmiechnęłyśmy się do siebie, a ja wstałam w celu odłożenia pustego naczynia do zmywarki. Po wykonaniu czynności wróciłam do salonu, gdzie zastałam mamę witającą się z gośćmi.
-Cześć ciociu, witaj babciu.-Uściskałam kobiety i po chwili siedziałyśmy razem, zastanawiając się nad kolorem dekoracji. Gdy minęło pół godziny usłyszałam dzwonek do drzwi.
-To pewnie Fran, otworzę.-Nie myliłam się, w drzwiach stała Włoszka. Wzięłam torebkę i pożegnałam się. Gdy wyszłyśmy na ulicę, zaczęłam rozmowę.
-Wiesz coś może o Leonie?
-Nadal bez zmian.-Resztę drogi nie odzywałyśmy się, zapewne dziewczyna też myslała o jego stanie. Będąc szpitalu rozmawiałyśmy głównie o Studiu.  Gdy Francesca wyszła nam po kawę, objęłam delikatnie dłoń chłopaka i zaczęłam śpiewać piosenkę, którą wczoraj napisałam.
*Leon*
Nie mogę już tak dłużej. Słyszę wszystko co się wokół mnie dzieje. Czuję każdy pocałunek Violetty na moim policzku. Tak bardzo bym chciał otworzyć oczy, jednak nie dam rady. Jestem bezsilny, jednak gdy dziewczyna jest przy mnie czuję, że dam radę to zrobić. Moje powieki powoli unoszą się ku górze.
Mogę zobaczyć Violettę, która ze łzami w oczach wpatruje się w moją dłoń. Z trudem otwieram usta i zachrypłym głosem wypowiadam jej imię.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 34

Wstałam przed 8:00. Dzisiaj jest sobota, więc nie idę do Studia, ale chcę jak najszybciej być u Leona. Ubrałam się i zeszłam na śniadanie.
-Cześć mamo.
-Witaj Violu, poszłabyś po Kaylę? Ostatnio cały czas spędza koło budowy, dzisiaj nawet nie zjadła śniadania.
-Jasne.-Na zewnątrz było trochę chłodno, więc szybko odszukałam wzrokiem dziewczynę.
-Kayla, mama cię woła bo mówi, że...-Zaniemówiłam, gdy zobaczyłam że trzyma na rękach psa.
-Violu, to jest Lope. Proszę nie mów nikomu, Angie i German nie wiedzą...
-Dlaczego im nie powiesz? Przecież nie uda ci się utrzymać go w tajemnicy przed nimi. A w ogóle skąd go masz?
-Nie chcę mówić tacie, bo on by się pewnie nie zgodził, a Lope sam tu przyszedł. Nie ma napisanego żadnego adresu, ani nawet obroży...nie chcę oddawać go do schroniska.
-Oczywiście, że go nie oddamy, ale myślę, że jak powiesz Angie to ona przekona Germana.-Puściłam jej oczko i razem weszłysmy do domu. Przy śniadaniu wyjaśniłyśmy całą sytuację Angie.
-Jest śliczny. Postaram się przekonać Germana, ale nic nie obiecuję.
-Do czego mnie przekonać?-Wtedy do pomieszczenia wszedł tata Kayli. Angie wyszła razem z nim, a ja dokończyłam jedzenie.
-Trzymam kciuki Kayla, a teraz już lecę do szpitala. Pa.-Zabrałam torebkę i postanowiłam pójść tam na piechotę. Po półgodzinnym spacerze byłam na miejscu. Nacisnęłam odpowiedni guzik i czekałam, aż przyjedzie winda. Gdy drzwi się otworzyły weszłam i stanęłam obok dziewczynki z chustką na głowie. Na moje oko miała jakieś 7 czy 8 lat. Po chwili zaczęła rozmowę.
-Cześć, jestem Ana, a ty?
-Masz śliczne imię, ja jestem Violetta.
-Jesteś bardzo ładna, pewnie przyszłaś do chłopaka.
-Skąd wiedziałaś?-Lekko się zaśmiałam.
-Widziałam jakiegoś chłopaka na piętrze, na które jedziesz. Jestem tu kilka tygodni, nudzi mi się i czasem oglądam innych pacjentów.
-Mogę spytać dlaczego tu tyle jesteś?
-Muszę tu być, bo mam raka i właśnie przechodzę chemię.
-Przykro mi, ale skoro tyle tu już jesteś to pewnie niedługo wyjdziesz.-Posłałam jej nieśmiały uśmiech.
-Masz szczęście, ja to pewnie nigdy nie będę miała chłopaka, kto by chciał taką brzydką dziewczynę i to jeszcze bez włosów.
-Co ty mówisz, jesteś śliczna, a włosy ci przecież odrosną.-Wtedy winda zatrzymała się na piętrze, na którym znajduje się Leon.
-Cześć Violu.
-Do zobaczenia.-Uśmiechnęłyśmy się i wyszłam z ruchomego pomieszczenia. Bez problemu odszukałam sali, w której leżał szatyn. W drzwiach minęłam się z lekarzem, który coś zapisywał.
-Dzień dobry, jak z nim?
-Narazie jego stan jest stabilny, ale proszę być dobrej myśli.-Podziękowałam i weszłam do środka. Pielęgniarka mówiła, że niektórzy w śpiączce słyszą, więc co szkodzi spróbować. Złapałam szatyna za rękę i zaczęłam swój monolog.
-Leon...przepraszam cię za tamto na balu...już sobie wytłumaczyłyśmy wszystko z Natalią...uświadomiłam sobie, że nie wytrzymam bez ciebie ani minuty dłużej...proszę cię, obudź się...dla mnie.-Powoli opadłam na oparcie krzesła. Wpatrując się w mojego chłopaka przyszła mi chęć napisania piosenki. Wyjęłam z torebki notatnik i długopis.
„Jeśli czuję zimno w mojej samotności
W moim sercu szukam Tobie miejsca
Jeśli wierzę, że moje kroki prowadzą do ciebie
Twoje ciepło któregoś dnia mnie ogarnie
I z twoim imieniem wygrawerowanym we mnie
Na piasku napiszę o tej miłości
A jeśli morze zabierze każde dzisiejsze słowo
Będę krzyczeć głośniej niż słońce...”
Kilka godzin myślałam nad tym tekstem, ale myśle że jest okey, własnie to teraz czuję. Nazwałam piosenkę „Ahí estaré”. Zrobiłam się trochę głodna, więc wyszłam z sali i skierowałam się do bufetu. Wzięłam frytki i sok pomarańczowy. Gdy wychodziłam zderzyłam się z jakąś dziewczynką.
-Przepraszam cię...o cześć Ana.
-Violu, czy masz drugiego chłopaka?
-Nie no coś ty.-Odpowiedziałam trochę zdziwiona.
-To kto wchodził do sali?
-Do jakiej sali?
-No do tej, w której jest twój chłopak.
-Nie wiem kto tam wchodził, jadłam teraz. Ale pójdę zobaczyć, dzięki Ana.-Szybko doszłam do pomieszczenia, w którym znajdował się szatyn.
-Alex? Co ty tu robisz?
-Dowiedziałem się o wypadku...wiem, że się trochę pokłóciliśmy z Leonem, ale to tylko głupoty.-Mówiąc te słowa, położył rękę na moim ramieniu. Wtedy maszyna, do której był podpięty mój chłopak zaczęła szybciej pikać.
-Alex! Biegnij po lekarza!-Chłopak wybiegł z pomieszczenia, a ja roztrzęsiona złapałam Leona za rękę.
-Leon! Leon spokojnie...-Łzy bezsilności wypłynęły z moich oczu, gdy do sali wszedł lekarz.

czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział 33

-Nie możesz jechać szybciej Federico??-Mówiłam, a własciwie krzyczałam próbując powstrzymać łzy napływające mi do oczu. Wtedy Ludmiła mnie przytuliła.
-Uspokój się Violu, wszystko będzie dobrze, Leon jest silny.-Widziałam w jej oczach, że też się boi, ale mimo to próbowała mnie pocieszać. Resztę drogi do szpitala spędziłam na nerwowym zeskrobywaniu lakieru z paznokci. Gdy Fede się zatrzymał niemal wybiegłam z auta i po chwili znajdowałam się w budynku.
-Przepraszam, może mi pan powiedzieć gdzie leży Leon Verdas?
-Czy jest pani kimś z rodziny?
-Nie, ale..-Wtedy usłyszałam za sobą głos Fran.
-Ja jestem jego siostrą.
-Dobrze, pacjent znajduje się w sali numer 56.
-Dziękuję.-Szybko szłyśmy do windy, a wtedy dołączyli do nas ci, którzy byli z nami, gdy doszło do wypadku. Gdy dojechaliśmy na odpowiednie piętro, z sali wyszła pielęgniarka.
-Co z Leonem? Coś poważnego? Wyjdzie z tego, tak? Można go zobaczyć?-Wylewałam z siebie potok słow, nie dając kobiecie zabrać głosu. Gdy jednak się uspokoiłam pielęgniarka przekazała mi informację.
-Jego stan jest stabilny, ale narazie jest w śpiączce. Doszło do niedotlenienia..-Dalej jej nie słuchałam. Leon jest w śpiączce? Może się już nie obudzić i to przeze mnie. Nie był skupiony, jak jeździł na tym czymś, bo patrzył na mnie, a teraz wylądował w szpitalu.
-..można do niego mówić, trafiają się przypadki, że pacjent słyszy wszystko.
-Mogę do niego wejść?
-Tak, proszę.-Po tych słowach odeszła, a ja czułam, że mam nogi jak z waty. Wiedziałam, że moi przyjaciele chcą wejść do środka, a ja tylko przedłużam. Niepewnie nacisnełam klamkę i na jego widok łzy zaczęły spływać po moim policzku. Leżał na łóżku szpitalnym podpięty kolorowymi kabelkami do jakiejś maszyny, która co chwilę wydawała z siebie ten sam dźwięk. Chwiejnym krokiem podeszłam do chłopaka i delikatnie pocałowałam jego policzek.
-Przepraszam...-Powiedziałam najciszej jak umiałam i odsunęłam się, umożliwiając innym zobaczenie go. Jakiś czas przebywaliśmy w pomieszczeniu wspominając wspólne chwile z szatynem. Co jakiś czas wspomnienia wywoływały lekki uśmiech na mojej twarzy. Chwilę później poczułam suchość w gardle.
-Słuchajcie, ja pójdę po jakieś picie, przynieść coś komuś?-Większość chciała wodę lub jakiś sok, więc Naty niestety idzie ze mną. Poszłyśmy w milczeniu do sklepiku i kupiłyśmy potrzebne rzeczy. W drodze powrotnej zadałam jej nurtujące mnie pytanie.
-Naty...dlaczego jesteś...
-Ja jestem? Próbujesz mieć wszystkich chłopaków dla siebie, a masz problem jak zatańczę z jednym.
-Wszystkich dla siebie? O czym ty mówisz?
-O tym, że podobał mi sie Maxi, a on wtedy podrywał ciebie, gdy rozmawiałam z Leonem dowiedziałam się, że jesteś jego dziewczyną...
-To nie tak, słuchaj bo tańczyłam z Maxim dlatego, że Leon tańczył z tobą. Ja jestem z Leonem, tylko od momentu tego balu, coś się popsuło...i teraz on...przeze mnie tutaj jest i..-Mówiłam przez łzy, aż poczułam, jak Natalia mnie przytula.
-Spokojnie, to nie twoja wina. A ja źle zrozumiałam tą sytuację i przepraszam cię. Zaczniemy od nowa?
-Jasne.-Uśmiechnęłyśmy się do siebie, a ja wytarłam mokre policzki przed wejściem do sali. Rozdałyśmy wszystkim napoje, a wtedy weszła Angie razem z rodzicami Leona. Widziałam, że mama szatyna miała oczy opuchnięte od płaczu. Moi przyjaciele zaczęli się zbierać, więc pożegnałam się z nimi i usiadłam na parapecie. Chwilę później dołączyła do mnie mama i objęła mnie ramieniem.
-Violu, wiem, że chciałabyś zostać, ale jest już późno a ty jesteś zmęczona.
-Nie chcę go zostawiać samego, zostanę tutaj.
-Przecież są jego rodzice, poradzą sobie, chodźmy już córciu.-Niechętnie zgodziłam się z nią i podeszłam do łóżka Leona. Złożyłam pocałunek na policzku szatyna i pożegnałam się z jego rodzicami. Gdy weszłyśmy do domu Angie udała się do kuchni.
-Chodź Violu, odgrzeję ci kolację.
-Nie jestem głodna, lepiej już pójdę spać.-Chciałam wyjść, a poczułam dłon mamy na swoim ramieniu.
-Wiem, że Leon jest w szpitalu i dla ciebie to jest trudne, ale nie pomożesz mu obwiniając się i głodząc. A teraz chodź tu szybko i zjadaj.-Nie wiem jak ona to robi, ale zawsze potrafi mi poprawić humor. Zjadłam posiłek, a później wzięłam szybki prysznic. Byłam tak zmęczona, że niemal natychmiast zasnęłam.

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 32

Spojrzałam na budzik. 10:15. A do Studia mam na 9:00. Szybko stanełam na nogi i nerwowo zaczęłam przeszukiwać szafę w poszukiwaniu ubrania. Będąc w drodze do łazienki zderzyłam się z mamą.
-Przepraszam, ale śpieszę się, bo...a dlaczego ty nie jesteś w Studio?-Angie odpowiedziała mi wyraźnie rozbawiona.
-Violu nie śpiesz się tak. Przecież mamy na 11, bo wczoraj był bal. Odetchnęłam z ulgą i wolniejszym już krokiem poszłam się przebrać w to. Gotowa zeszłam do kuchni. Smarując naleśnik nutellą, usłyszałam głos Germana.
-Cześć Violetta, jak się spało?
-Dobrze, a ty nie w pracy?
-Nie, bo dzisiaj ma przyjechać ekipa budowlana. Ja muszę jeszcze wykonać telefon, smacznego.-Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że już sa fundamenty na stajnię. No tak nie zauważyłam, bo okna w moim pokoju jest widok na drugą stronę ogrodu, a ja ostatnio jestem trochę zajęta. Biorąc ostatni kęs śniadania usłyszałam dzwonek do drzwi. Otwierając zobaczyłam moją kuzynkę jak zawsze szeroko uśmiechniętą.
-Idziesz Vils do Studia?
-Jasne, tylko zabiorę telefon.-Wzięłam urządzenie z pokoju i schowałam do torebki.
-Okey, możemy iść.-Zamknęłam drzwi i skręciłyśmy na drogę prowadzącą do szkoły.
-Powiedz mi co się stało na balu? Pokłóciłaś się z Leonem?
-Poszłam po picie, a on już tańczył z inną dziewczyną i nawet nie zwrócił uwagi, że tańczyłam z kimś obok niego.
-No to nie za ciekawie, ale nie martw się, on cię kocha.-Gdy weszłam do Studia zobaczyłam Leona. Chwilę wpatrywałam się w jego szmaragdowe oczy, jednak gdy chciał coś powiedzieć szybkim krokiem poszłam w stronę szatni. Po zajęciach z Gregorio spotkałam Maxiego.
-Hej Violu, przepraszam cię za wczoraj, ja nie wiedziałem...
-Spokojnie, nic się nie stało. Masz teraz zajęcia z Beto?-Chłopak pokiwał głową i razem ruszyliśmy do klasy. Moją uwagę zwrócił Leon, obok którego siedziała Naty. Nie mogłam się skupić na słowach nauczyciela, bo mój wzrok ciągle kierował się na szatyna.
-...Czy ktoś by zechciał zaprezentować piosenkę?-Leon podniósł rękę do góry i chwilę później stał przy klawiszach.
„Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver“
Śpiewając patrzył mi w oczy, wiedziałam, że napisał ją dla mnie. Jednak nie mogłam zapomnieć o wczorajszym balu. Po lekcjach szybko wyszłam ze Studia, żeby nie natrafić na chłopaka. Gdy weszłam do domu usłyszałam znajomy dźwiek. Spojrzałam na wyświetlacz, SMS był od Cami.
„Diego chce nam coś ogłosić, bądź przy barze na plaży za godzinę ;)“
Odpisałam, że przyjdę i udałam się do kuchni.
-Cześć Olguś, za ilę będzie obiad?
-Za 10 minut, mogłabyś mi pomóc z nakryciem do stołu.
-Jasne.-Uśmiechnęłam się do kobiety, po czym wykonałam czynność. Przy jedzeniu German zgodził się mnie odwieźć. Więc miałam jeszcze trochę czasu. Udałam się do pokoju i przebrałam się w to. Po chwili byłam już na plaży. Odszukałam przyjaciół i usiadłam obok Fran. Po jakimś czasie Diego zabrał głos.
-Jak wiecie miałem wrócić do Hiszpanii w najbliższym czasie, ale okazało się, że mój tata jednak zostaje tutaj. A co za tym idzie, ja nie wyjeżdżam!-Wszyscy szczęśliwi rzuciliśmy się na chłopaka, przez co leżeliśmy kilka minut na piasku. Po chwili jednak Hiszpanowi udało się wstać.
-No to na co czekamy? Wskakujemy do wody!-Gdy ściągałam sukienkę, zauważyłam że Leon mnie obserwuje. Starałam się schować zarumienioną twarz. Wtedy Ludmiła pociągnęła mnie za rękę i znalazłyśmy się w wodzie. Po jakimś czasie zobaczyłam, że Leon rozmawia z jakimś mężczyzną.
-Fran, z kim rozmawia Leon?
-Z instruktorem od nart wodnych, coś mówił, że chce spróbować.-Leżac na leżaku przyglądałam się chłopakowi. Coraz bardziej zaczynało mi go brakować. Przymknęłam oczy wyobrażając sobie nasze wspólne chwile, ale przerwały mi to krzyki przyjaciół.
-Co się stało? Gdzie jest Leon??-Przerażona wypatrywałam chłopka obok zatrzymanej już motorówki.
-On..wpadł do wody i...nie wiem, nie wypłynął jeszcze...-Stałam sparaliżowana jakiś czas, aż zobaczyłam ratownika wyławiającego Leona. Zabrali go do jakiegoś pomieszczenia, a później uslyszałam karetkę...

niedziela, 12 lipca 2015

One shot~ „W końcu byli szczęśliwi“

Hej! :D 
Dzisiaj mijają dwa miesiące od założenia bloga. :3
Z tej okazji napisałam one shota xd 
Dedykuje go wszystkim, którzy tu są i czytają :*

Niebo było bladoszare, z daleka było słychać grzmoty, a po wygiętych od wiatru gałęziach spływały krople deszczu. Pogoda idealnie odzwierciedlała jego uczucia. Kopał kamyczek próbując powstrzymać łzy, które tak bardzo chciały wydostać się na zewnątrz. Lekko pchnął bramę, która zaskrzypiała pod wpływem tego ruchu. Postawił stopę po wewnętrznej stronie ogrodzenia i nabrał powietrza do płuc. Kalecząc palce kolcami znajdującymi się na łodydze białego kwiatu, złożył go na grobie lekko przy tym uklękając. Opuszkami palców przejechał po napisie wydrążonym w marmurze. Dokładnie miesiąc temu jego siostrzyczka przegrała walkę z chorobą. Była jedyną osobą dla której powstrzymywał się przed ucieczką z sierocińca. Jego łzy mieszały się z ulewnym deszczem. Ostatni raz spojrzał na nagrobek i niechętnie wrócił w stronę wyjścia. Cicho westchnął gdy znajdował się w środku obdrapanego budynku. Dokończył pakowanie walizek i położył się na niewygonym materacu. Skończył szkołę, a przez wiele miesięcy pracował starając się  uzbierać odpowiednią sumę na mieszkanie. Gdy promienie słońca łaskotały jego twarz cicho zszedł z łóżka, aby nie obudzić współlokatora. Ze stołówki zabrał kanapkę i szybko opuścił znienawidzone miejsce. Ciągnąc za sobą niewielką walizkę ruszył w stronę przystanku autobusowego. Po zajęciu miejsca zaczął pustym wzrokiem wpatrywać się w szybę pojazdu. Mijał wiele domów, których mieszkańcy zawsze patrzyli na niego z pogardą po czym wracali do swojego idealnego życia. On nigdy nie miał okazji poznać czym jest szczęście. Jedyne chwile z dzieciństwa, które pamięta to znęcanie się nad nim jego ojca i wiecznie pijana matka. Stara się wymazać z pamięci obrazy, na których musiał ratować swoją siostrę, niewiele brakowało żeby nie dożyła tych jedynastu lat. Schodząc ze schodków autobusu rozglądał się za swoim nowym mieszkaniem. Nie było może tak piękne, jak te z katalogów, ale czuł, że tutaj może rozpocząć nowe życie, zapomnieć o przeszłości.
*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Przychodził w to miejsce codziennie odkąd tutaj mieszkał. Siadał na białej ławeczce pod drzewem i wpatrywał się w taflę wody. Zawsze było tutaj pusto, ale nie tego dnia. Na jego stałym miejscu siedziała brunetka ubrana w beżową sukienkę. Nie rezygnował ze swojego przezwyczajenia i zajął miejsce obok dziewczyny. Zaskoczona odwróciła głowę w jego stronę. Patrząc w jej czekoladowe oczy poczuł coś czego nigdy wcześniej nie mógł czuć. Nie był to smutek, tęsknota czy zagubienie. Nie umiał tego opisać, ale pierwszy raz poczuł, że jest szczęśliwy. Brunetka odwróciła głowę i zaczęła mówić patrząc przed siebie.
-Wczoraj zmarł mój tata...nie powiedział mi nic o swojej chorobie, chciał żebym zawsze była szczęśliwa...zawsze myślałam, że mam wszystko, ale teraz...straciłam całą moją rodzinę, ponieważ mama umarła jak byłam malutka...nie wiem co teraz mam ze sobą zrobić...czuję się taka...
-Samotna, bezradna, nikomu nie potrzebna?
-...dokładnie...ale skąd to możesz wiedzieć? Twoje życie pewnie jest...
-Uwierz mi, nie miałem lepiej od ciebie.-Od czasu tej rozmowy obydwoje przychodzili tutaj codziennie. Siadali na białej ławeczce i razem patrzyli na jezioro. Nie potrzebowali rozmowy, idealnie porozumiewali się milczeniem. Z każdym dniem siadali coraz bliżej, zamieniali coraz więcej słów, znali się na wylot. Przy każdym spotkaniu ich czekoladowe i szmaragdowe spojrzenia krzyżowały się przenikając ich dusze.
*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Pochowano ich w miejscu, gdzie kiedyś stała biała ławka. Zmarli rok po ślubie w wyniku wypadku samochodowego. Jednak osiągneli swój cel, w końcu byli szczęśliwi.

czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział 31

Mój wzrok powędrował na uśmiechniętego Verdasa.
-Violetta, wyglądasz...wow.
-Dzięki, ty też niczego sobie.-Mówiłam starając się ukryć rumieńce. Chłopak wyglądał naprawdę przystojnie w garniturze. Moje przyglądanie się przerwały jego słowa.
-Możesz mi podać rękę?-Spojrzałam na Leona pytającym wzrokiem i zrobiłam o co mnie prosił. Chwycił delikatnie moją dłoń i założył niewielki bukiecik z czerwonych róż.
-On, jest śliczny! Ale skąd wiedziałeś, że będę miała czerwoną suknię?
-Intuicja.-Powiedział rozbawiony, wzrokiem wskazując na Ludmiłę. Gdy przytulałam chłopaka blondynka oznajmiła, że musimy już wychodzić, bo spóźnimy się na występ. Leon otworzył mi drzwi od limuzyny, a po chwili zajął miejsce naprzeciwko. Ja siedziałam obok Camili.
-I jak z Diego?
-Postanowiliśmy nacieszyc się tym czasem, który nam został i narazie staram się nie myśleć o jego wyjeździe. Tak będzie najlepiej.
-Jasne, chodź tu do mnie.-Jak najmocniej przytuliłam przyjaciółkę.
-Violu, uważaj na sukienkę.
-Przepraszam.-Zrobiłam smutną minkę, po czym wybuchłyśmy śmiechem. Gdy dojechaliśmy na miejsce, przy pomocy Leona wysiadłam z pojazdu. Na salę weszliśmy wszyscy razem i czułam, że oczy obecnych tam zwrócone były na nas. Oczywiście, przyszliśmy troszeczkę spóźnieni i jeszcze mieliśmy występować. Z tłumu nagle wyłonił się dyrektor.
-Dzieciaki! Gdzie wy się podziewaliście?- Widziałam, że Federico próbuje mu coś wyjaśnić, ale nieskutecznie, ponieważ zanim się zorientowałam staliśmy na scenie. Wzięłam mikrofon do ręki, a chwilę później salę wypełnieły pierwsze dźwięki "Esto no puede terminar".
Zaczęłam śpiewać, później dołączył do mnie Leon, a następnie reszta uczniów. Po brawach zeszliśmy na parkiet.
-Mogę panią prosić?-Przedemną stał mój chłopak z ręką wyciągniętą w moją stronę. Pokiwałam głową i po chwili znaleźliśmy się wśród innych par. Chwilę tańczyliśmy do szybszych kawałków, jednak po kilku piosenkach trafiła się wolna. Leon zbiżył się do mnie, a jego dłonie były na mojej talii. Nie czekając splotłam swoje ręce na szyi szatyna. Kołysaliśmy się w rytm muzyki do momentu skończenia piosenki.
-Leon, ja pójdę się czegoś napić.-Chłopak pokiwał głową, a ja po chwili znalazłam się przy stoliku z napojami. Chwilę później dołączyła do mnie Francesca.
-Hej Violu, widziałaś nową uczennicę?
-Nie, ale jak to? Przecież rok szkolny się zaczął.
-Tak, ale to jest córka dyrektora, podobno strasznie wredna...i chyba właśnie tańczy z Leonem.-Z niedowierzaniem szukałam wzrokiem swojego chłopaka. Fran miała rację. Tańczył z ładną brunetką ubraną tak. Poczułam ukłucie w sercu, ale postanowiłam nie przerywać mu tej wspaniałej zabawy. Złapałam za rękę pierwszego wolnego chłopaka i podeszłam jak najbliżej Leona. Gdy chwilę tańczyliśmy przerwałam ciszę panującą między nami.
-Jak masz na imię?
-Maximiliano, ale mów mi Maxi, a ty?
-Violetta.-Musieliśmy krzyczeć, dlatego że muzyka była głośna. Po około godzinie poczułam się zmęczona.
-Maxi, ja już będę się zbierać.
-Odprowadzę cię.
-Nie chcę ci robić problemu.
-To żaden problem, naprawdę.-Posłałam mu uśmiech i razem wyszliśmy z sali. Czułam na sobie wzrok Leona. Gdy razem z Maxim doszłam przed mój dom chłopak położył dłonie na moich policzkach i zaczął przysuwać swoją twarz do mojej. Wiedziałam co chcę zrobić, więc lekko go odepchnęłam.
-Maxi, ja nie mogę...
-Dlaczego?-Wtedy zobaczyłam Leona zbliżającego się do nas.
-Bo ma chłopaka! A teraz spadaj, zanim..
-Leon! Zostaw go i sam spadaj do tej swojej nowej dziewczyny!
-To nie jest moja dziewczyna, daj mi wytłumaczyć...
-Jakoś nie mam ochoty cię słuchać, narazie.-Szybkim ruchem otworzyłam drzwi i będąc już w środku oparłam się o nie. Czułam jak pojedyncza łza spływa po moim policzku. Usłyszałam kroki, więc natychmiast ją starłam.
-Córeczko coś się stało?-Nic nie odpowiedziałam, tylko wtuliłam się w rodzicielkę. Później poszłam do łazienki, zdjęłam suknię i wzięłam prysznic. Znajdując się w swoim łóżku szybko zasnęłam po dzisiejszych wrażeniach.

poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 30

Szcześliwa kilka minut wpatrywałam się w kartkę. Czyli to dlatego nie zaprosił mnie od razu. Zauważyłam, że Leon chyba się troche niecierpliwi. Wstałam z miejsca i przytuliłam chłopaka, siadając mu na kolanach. Ludzie się trochę dziwnie na nas patrzyli, ale zignorowałam to.
-Jasne, że z tobą pójdę!-Gdy z powrotem znalazłam się na swoim miejscu przyglądnełam się jedzeniu. Pałeczki, mogłam się spodziewać. Popatrzyłam na szatyna miną zbitego psa. Podszedł do mnie rozbawiony i objął moją dłoń swoją. Gdy nauczył mnie nimi jeść skończyłam samodzielnie posiłek. Gdy byliśmy pod drzwiami złączyłam nasze usta i pożegnałam się. Wchodząc do domu zobaczyłam Angie siedzacą w salonie z jakimiś papierami.
-No opowiadaj jak tam randka!
-Ogólnie fajnie, ale..zaprosił mnie na bal!
-Świetnie córciu!-Wtedy się przytuliłyśmy.
-A teraz zmykaj, musisz być na jutro wyspana.-Wykonałam polecenie i po krótkim prysznicu leżałam już w łóżku. Przed zaśnięciem sprawdziłam jeszcze telefon, zauważyłam SMS od Leona.
"Dobranoc kotku <3"
Uśmiechnęłam się pod nosem i odpisałam. Zasnęłam myśląc o chłopaku...
Jak zawsze obudził mnie budzik. Wyłaczyłam urządzenie i ubrałam się we wcześniej wybrany strój . Zeszłam na dół w celu zjedzenia śniadania i przywitałam się z resztą domowników siedzących przy stole.
-Gotowa na dzisiaj Violu?-Zapytała mnie Angie z uśmiechem na twarzy.
-Tak, idę dzisiaj z dziewczynami do Ludmiły się przygotować. A ciebie nie będzie? Wiesz, jako opiekun.
-Nie, tym razem zostaję.-Resztę posiłku skończyłam w ciszy. Później razem z mamą poszłam do Studia. Na zajęciach głównie ćwiczyliśmy gotową już piosenkę. Muszę przyznać, że wychodzi nam świetnie. Gdy miałam wychodzić z sali usłyszałam jak ktoś woła moje imię.
-Tak Beto?
-Veronico, przyniesiesz mi struny do tego..em..no do tego co mam w ręce?
-Mam na imię Violetta, a to jest gitara.-Posłałam uśmiech nauczycielowi i poszłam do schowka. Niezły tu bałagan, kilka minut szukam tych strun i nie mogę znaleźć.
-Tego szukasz?-Odwróciłam się i zobaczyłam Diego, który trzymał przedmiot w ręce.
-Tak! Dzięki.
-Violetta, przyjaźnisz się z Camilą no a ja muszę jej coś powiedzieć i nie wiem jak zareaguje...
-O co chodzi?

*Camila*
Szukałam mojego chłopaka i widziałam, że chyba wchodzi do schowka.
-Violetto, ja wracam do Hiszpanii.-To niemożliwe..czułam jak do moich oczu napływają łzy i jak najszybciej wybiegłam z pomieszczenia. Słyszałam, że mnie wołają, ale nie zracałam na to uwagi. Dobiegłam do parku i usiadłam na ławce. W tym już nie mogłam powstrzymać łez. Jak on mógł? Nie powiedział mi o tym, a mówi Violettcie? Poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu, odwróciłam się i zobaczyłam moją przyjaciółkę.
-Cami słuchaj..
-Nie mam teraz ochoty. Coś cie łączy z Diego?
-Camila, chyba oszalałaś, ja jestem z Leonem, a Diego cię kocha.
-To dlaczego mi nie powiedział, a mówi tobie?-Mówiłam szlochając.
-Nie wiedział jak, chciał cię najpierw przygotować.-Po tych słowach trochę się uspokoiłam.-A teraz nie płacz, tylko idziemy szykować się na bal. Musisz wykorzystać ten czas, który wam został.
-Przepraszam Violu, ja..-Nie skończyłam, ponieważ dziewczyna mnie przytuliła.
-Diego cię odprowadzi, bo musicie sobie porozmawiać, a ja idę do domu po sukienkę.
-Diego? Przecież on już poszedł.-Przyjaciółka gestem kazała mi się odwrócić. Wykonałam jej polecenie i za sobą ujrzałam chłopaka. Momentalnie rzuciłam mu się na szyję.

*Violetta*
Odeszłam od pary i zwróciłam się w stronę domu. Zjadłam obiad w rekordowym tępie, po czym podziękowałam i odeszłam od stołu. Szybko wspięłam się po schodach i będąc w swoim pokoju zabrałam torbę z ubraniem na bal. Chwilę później stałam już pod domem kuzynki. Dziewczyny już tam były. Wszystkie przebrałyśmy się w suknie i nawzajem uczesałyśmy i umalowałyśmy.
Ja w efekcie wyglądałam tak. Wszystkie wyglądałyśmy ślicznie: Ludmi, Cami, Fran. Moje przeglądanie przed lustrem przerwał pisk kuzynki.
-Dziewczyny! Chłopaki już przyjechali, zobaczcie!-Zaciekawiona wyjrzałam przez okno i zauważyłam dużą, czarną limuzynę. Nie mogę uwierzyć, naprawdę się postarali. Zeszłyśmy ze schodów tak szybko, jak pozwalały nam nasze szpilki. Gdy byłyśmy na dole, do środka weszli chłopaki.

czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział 29

-Leoś, przyjacielu to nie było na serio.
-Nie nazywaj mnie tak i wynoś się stąd.-Mój chłopak prawie krzyczał. Alex z kamienną twarzą wyszedł z pomieszczenia.
-Violetta, dlaczego mi nie powiedziałaś, że on cię tak traktuje?
-No bo mówił, że mi nie uwierzysz i..
-Czemu miałbym ci nie wierzyć? Obiecaj mi, że będziesz mi mówić o wszystkim, ok?-Pokiwałam twierdząco głową i wtuliłam się w chłopaka. Po jakimś czasie odsunęliśmy się od siebie.
-Ja już może pójdę, jest późno.
-Dzięki za wszystko Leon, a nie zostaniesz na kolacji?
-Jakoś nie mam apetytu, dobranoc Violetta.-Odprowadziłam chłopaka do drzwi. Zamykając je usłyszałam za sobą kroki mojej mamy.
-A gdzie chłopaki? Nie zostaną na kolacji?
-Nie, musieli już iść..
-Dobrze, to chodźmy jeść.
-A gdzie jest Kayla?
-U przyjaciółki, German niedługo powinien ją przywieźć.-Po zjedzeniu kolacji wzięłam piżamę i udałam się do łazienki. Tam zanużyłam moje ciało w pianie o zapachu brzoskwini. Siedziałam tam chwilę, nucąc sobie piosenkę, którą pisaliśmy na zajęciach. Wtedy do głowy przyszedł mi pomysł na idealne zakończenie. Szybko wyskoczyłam z wanny, wysuszyłam się i ubrałam moją różowo-białą piżamę. Będąc w pokoju zagrałam melodię na keyboardzie, wyszło tak jak chciałam. Zapisałam nuty na partyturze i położyłam się do łóżka.
Rano niechętnie zwlokłam się z łóżka. Rozczesałam włosy, zrobiłam makijaż i ubrałam się. W końcowym efekcie to wygladało tak. Schodząc po schodach usłyszałam dźwięk przychodzacej wiadomości.
"Hej księżniczko, przyjde po ciebie za 15 minut i pójdziemy razem do Sudia. Leon ;)"
Uśmiechnęłam się i weszłam do jadalni, zastałam tam Germana i Kaylę.
-Witaj Violetto, a komu zawdzięczamy ten uśmiech na twojej twarzy?-German był w wesołym nastroju.
-Ym..udało mi się dokończyć piosenkę i wyszła super. Zaprezentuję ją dzisiaj w szkole, a gdzie mama?
-Wyszła wcześniej, bo musiała coś załatwić w Studio.-Gdy jadłam ostatni kęs kanapki, usłyszałam dźwięk dzwonka. Szybkim krokiem poszłam otworzyć drzwi. Zobaczyłam w nich Leona z ślicznym bukietem w ręce.
-Cześć księżniczko.-Po tych słowach pocałował mnie w policzek.
-Czemu mnie nazywasz księżniczką?-Spytałam czując, że się czerwienię.
-Dzisiaj mamy takie małe święto i jesteś moją księżniczką. Mija miesiąc, odkąd się poznaliśmy.
-No tak! Zapomniałam!
-Nie szkodzi, proszę.-Powiedział wręczając mi kwiaty.
-Są śliczne! Zaraz wracam.-Wstawiłam, je do wazonu i wzięłam torebkę. Do Studia szliśmy trzymając się za ręce.
-Może dałabyś się dzisiaj wyciągnąć na kolację?
-Jasne!
-Super, będę o 19. A teraz idę, spotkamy się na następnej lekcji.-Przytuliłam chłopaka i odprowadziłam go wzrokiem. Następnie przebrałam się w do w strój do tańca. Gregorio jest bardzo wymagający, ale po dzisiajeszej lekcji wiem, że zna na tym co robi. Romyślałam przebierając się we wcześniejsze ubrania.
-Buu!-Spojrzałam z udawanym strachem na przyjaciółkę teatralnie łapiąc się za serce.
-Francesca przestraszyłaś mnie!
-Oj Violu, zaraz spóźnimy się na zajęcia.-Zabrałam swoje rzeczy i szybkim krokiem wyszłyśmy z szatni. Gdy weszłyśmy do sali wszyscy już siedzieli w środku.
-Przepraszamy za spóźnienie.
-Siadajcie dziewczyny. Pytałam właśnie czy ktoś ma pomysł na dokończenie naszej piosenki. Rozejrzałam się po sali i podniosłam rękę.
-Ja mam.
-Dobrze, chodź do keyboardu Violu.-Stanełam przy klawiszach i zagrałam melodie.
-Świetnie! Teraz mamy całą piosenkę. Zaśpiewajmy razem.-Po skończonych zajęciach wracałam do domu z Angie.
-Super wyszła ta piosenka, widać że masz talent po mnie.-Zaśmiałysmy się i w wesołych nastrojach wróciłyśmy do domu. Miałam jeszcze troche czasu, więc włączyłam sobie film na laptopie. Gdy skończyłam oglądać przebrałam się w to . Zadowolona z efektu przeglądnęłam się w lustrze. Za oknem zobaczyłam czarny samochód Leona. Uśmiechnięta zeszłam po schodach. Otworzyłam szeroko drzwi wejściowe i ujrzałam chłopaka z dłonią ułożoną, jakby właśnie chciał zapukać. Pocałowałam go w policzek i ruszyłam do jego auta. Był chyba trochę zaskoczony, ale otworzył mi drzwi i sam usiadł za kierownicą. Gdy dojechaliśmy na miejsce Leon wziął mnie za rękę i weszliśmy do eleganckiej, chińskiej restauracji. Nigdy nie jadłam chińskiego jedzenia, ale zawsze chciałam spróbować. Pewnie mówiłam to kiedyś chłopakowi i dlatego tu jesteśmy. Leon podszedł do kelnera, który chwilę później przyniósł nam jedzenie.
-Ale, przecież jeszcze nic nie zamówiliśmy.
-Ja zamówiłem wcześniej i mam niespodziankę. Zacznij od tego ciasteczka.-Podniosłam ciasteczko z wróżbą i przełamałam je. W środku zauważyłam karteczkę z pismem Leona.
"Pójdziesz ze mną na bal?"

------------------------------------------------
Hejka! :3 nie wiem czy zauważyliście, ale dodałam linki do strojów. Podoba wam się? Bo nie wiem czy robić takie dalej. Napiszcie mi na dole i do następnego! :D