Ostatnio nie było rozdziału. Pewnie zauważyliście...W ten wtorek raczej też nie będzie.
Dlaczego?
W tym tygodniu mamy próbne testy, były sprawdziany co chwile no i zbliżają się święta. Także naprawdę nie ma kiedy napisać.
Myślę, że nas zrozumiecie xoxo
Strony
▼
sobota, 5 grudnia 2015
wtorek, 24 listopada 2015
Rozdział 12
Cząstki jej skóry, którą dotykał chłopak płonęły, powodując uczucie, wypełniające całe jej wnętrze. Powoli oddalili się od siebie, a szatnka zdezorientowana wpatrywała się w tęczówki, w których dostrzegała ogniki, świadczące o zadowoleniu z jego czynu.
-Leon...ja nie jestem gotowa...zbyt krótko się znamy.
-Wiem, przepraszam. Działałem pod wpływem emocji.-Trochę posmutniał z powodu jej słów, jednak wiedział, że ma rację. Nie tracąc uśmiechu, wziął Violettę pod rękę i skierowali się z powrotem w stronę teatru.
Gdy siadali na swoich wcześniejszych miejscach, aktorzy w pełnym składzie pojawili się na scenie, a salę wypełniły entuzjastyczne oklaski widzów. Wychodzili powoli, szukając wzrokiem rodziców szatyna, których spotkali przy wyjściu z budynku.
-Jesteście. Znam świetną restaurację w pobliżu, pójdziemy na piechotę, dobrze?-Para przytaknęła kobiecie i skręcili w ulicę tętniącą życiem, mimo wieczornej godziny.
-Jak się wam podobało?
-Było świetnie. Najbardziej podobała mi się scena, gdy Anna została uratowana z rąk swojego brata. Naprawdę dobrzy aktorzy.-Violetta obdarzyła Leona, który zagłębiał dalsze losy bohaterów pytającym spojrzeniem. Gdy skończył rozmowę z ojcem, szedł z dziewczyną kilka kroków za rodzicami.
-Czytałem recenzję spektaklu, tak na wszelki wypadek.
-Czyli ty to wszystko zaplanowałeś?-Udawając obrażoną, teatralnie uderzyła go w ramię. Rozbawieni doszli do eleganckiego budynku, nad którym widniało logo w języku francuskim. Zajęli miejsce przy stoliku nakrytym czerwonym obrusem, a chwilę później kelner przyniósł kartę dań. Szatynka prześledziła wzrokiem nieznajome potrawy, w końcu stawiając na Casserole z kurczakiem.
-A nie powiedziałaś nam Violetto, czym się zajmujesz?-Leon wyraźnie zaskoczony pytaniem trącił ręką kieliszek wina, którego zawartość wylądowała na dziewczynie. Gwałtownie podniosła się z miejsca, nie chcąc by jej ubranie zamoczyło się jeszcze bardziej.
-Przepraszam! Nie chciałem...
-Spokojnie, nic się nie stało, pójdę to trochę zmyć.-Puściła mu oczko, po czym skierowała się do toalety. Gdy wyszli, zadzwonili po taksówkę i po kilkunastu minutach byli z powrotem w posiadłości państwa Verdas.
-Violetto, Carmen przygotowała ci piżamę, możesz pójść się wykąpać, a ona wypierze ci ubranie.-Dziewczyna podziękowała i gdy znajowała się przed kabiną prysznicową, zdjęła z siebie klejące ubrania i weszła do środka. Nie wiedziała ile czasu pozwoliła stróżkom wody płynąć po jej ciele, ale jej głowa przepełniona była emocjami z dzisiejszego dnia. Osuszyła się i włożyła wcześniej przygotowaną piżamę. Po wyjściu z pomieszczenia popatrzyła zdezorientowana po korytarzu, nie wiedziała, w którym pokoju miała spać. Jak na zawołanie z drzwi po lewej stronie wyszedł Leon, ubrany tylko w spodnie od piżamy. Szatynka delikatnie przygyzła wargę i weszła za nim w głąb sypialni. Pomieszczenie było duże, a kolorami dominującymi była czerń i biel z lekką nutką niebieskiego.
-Wow, czy to twój pokój?
-Tak, mieszkałem w nim kiedyś, a teraz tylko czasem jak tu jestem.
-A to?- Wskazała na pościel ułożoną na dywanie.
-A właśnie. Mamy spać tutaj razem, więc ja będę na podłodze, a ty na łóżku.-Chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, jednak tylko się uśmiechnęła i podeszła do łóżka. Chłopak zgasił światło i również się położył.
-Dobranoc.-Nie odpowiedziała, bo chwilę później znalazła się w krainie snów.
Dzisiaj chyba nie przyniosłaś zbyt wiele pożytku, co?-Warknął mężczyzna o głowę wyższy od niej.
-Ja..ja się starałam.-Powiedziała roztrzęsiona, przylegając tak mocno do ściany, jakby chciała przez nią przejść.
-Starałaś się? Wiesz w czym ty się możesz postarać.-Odpowiedział triumfalnym głosem, wstając z miejsca.
-Nie...proszę...-Błagalnym tonem wypowiadała słowa, a po jej twarzy spływały łzy. Jednak mężczyznę nie obchodził jej strach, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej motywował do działania. Mimo oporu zwinnie ściągał z niej kolejne ubrania.
Obudziła się cała roztrzęsiona, a na swoich policzkach poczuła łzy.
-Miałaś zły sen, tutaj jesteś bezpieczna.-Dopiero teraz zauważyła kucającego przy niej chłopaka.
-On był taki realny, czułam się, jakbym znowu tam była...-Leon nie pozwolił jej na wybuch płaczu, przytulając ją uspokajająco.
-Czy możesz..?
-Jasne.-Zrobiła miejsce i po chwili szatyn leżał przy niej. Wciąż wtulona w jego ramiona zdołała tylko szepnąć.
-Dziękuję.
------------------------------------
No i mamy dwunastkę c:
Chyba zauważyliście, że ciągle ten wtorek? Jakoś źle jest pisać na poniedziałek, wy też wtedy mniej wchodzicie, więc oficjalnie zmieniam datę dodawania rozdziałów na WTOREK.
Chyba tak będzie lepiej :)
wtorek, 17 listopada 2015
Rozdział 11
Gdy chłopak uwolnił się z objęc rodzicielki, w pomieszczeniu z powrotem pojawiła się uśmiechnięta dziewczyna.
-Co się dzieje?-Zadała pytanie, widząc minę zielonookiego.
-Nie nic, co by się miało dziać?
-Dobrze dzieciaki, co byście powiedzieli na teatr? Kupiliśmy z ojcem bilety na dzisiejszy spektakl.
-Ym super, z chęcią pójdziemy.-Odparł szatyn, udawając zainteresowanie propozycją.
-Niestety nie udało nam się kupić czterech miejsc obok siebie, więc siądziemy kilka rzędów dalej od was.
-Nie ma sprawy.-Syn w odpowiedzi posłał jej ciepły uśmiech. W tym momencie pan Verdas zauważył przechodzącą obok gospodynię, która niosła grube księgi.
-Pomogę ci Carmen, a co to jest?
-Państwa albumy ze zdjęciami, chciałam posprzątać w regale, na którym leżały.
-Ah zdjęcia, tak dawno ich nie oglądaliśmy, prawda Saro?
-Świetny pomysł! Violetta trochę pozna naszą rodzinę, a do spektaklu mamy jeszcze sporo czasu.
-Mamo, myślę, że ona nie chciałaby...
-Dleczego nie? Chcę zobaczyć jakim byłeś słodkim chłopczykiem.-Rzuciła mu łobuzerski uśmiech, po czym wszyscy udali się do salonu. Dziewczyna wzięła do ręki album z nie tak dawnymi zdjęciami, bo widać było, że Leon nie wiele się zmienił. Uśmiechała się od czasu do czasu, przeglądając zabawniejsze zdjęcia. Jednak jej mina zmieniła się, gdy natrafiła na uśmiechniętego chłopaka, który obejmował w talii śliczną brunetkę. Im dłużej patrzyła na fotografię, tym bardziej przekonywała się, że ani trochę nie dorównuje urodzie zapewne byłej dziewczynie jej 'chłopaka'. Czując na sobie wzrok szatyna, pośpiesznie zamknęła album i przyłaczyła się do Sary, oglądającej starsze zdjęcia. Po przeglądnięciu kilku stron, pani domu zatrzymała się na rodzinnym portrecie. Violetta zauważyła, że zdjęcie zostało wykonane w tym salonie, jednak meble były nieco inne. Zdziwił ją jedynie widok piątej osoby, która stała między dziećmi Verdasów.
-Kto to?-Spytała nieśmiało, wskazując na chłopaka, który wydawał się być kilka lat starszy od Leona.
-To jest Carlos, nasz syn...zginął rok temu, był policjantem. To dlatego Leon przeniósł się z działu kryminalnego.-Szatynka nic nie rozumiała, przecież on nadal tam pracuje. Popatrzyła na niego i spotkała się ze spojrzeniem, które nakazywało nie rozpoczynać tematu.
-Przepraszam, nie wiedziałam.-Odpowiedziała z powrotem, patrząc na kobietę.
-Nic się nie stało, Christian może zadzwoń już po taksówkę.-Mężczyzna podniósł się ze skórzanej sofy i po odejściu kilku kroków, wybrał odpowiedni numer. Po kilku minutach samochód przyjechał pod posiadłość. Gdy dojechali na miejsce ich oczom ukazał się dosyć spory, wyglądający bogato budynek. Po wejściu do sali, para odszukała swoich miejsc i usiedli na czerwonych fotelach.
-Lubisz tu przychodzić?-Dziewczyna spytała szatyna, który bawił się swoim biletem.
-Niezbyt, ale gdy mieszkałem z rodzicami często tu bywałem. A może..chciałabyś się przejść? Wrócimy zanim się skończy, a rodzice pewnie i tak nie zauważą.-Rozbawiona Violetta nie odrywała wzroku od jego twarzy.
-Mówisz jak nastolatek.-Wtedy obydwoje się zaśmiali, co nie spodobało się osobom siedzącym obok. Światła zaczęły gasnąć, a na scenie pojawiały się postacie.
-To jak, idziemy?-Zapytał chłopak, puszczając jej oczko.
-Dobra, ale będzie na ciebie.-Z uśmiechem na twarzy wstali, następnie przeciskając się między niezadowolonymi widzami. Wkroczyli do pobliskiego parku, gdzie chwilę szli w ciszy. W pewnym momencie ich dłonie zetknęły się. Leon zauważając to, bez zastanowienia splótł razem ich palce, co spowodowało, że szatynka poczuła delikatne uczucie przyjemnego mrowienia w tym miejscu.
-Chyba teraz wyglądamy jak para, prawda?-Onieśmielona dziewczyna w odpowiedzi posłała mu delikatny uśmiech.
-Powiedz mi, dlaczego twoja mama mówiła, że się przeniosłeś?
-Moi rodzice nie wiedzą, że nadal tam pracuję i nie chcę żeby wiedzieli. Lubię swoją pracę, a nie chcę im robić przykrości. Oni wolą, żebym zajął się papierkową robotą. Wiesz, zero szans na jakikolwiek wypadek. Ale nie byłoby tak ciekawie, nie poznałbym ciebie...-Gdy wypowiedział te słowa, Violetta gwałtownie odwróciła głowę w jego stronę. Kilka chwil wpatrywała się w jego cudowne, szmaragdowe oczy, a ich twarze dzieliła coraz mniejsza odległość. Przymknęła oczy i poczuła na swoich ustach rozgrzane wargi szatyna. W jej głowie momentalnie powstało wiele uczuć, bijących się ze sobą, jednak oddała pocałunek.
------------------------------------
I wreszcie mamy beso *.*
Wtoreczek, ok. Człowiek sie wyrobić nie może :D Miał być wczoraj, bo była większość, ale znowu po północy, więc i tak wtorek. A chciałam dokończyć na spokojnie, no i dodajemy teraz ;)
P.S. Dziękujemy anonimowi, który nas nominował na blogu Violetta 2 Polska, poprawiłaś nam humor dzisiaj ;*
-Co się dzieje?-Zadała pytanie, widząc minę zielonookiego.
-Nie nic, co by się miało dziać?
-Dobrze dzieciaki, co byście powiedzieli na teatr? Kupiliśmy z ojcem bilety na dzisiejszy spektakl.
-Ym super, z chęcią pójdziemy.-Odparł szatyn, udawając zainteresowanie propozycją.
-Niestety nie udało nam się kupić czterech miejsc obok siebie, więc siądziemy kilka rzędów dalej od was.
-Nie ma sprawy.-Syn w odpowiedzi posłał jej ciepły uśmiech. W tym momencie pan Verdas zauważył przechodzącą obok gospodynię, która niosła grube księgi.
-Pomogę ci Carmen, a co to jest?
-Państwa albumy ze zdjęciami, chciałam posprzątać w regale, na którym leżały.
-Ah zdjęcia, tak dawno ich nie oglądaliśmy, prawda Saro?
-Świetny pomysł! Violetta trochę pozna naszą rodzinę, a do spektaklu mamy jeszcze sporo czasu.
-Mamo, myślę, że ona nie chciałaby...
-Dleczego nie? Chcę zobaczyć jakim byłeś słodkim chłopczykiem.-Rzuciła mu łobuzerski uśmiech, po czym wszyscy udali się do salonu. Dziewczyna wzięła do ręki album z nie tak dawnymi zdjęciami, bo widać było, że Leon nie wiele się zmienił. Uśmiechała się od czasu do czasu, przeglądając zabawniejsze zdjęcia. Jednak jej mina zmieniła się, gdy natrafiła na uśmiechniętego chłopaka, który obejmował w talii śliczną brunetkę. Im dłużej patrzyła na fotografię, tym bardziej przekonywała się, że ani trochę nie dorównuje urodzie zapewne byłej dziewczynie jej 'chłopaka'. Czując na sobie wzrok szatyna, pośpiesznie zamknęła album i przyłaczyła się do Sary, oglądającej starsze zdjęcia. Po przeglądnięciu kilku stron, pani domu zatrzymała się na rodzinnym portrecie. Violetta zauważyła, że zdjęcie zostało wykonane w tym salonie, jednak meble były nieco inne. Zdziwił ją jedynie widok piątej osoby, która stała między dziećmi Verdasów.
-Kto to?-Spytała nieśmiało, wskazując na chłopaka, który wydawał się być kilka lat starszy od Leona.
-To jest Carlos, nasz syn...zginął rok temu, był policjantem. To dlatego Leon przeniósł się z działu kryminalnego.-Szatynka nic nie rozumiała, przecież on nadal tam pracuje. Popatrzyła na niego i spotkała się ze spojrzeniem, które nakazywało nie rozpoczynać tematu.
-Przepraszam, nie wiedziałam.-Odpowiedziała z powrotem, patrząc na kobietę.
-Nic się nie stało, Christian może zadzwoń już po taksówkę.-Mężczyzna podniósł się ze skórzanej sofy i po odejściu kilku kroków, wybrał odpowiedni numer. Po kilku minutach samochód przyjechał pod posiadłość. Gdy dojechali na miejsce ich oczom ukazał się dosyć spory, wyglądający bogato budynek. Po wejściu do sali, para odszukała swoich miejsc i usiedli na czerwonych fotelach.
-Lubisz tu przychodzić?-Dziewczyna spytała szatyna, który bawił się swoim biletem.
-Niezbyt, ale gdy mieszkałem z rodzicami często tu bywałem. A może..chciałabyś się przejść? Wrócimy zanim się skończy, a rodzice pewnie i tak nie zauważą.-Rozbawiona Violetta nie odrywała wzroku od jego twarzy.
-Mówisz jak nastolatek.-Wtedy obydwoje się zaśmiali, co nie spodobało się osobom siedzącym obok. Światła zaczęły gasnąć, a na scenie pojawiały się postacie.
-To jak, idziemy?-Zapytał chłopak, puszczając jej oczko.
-Dobra, ale będzie na ciebie.-Z uśmiechem na twarzy wstali, następnie przeciskając się między niezadowolonymi widzami. Wkroczyli do pobliskiego parku, gdzie chwilę szli w ciszy. W pewnym momencie ich dłonie zetknęły się. Leon zauważając to, bez zastanowienia splótł razem ich palce, co spowodowało, że szatynka poczuła delikatne uczucie przyjemnego mrowienia w tym miejscu.
-Chyba teraz wyglądamy jak para, prawda?-Onieśmielona dziewczyna w odpowiedzi posłała mu delikatny uśmiech.
-Powiedz mi, dlaczego twoja mama mówiła, że się przeniosłeś?
-Moi rodzice nie wiedzą, że nadal tam pracuję i nie chcę żeby wiedzieli. Lubię swoją pracę, a nie chcę im robić przykrości. Oni wolą, żebym zajął się papierkową robotą. Wiesz, zero szans na jakikolwiek wypadek. Ale nie byłoby tak ciekawie, nie poznałbym ciebie...-Gdy wypowiedział te słowa, Violetta gwałtownie odwróciła głowę w jego stronę. Kilka chwil wpatrywała się w jego cudowne, szmaragdowe oczy, a ich twarze dzieliła coraz mniejsza odległość. Przymknęła oczy i poczuła na swoich ustach rozgrzane wargi szatyna. W jej głowie momentalnie powstało wiele uczuć, bijących się ze sobą, jednak oddała pocałunek.
------------------------------------
I wreszcie mamy beso *.*
Wtoreczek, ok. Człowiek sie wyrobić nie może :D Miał być wczoraj, bo była większość, ale znowu po północy, więc i tak wtorek. A chciałam dokończyć na spokojnie, no i dodajemy teraz ;)
P.S. Dziękujemy anonimowi, który nas nominował na blogu Violetta 2 Polska, poprawiłaś nam humor dzisiaj ;*
wtorek, 10 listopada 2015
Rozdział 10
Szatynka osłupiona wpatrywała się w szmaragdowe tęczówki, których właściciel niecierpliwie czekał na odpowiedź.
-Ja..jasne, czemu nie?-W środku gotując się ze szczęścia, że zadał jej to pytanie, posłała mu tylko ciepły uśmiech, na co on odpowiedział tym samym. Gdy znajdowali się już w samochodzie, chłopak układał sobie w głowie słowa.
-Wiesz, bo moi rodzice są...jakby to powiedzieć...dość wymagający. Niezbyt podobały im się dziewczyny, z którymi ich poznawałem...nie mówie, że coś z tobą jest nie tak, bo jesteś świetna...-Przerwał zawstydzony, na co ona oblała się rumieńcem.-...Chciałem, żebyś wiedziała, bo mogą zareagować trochę nietypowo...
-Rozumiem, nie ma sprawy.
-Nie zakładam, że będzie źle, bo na pewno się im spodobasz.
-Tak? Co im się może spodobać?-Zapytała, powodując większe zakłopotanie chłopaka, a z jej twarzy nie schodził triumfalny uśmiech.
-No jesteś miła i tak ogólnie...-Zaśmiała się, a po chwili chłopak do niej dołączył. Reszta drogi minęła w przyjemnej atmosferze. Gdy zaparkowali przed bogato wyglądającym budynkiem z nienagannym ogrodem, szatyn wysiadł i otworzył drzwi od strony pasażera.
-Jesteś gotowa, moja dziewczyno?-Puścił jej oczko, równocześnie podając rękę. W dobrym nastroju, lecz lekko poddenerwowana dziewczyna podeszła razem z nim do drzwi. Chwilę po naciśnięciu dzwonka w drzwiach stanęło małżeństwo Verdas. Jasnowłosa kobieta miała na sobie granatową sukienkę, którą podkreślała idealnie dobrana biżuteria. Natomiast mężczyzna był wysokim i dobrze zbudowanym szatynem, z wyglądu zupełnie przypominającym starszą wersję Leona. Kobieta zaprosiła gestem ręki gości do środka.
-Ym to jest Violetta, moja..dziewczyna.
-Ja mam na imię Sara, a to mój mąż Christian.
-Miło mi państwa poznać. Śliczny ogród, sama pani się nim zajmuje?
-Jak tylko mam chwilkę.-Uśmiechnęła się do niej lekko.-Zapraszam do jadalni.-W pomieszczeniu stał duży, dębowy stół, na którym były rozłożone cztery nakrycia. Rodzice Leona usiedli obok siebie, a oni naprzeciwko nich. Gospodyni wyczekując tego momentu, niemalże w tej samej sekundzie przybyła z ogromnym talerzem, na którym spoczywał idealnie przyrządzony indyk. Gdy danie zostało podzielone na porcje, pani domu zabrała głos.
-Leon dlaczego nie pijesz wina? Specjalnie jechaliśmy po twoje ulubione.
-Prowadzę.-Posłał jej krótki uśmiech.
-To nie zostajecie na noc?-Ojciec chłopaka był trochę zaskoczony.
-Muszę być jutro w pracy i...
-Leoś, tak rzadko się widujemy. A ty chyba idziesz po południu do pracy? Pojechalibyście wcześniej.-Szatyn spojrzał na dziewczynę, siedzącą po jego prawej stronie.
-Nie mam nic przeciwko, możemy zostać.-Uśmiechnęła się słodko, na co on przybrał podobny wyraz twarzy.
-To może opowiecie nam jak się poznaliście?-Po usłyszeniu pytania szatynka zaksztusiła się kawałkiem mięsa i wymownym wzrokiem spojrzała na szatyna.
-Em..Może ty Violu powiesz?-Obdarzył ją błagalnym spojrzeniem, na co momentalnie uległa. Przełknęła resztki pokarmu i zaczęła mówić.
-No więc to była zima. Pamiętam wychodziłam z mojej ulubionej kawiarni z kubkiem kawy Macchiato. Śpieszyłam się wtedy na spotkanie z przyjaciółką i wybiegłam, nie zauważając lodu na chodniku. No i łatwo przewidzieć, że się poślizgnęłam, ale oczywiście ktoś mnie uratował.-Wtedy złapała za rękę chłopaka, spoczywającą na stole, a ich ciała przeszedł przyjemny dreszcz.-A, że miałam ze sobą te kawę, to jej zawartość wylała się na mojego zbawiciela.-Zakończyła lekko się śmiejąc, a gdy obróciła głowę ujrzała oczy pełne zaskoczenia, ale również i szczęścia. Gospodyni podająca tort czekoladowy, przeszkodziła w zamiarze wypowiedzi rodziców chłopaka. Obdarzyli ich tylko serdecznymi uśmiechami. Leon spostrzegł w nich dziwną zmianę, która mogła zwiastować, że polubią szatynkę. Po zjedzeniu deseru Violetta zaproponowała pomoc dzisiejszej kucharce, co pozwoliło na prywatną rozmowę Verdasów.
-Wreszcie znalazłeś jakąś przyzwoitą dziewczynę.-Po słowach ojca, chłopak teatralnie przewrócił oczami.
-Carmen przygotowała dla was pokój na górze.
-Dla nas? Będziemy spać w jednym pokoju?
-Jesteście dorośli i nie wierzę, że śpicie osobno.-Kobieta uścisnęła mocno syna, który miał poważne obawy co do reakcji 'jego dziewczyny' na tę wiadomość.
---------------------------------
Ehh dopiero teraz...Wiecie jak miałyśmy ostatnio mało czasu? Do tego dochodzi akademia, na którą jak tylko była chwila robiłyśmy transparent, a przed nią dzisiaj kilka godzin prób. A ja oczywiście trzymając go dzisiaj na 'scenie' sobie zasłabłam. Masakra, wyprowadzało mnie troje nauczycieli, z czego jedna to dyrektorka :') Tak więc przepraszamy i mamy nadzieję, że rozdział się podobał c;
P.S
No jest parę minut po północy, ale możemy uznać to za poniedziałek ;3
-Ja..jasne, czemu nie?-W środku gotując się ze szczęścia, że zadał jej to pytanie, posłała mu tylko ciepły uśmiech, na co on odpowiedział tym samym. Gdy znajdowali się już w samochodzie, chłopak układał sobie w głowie słowa.
-Wiesz, bo moi rodzice są...jakby to powiedzieć...dość wymagający. Niezbyt podobały im się dziewczyny, z którymi ich poznawałem...nie mówie, że coś z tobą jest nie tak, bo jesteś świetna...-Przerwał zawstydzony, na co ona oblała się rumieńcem.-...Chciałem, żebyś wiedziała, bo mogą zareagować trochę nietypowo...
-Rozumiem, nie ma sprawy.
-Nie zakładam, że będzie źle, bo na pewno się im spodobasz.
-Tak? Co im się może spodobać?-Zapytała, powodując większe zakłopotanie chłopaka, a z jej twarzy nie schodził triumfalny uśmiech.
-No jesteś miła i tak ogólnie...-Zaśmiała się, a po chwili chłopak do niej dołączył. Reszta drogi minęła w przyjemnej atmosferze. Gdy zaparkowali przed bogato wyglądającym budynkiem z nienagannym ogrodem, szatyn wysiadł i otworzył drzwi od strony pasażera.
-Jesteś gotowa, moja dziewczyno?-Puścił jej oczko, równocześnie podając rękę. W dobrym nastroju, lecz lekko poddenerwowana dziewczyna podeszła razem z nim do drzwi. Chwilę po naciśnięciu dzwonka w drzwiach stanęło małżeństwo Verdas. Jasnowłosa kobieta miała na sobie granatową sukienkę, którą podkreślała idealnie dobrana biżuteria. Natomiast mężczyzna był wysokim i dobrze zbudowanym szatynem, z wyglądu zupełnie przypominającym starszą wersję Leona. Kobieta zaprosiła gestem ręki gości do środka.
-Ym to jest Violetta, moja..dziewczyna.
-Ja mam na imię Sara, a to mój mąż Christian.
-Miło mi państwa poznać. Śliczny ogród, sama pani się nim zajmuje?
-Jak tylko mam chwilkę.-Uśmiechnęła się do niej lekko.-Zapraszam do jadalni.-W pomieszczeniu stał duży, dębowy stół, na którym były rozłożone cztery nakrycia. Rodzice Leona usiedli obok siebie, a oni naprzeciwko nich. Gospodyni wyczekując tego momentu, niemalże w tej samej sekundzie przybyła z ogromnym talerzem, na którym spoczywał idealnie przyrządzony indyk. Gdy danie zostało podzielone na porcje, pani domu zabrała głos.
-Leon dlaczego nie pijesz wina? Specjalnie jechaliśmy po twoje ulubione.
-Prowadzę.-Posłał jej krótki uśmiech.
-To nie zostajecie na noc?-Ojciec chłopaka był trochę zaskoczony.
-Muszę być jutro w pracy i...
-Leoś, tak rzadko się widujemy. A ty chyba idziesz po południu do pracy? Pojechalibyście wcześniej.-Szatyn spojrzał na dziewczynę, siedzącą po jego prawej stronie.
-Nie mam nic przeciwko, możemy zostać.-Uśmiechnęła się słodko, na co on przybrał podobny wyraz twarzy.
-To może opowiecie nam jak się poznaliście?-Po usłyszeniu pytania szatynka zaksztusiła się kawałkiem mięsa i wymownym wzrokiem spojrzała na szatyna.
-Em..Może ty Violu powiesz?-Obdarzył ją błagalnym spojrzeniem, na co momentalnie uległa. Przełknęła resztki pokarmu i zaczęła mówić.
-No więc to była zima. Pamiętam wychodziłam z mojej ulubionej kawiarni z kubkiem kawy Macchiato. Śpieszyłam się wtedy na spotkanie z przyjaciółką i wybiegłam, nie zauważając lodu na chodniku. No i łatwo przewidzieć, że się poślizgnęłam, ale oczywiście ktoś mnie uratował.-Wtedy złapała za rękę chłopaka, spoczywającą na stole, a ich ciała przeszedł przyjemny dreszcz.-A, że miałam ze sobą te kawę, to jej zawartość wylała się na mojego zbawiciela.-Zakończyła lekko się śmiejąc, a gdy obróciła głowę ujrzała oczy pełne zaskoczenia, ale również i szczęścia. Gospodyni podająca tort czekoladowy, przeszkodziła w zamiarze wypowiedzi rodziców chłopaka. Obdarzyli ich tylko serdecznymi uśmiechami. Leon spostrzegł w nich dziwną zmianę, która mogła zwiastować, że polubią szatynkę. Po zjedzeniu deseru Violetta zaproponowała pomoc dzisiejszej kucharce, co pozwoliło na prywatną rozmowę Verdasów.
-Wreszcie znalazłeś jakąś przyzwoitą dziewczynę.-Po słowach ojca, chłopak teatralnie przewrócił oczami.
-Carmen przygotowała dla was pokój na górze.
-Dla nas? Będziemy spać w jednym pokoju?
-Jesteście dorośli i nie wierzę, że śpicie osobno.-Kobieta uścisnęła mocno syna, który miał poważne obawy co do reakcji 'jego dziewczyny' na tę wiadomość.
---------------------------------
Ehh dopiero teraz...Wiecie jak miałyśmy ostatnio mało czasu? Do tego dochodzi akademia, na którą jak tylko była chwila robiłyśmy transparent, a przed nią dzisiaj kilka godzin prób. A ja oczywiście trzymając go dzisiaj na 'scenie' sobie zasłabłam. Masakra, wyprowadzało mnie troje nauczycieli, z czego jedna to dyrektorka :') Tak więc przepraszamy i mamy nadzieję, że rozdział się podobał c;
P.S
No jest parę minut po północy, ale możemy uznać to za poniedziałek ;3
poniedziałek, 26 października 2015
Rozdział 9
Między Violettą i Ludmiłą panowała niezręczna cisza, od czasu do czasu przerwana szlochami brunetki. Aż w koncu oskarżona przełamała milczenie.
-Pewnie też myślisz, że to prawda?-Zapytała cicho, podnosząc mokre od łez oczy. Blondynka nie odpowiedziała, tylko zawstydzona przyglądała się czubkom swoich butów, które w tym momencie wydawały się nadzwyczaj interesujące.
-Wiem jak to może wyglądać, ale to nie tak...mogę ci wyjaśnić?...Proszę.-Położyła nacisk na wypowiedziane błagalnym tonem ostatnie słowo. Dziewczyna skierowała spojrzenie na szatynkę i uległa, widząc ją całą roztrzęsioną. Lekko podniesiona na duchu ponownie wyrzuciła z siebie monolog.
-Violu...wszystko wskazywało na to, że nasze oskarżenia są słuszne, nie braliśmy pod uwagę opcji, że byłaś zmuszana. Twoja wersja wydarzeń wydaje się być bardziej realistyczna, ale nie możemy unniewinnić kogoś jedynie na podstawie jego słów...Chcę żebyś wiedziała, że postaram się zrobić wszystko, żeby oczyścić cię z zarzutów...Nie płacz już.-Delikatnie pogładziła towarzyszkę po zdrowym ramieniu, otrzymując w odpowiedzi szczery uśmiech. W tej chwili drzwi do pomieszczenia gwałtownie otworzyły się i w środku pojawili się Leon i Fede.
-Chodź Violetta, jedziemy do domu.
-Leon, nie możesz..-Zaczął poirytowany Włoch, przerywając obdarzony wściekłym spojrzeniem.
-Tak mogę!-Krzyknął, równocześnie łapiąc szatynkę za rękę.
-Leon wiesz jakie są procedury!-Dziewczyna przestraszona krzykami ścisnęła mocniej jego dłoń, tym samym zbliżając się do niego.
-Federico...uspokój się.-Do rozmowy włączyła się blondynka.-...Ja jej wierzę.
-Jasne! Nie rozumiecie jak niebezpieczne może być trzymanie jej w domu?!-Przestraszona brunetka całkowicie schowała się w obejmujących ją ramionach chłopaka, któty głaskał ją uspokojająco po włosach. W tej chwili w biurze pojawiła się Francesca, tzrymającą teczkę wypełnioną dokumentami.
-Co tu się dzieje? Słyszałam was z kilku metrów.-Jej usta wykrzywiły się w niewyraźny grymas na widok dziewczyny w objęciach Leona, który zbierał się by coś powiedzieć.
-Wiem co robię, zaufaj mi Fede. Czy ja cię kiedyś zawiodłem?
-Rób co chcesz, ja cię ostrzegałem.-Po wypowiedzieniu tych słów, rozgniewany wyszedł, trzaskając drzwiami. Leon wypuścił szatynkę z objęć i prowadząc ją przed sobą, opuścił pomieszczenie bez słowa, wprawiając tym Francescę w jeszcze większe zdziwienie. Z pytającą miną zwróciła się do Ludmiły.
-Możesz mi wyjaśnić..?
-Fede jest przekonany, że ona działa razem z mafią. Wyjaśniała mi wszystko i uważam, że jest niewinna. Jak widzisz Leon też.
-Fede może mieć trochę racji. Widać, że owinęła sobie Leona w okół palca, a on jest zbyt dobry, żeby się nad nią nie zlitować.
-Daj spokój Fran. Wiesz jak jest. Po prostu nie podoba ci się to, że on skupia się na niej, nie zwracając na ciebie w ogóle uwagi.
-Nie, ja tylko wyrażam swoją opinię, a ty jak zawsze wymyślasz te swoje historie.
-Nie mam ochoty się już z nikim kłócić, wystarczy mi Federico...
-Dobra koniec tematu. Idziemy na kawę?-Blondynka przystała na propozycję. Znajdując się na korytarzu, niemal zderzyła się z Włochem.
-Ludmiła przesłuchamy go jutro jeszcze raz, może dowiemy się czegoś więcej, przekażesz Leonowi?-Kiwnęła głową na znak zgody i odeszła w kierunku drzwi pisząc SMS.
Szatyn zaparkował samochód, po czym wysiadł i otworzył drzwi od strony pasażera. Po chwili znaleźli się w mieszkaniu.
-Dziękuję.
-Ja tylko zrobiłem to, co do mnie należy. Dobra, chyba musimy ci zmienić opatrunek.
-Jasne, tylko pójdę się odświeżyć.-Będąc w łazience przemyła twarz i rozczesała włosy. Skierowała kroki do salonu, gdzie czekał na nią Leon. Podwinęła rękaw i pozwoliła chłopakowi odwinąć bandaż.
-No nieźle wygląda, niedługo całkiem się zagoi.-Wtedy wymienili między sobą uśmiechy.
-Słuchaj, bo moi rodzice zaprosili mnie na obiad...poszłabyś ze mną?...Wiesz nie chcę cię tu zostawiać samej...Mieszkają jakieś pół godziny drogi stąd.
-Z chcęcią pójdę.
-Tylko jest taki mały problem, bo oni nie pochwalają mojej pracy. No po prostu nie chcą, żebym się narażał na niebezpieczeństwo...Mogłabyś...udawać moją dziewczynę?
-Pewnie też myślisz, że to prawda?-Zapytała cicho, podnosząc mokre od łez oczy. Blondynka nie odpowiedziała, tylko zawstydzona przyglądała się czubkom swoich butów, które w tym momencie wydawały się nadzwyczaj interesujące.
-Wiem jak to może wyglądać, ale to nie tak...mogę ci wyjaśnić?...Proszę.-Położyła nacisk na wypowiedziane błagalnym tonem ostatnie słowo. Dziewczyna skierowała spojrzenie na szatynkę i uległa, widząc ją całą roztrzęsioną. Lekko podniesiona na duchu ponownie wyrzuciła z siebie monolog.
-Violu...wszystko wskazywało na to, że nasze oskarżenia są słuszne, nie braliśmy pod uwagę opcji, że byłaś zmuszana. Twoja wersja wydarzeń wydaje się być bardziej realistyczna, ale nie możemy unniewinnić kogoś jedynie na podstawie jego słów...Chcę żebyś wiedziała, że postaram się zrobić wszystko, żeby oczyścić cię z zarzutów...Nie płacz już.-Delikatnie pogładziła towarzyszkę po zdrowym ramieniu, otrzymując w odpowiedzi szczery uśmiech. W tej chwili drzwi do pomieszczenia gwałtownie otworzyły się i w środku pojawili się Leon i Fede.
-Chodź Violetta, jedziemy do domu.
-Leon, nie możesz..-Zaczął poirytowany Włoch, przerywając obdarzony wściekłym spojrzeniem.
-Tak mogę!-Krzyknął, równocześnie łapiąc szatynkę za rękę.
-Leon wiesz jakie są procedury!-Dziewczyna przestraszona krzykami ścisnęła mocniej jego dłoń, tym samym zbliżając się do niego.
-Federico...uspokój się.-Do rozmowy włączyła się blondynka.-...Ja jej wierzę.
-Jasne! Nie rozumiecie jak niebezpieczne może być trzymanie jej w domu?!-Przestraszona brunetka całkowicie schowała się w obejmujących ją ramionach chłopaka, któty głaskał ją uspokojająco po włosach. W tej chwili w biurze pojawiła się Francesca, tzrymającą teczkę wypełnioną dokumentami.
-Co tu się dzieje? Słyszałam was z kilku metrów.-Jej usta wykrzywiły się w niewyraźny grymas na widok dziewczyny w objęciach Leona, który zbierał się by coś powiedzieć.
-Wiem co robię, zaufaj mi Fede. Czy ja cię kiedyś zawiodłem?
-Rób co chcesz, ja cię ostrzegałem.-Po wypowiedzieniu tych słów, rozgniewany wyszedł, trzaskając drzwiami. Leon wypuścił szatynkę z objęć i prowadząc ją przed sobą, opuścił pomieszczenie bez słowa, wprawiając tym Francescę w jeszcze większe zdziwienie. Z pytającą miną zwróciła się do Ludmiły.
-Możesz mi wyjaśnić..?
-Fede jest przekonany, że ona działa razem z mafią. Wyjaśniała mi wszystko i uważam, że jest niewinna. Jak widzisz Leon też.
-Fede może mieć trochę racji. Widać, że owinęła sobie Leona w okół palca, a on jest zbyt dobry, żeby się nad nią nie zlitować.
-Daj spokój Fran. Wiesz jak jest. Po prostu nie podoba ci się to, że on skupia się na niej, nie zwracając na ciebie w ogóle uwagi.
-Nie, ja tylko wyrażam swoją opinię, a ty jak zawsze wymyślasz te swoje historie.
-Nie mam ochoty się już z nikim kłócić, wystarczy mi Federico...
-Dobra koniec tematu. Idziemy na kawę?-Blondynka przystała na propozycję. Znajdując się na korytarzu, niemal zderzyła się z Włochem.
-Ludmiła przesłuchamy go jutro jeszcze raz, może dowiemy się czegoś więcej, przekażesz Leonowi?-Kiwnęła głową na znak zgody i odeszła w kierunku drzwi pisząc SMS.
Szatyn zaparkował samochód, po czym wysiadł i otworzył drzwi od strony pasażera. Po chwili znaleźli się w mieszkaniu.
-Dziękuję.
-Ja tylko zrobiłem to, co do mnie należy. Dobra, chyba musimy ci zmienić opatrunek.
-Jasne, tylko pójdę się odświeżyć.-Będąc w łazience przemyła twarz i rozczesała włosy. Skierowała kroki do salonu, gdzie czekał na nią Leon. Podwinęła rękaw i pozwoliła chłopakowi odwinąć bandaż.
-No nieźle wygląda, niedługo całkiem się zagoi.-Wtedy wymienili między sobą uśmiechy.
-Słuchaj, bo moi rodzice zaprosili mnie na obiad...poszłabyś ze mną?...Wiesz nie chcę cię tu zostawiać samej...Mieszkają jakieś pół godziny drogi stąd.
-Z chcęcią pójdę.
-Tylko jest taki mały problem, bo oni nie pochwalają mojej pracy. No po prostu nie chcą, żebym się narażał na niebezpieczeństwo...Mogłabyś...udawać moją dziewczynę?
wtorek, 20 października 2015
Rozdział 8
Po ocknięciu się, zaczęła wylewać z siebie potok słów.
-Nie, to znaczy tak, ale...ja przecież nie musze iść, prawda? Dam sobie tutaj sama radę, a przecież...
-Violetta, nie musisz się go bać. Teraz już ci nic nie zrobi.
-Ja tam nie jestem potrzebna, lepiej jakbym została...-W tym momencie Leon podszedł do dziewczyny i ujął jej dłonie własnymi.
-Chodź.-Poddała się. Wiedziała, że nie może już nic zrobić. Opuściła mieszkanie i ze ściśniętym żoładkiem zajęła miejsce pasażera w samochodzie chłopaka. Całą drogę wpatrywała się w szybę. Jednak nie dostrzegła w niej mijanych krajobrazów miasta, tylko odbicie dziewczyny, którą w tym momencie targało setki negatywnyh myśli. Po opuszczeniu pojazdu, szła obok nie spuszczającego z niej wzroku chłopaka. Miała wrażenie, że z każdym krokiem jej serce bije coraz mocniej. W końcu dotarli do celu. Chłopak nacisnął na klamkę i pozwolił dziewczynie wejść pierwszej. W pomieszczeniu była już Ludmiła, którą poznała wcześniej oraz chłopak, którego widziała wczoraj w domu Leona. Oparła się o ścianę, gdy drzwi się zamknęły. Po chwili zobaczyła, że wszyscy wpatrują się w obiekt za jej plecami. Przestraszona odeszła kilka kroków do przodu, po czym obróciła się w celu spojrzenia na miejsce, w którym stała. To wcale nie była ściana. Tam znajdowało się lustro weneckie, a za nim on. Ten sam, który dwókrotnie probował ją zabić. Obraz, jaki zobaczyła, powoli zaczął przybierać coraz ciemniejszych barw, aż w końcu zrobił się całkowicie czarny.
Podniosła powieki i zdezorientowana rozejrzała się po pomieszczeniu.
-Gdzie...gdzie ja jestem?-Zapytała, gdy dostrzegła wzrokiem Leona, siedzącego za biurkiem. Chłopak odsłonił schowaną w dłoniach twarz. W jego oczach była widoczna złość.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?-Wycedził przez zęby, starając się opanować gniew.
-Co? Ja...
-Co? Pamiętasz wszystko, tak?? Od początku wiedziałaś i myślałaś, że jestem taki głupi!?
-To nie prawda...Ja nie...-Łzy bezsilności powoli zalewały jej policzki.
-Daruj sobie. Członkini mafii! Pewnie chciałaś wyciągnąć jakieś informacje, tak!?
-Leon...-Nie mogła wydusić z siebie ani słowa więcej. Bała się go. Nie wiedziała co teraz może zrobić chłopak, którego zamazaną przez łzy sylwetkę widziała obok siebie. Wtedy szatyn zdał sobie sprawę z tego co robi. Ona nie mogła być do tego zdolna. Nie ta, którą widzi całą roztrzęsioną, kulącą się coraz bardziej z każdym jego słowem. Nie ta, która ledwo uszła z życiem z obydwu spotkań z nimi. To wszystko nie miało sensu. Prawdę znała tylko Violetta, ale doprowadził ją do takiego stanu, że nie będzie w stanie mu powiedzieć. Usiadł ponownie na swoim miejscu.
-Violetta...Przepraszam. Nie chciałem, po prostu mnie poniosło.-Wtedy dziewczyna podniosła wzrok i zobaczył jej pełne smutku oczy.
-Nie...nie masz za co. Ja przypomniałam sobie...ale to było niedawno i bałam się...bałam się, że tak zareagujesz...Nie chciałam tego...Oni mnie zmusili, grozili, że mnie zabiją...i prawie im się udało, ale mnie uratowałeś...Opiekowałeś się mną, a nigdy nikt tego nie robił...od kilku lat musiałam siedzieć z nimi w tych ich kryjówkach...Nie mogłam nic zrobić...-Mówiła swój monolog przerywając kolejną dawką łez, lecz przy ostatnich słowach całkowicie wybuchła płaczem. Chłopak nie chciał jej przerywać, analizując każde słowo. Nie wiedział co o tym myśleć. Wierzył jej, był pewny, że go nie okłamuje, ale nie spodziewał się podobnych odczuć ze strony współpracowników. Chciał zrobić wszystko co w jego mocy, by nic jej nie groziło.
-Wierzę ci Violetta i wolałbym, żebyś na razie została u mnie, dopóki nie złapiemy pozostałych członków mafii.
-N..naprawdę?
-Tak, ale niestety nie mogę sam podjąć decyzji.-W tym momencie usłyszeli dźwięk pukania do drzwi. Uśmiechnął się do niej i poszedł otworzyć. W drzwiach stał Federico, a za nim Ludmi.
-Leon muszę z tobą pogadać.
-Wejdź.
-Wolałbym w cztery oczy.
-Jasne, to my pójdziemy do waszego gabinetu, a Ludmiła zostanie z Violettą, dobrze?-Po przytaknięciu opuścili pomieszczenie i idąc chwilę korytarzem, dotarli do miejsca. W środku usiedli naprzeciwko siebie, a Włoch pierwszy zabrał głos.
-Dowiedziałeś się czegoś? Jaki miała motyw?
-Żaden. Jest niewinna.
-Słuchaj. Wiem, że ją polubiłeś, ale..
-To nie ma nic do rzeczy. Owszem, była razem z nimi, ale została do tego zmuszona. Według mnie to właśnie ona jest najbardziej poszkodowana w tej sytuacji.
-No pewnie, miała dużo czasu, żeby ustalić sobie całą historię, a ty wierzysz w jej bajeczki.
-Przestań. Ufam jej bo jestem pewien, że mówi prawdę. Jeżeli nie byłbym przekonany co do tego, to nie mówiłbym ci o tym. Do czasu wyjaśnienia sprawy zostaje u mnie, jasne?
--------------------------------------
Hejka ;3
Tak, zdaję sobie sprawę, że dzisiaj wtorek (końcówka, ale jest xd), ale normalnie się wyrobić nie mogłam. Ja tak mam, że zawsze zostawiam wszystko na ostatnią chwilę, a później zdążyć nie mogę :'D
No więc rozdziały czasem mogą się pojawiać w te wtorki, ale postaramy się żeby tak nie było c:
-Nie, to znaczy tak, ale...ja przecież nie musze iść, prawda? Dam sobie tutaj sama radę, a przecież...
-Violetta, nie musisz się go bać. Teraz już ci nic nie zrobi.
-Ja tam nie jestem potrzebna, lepiej jakbym została...-W tym momencie Leon podszedł do dziewczyny i ujął jej dłonie własnymi.
-Chodź.-Poddała się. Wiedziała, że nie może już nic zrobić. Opuściła mieszkanie i ze ściśniętym żoładkiem zajęła miejsce pasażera w samochodzie chłopaka. Całą drogę wpatrywała się w szybę. Jednak nie dostrzegła w niej mijanych krajobrazów miasta, tylko odbicie dziewczyny, którą w tym momencie targało setki negatywnyh myśli. Po opuszczeniu pojazdu, szła obok nie spuszczającego z niej wzroku chłopaka. Miała wrażenie, że z każdym krokiem jej serce bije coraz mocniej. W końcu dotarli do celu. Chłopak nacisnął na klamkę i pozwolił dziewczynie wejść pierwszej. W pomieszczeniu była już Ludmiła, którą poznała wcześniej oraz chłopak, którego widziała wczoraj w domu Leona. Oparła się o ścianę, gdy drzwi się zamknęły. Po chwili zobaczyła, że wszyscy wpatrują się w obiekt za jej plecami. Przestraszona odeszła kilka kroków do przodu, po czym obróciła się w celu spojrzenia na miejsce, w którym stała. To wcale nie była ściana. Tam znajdowało się lustro weneckie, a za nim on. Ten sam, który dwókrotnie probował ją zabić. Obraz, jaki zobaczyła, powoli zaczął przybierać coraz ciemniejszych barw, aż w końcu zrobił się całkowicie czarny.
Podniosła powieki i zdezorientowana rozejrzała się po pomieszczeniu.
-Gdzie...gdzie ja jestem?-Zapytała, gdy dostrzegła wzrokiem Leona, siedzącego za biurkiem. Chłopak odsłonił schowaną w dłoniach twarz. W jego oczach była widoczna złość.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?-Wycedził przez zęby, starając się opanować gniew.
-Co? Ja...
-Co? Pamiętasz wszystko, tak?? Od początku wiedziałaś i myślałaś, że jestem taki głupi!?
-To nie prawda...Ja nie...-Łzy bezsilności powoli zalewały jej policzki.
-Daruj sobie. Członkini mafii! Pewnie chciałaś wyciągnąć jakieś informacje, tak!?
-Leon...-Nie mogła wydusić z siebie ani słowa więcej. Bała się go. Nie wiedziała co teraz może zrobić chłopak, którego zamazaną przez łzy sylwetkę widziała obok siebie. Wtedy szatyn zdał sobie sprawę z tego co robi. Ona nie mogła być do tego zdolna. Nie ta, którą widzi całą roztrzęsioną, kulącą się coraz bardziej z każdym jego słowem. Nie ta, która ledwo uszła z życiem z obydwu spotkań z nimi. To wszystko nie miało sensu. Prawdę znała tylko Violetta, ale doprowadził ją do takiego stanu, że nie będzie w stanie mu powiedzieć. Usiadł ponownie na swoim miejscu.
-Violetta...Przepraszam. Nie chciałem, po prostu mnie poniosło.-Wtedy dziewczyna podniosła wzrok i zobaczył jej pełne smutku oczy.
-Nie...nie masz za co. Ja przypomniałam sobie...ale to było niedawno i bałam się...bałam się, że tak zareagujesz...Nie chciałam tego...Oni mnie zmusili, grozili, że mnie zabiją...i prawie im się udało, ale mnie uratowałeś...Opiekowałeś się mną, a nigdy nikt tego nie robił...od kilku lat musiałam siedzieć z nimi w tych ich kryjówkach...Nie mogłam nic zrobić...-Mówiła swój monolog przerywając kolejną dawką łez, lecz przy ostatnich słowach całkowicie wybuchła płaczem. Chłopak nie chciał jej przerywać, analizując każde słowo. Nie wiedział co o tym myśleć. Wierzył jej, był pewny, że go nie okłamuje, ale nie spodziewał się podobnych odczuć ze strony współpracowników. Chciał zrobić wszystko co w jego mocy, by nic jej nie groziło.
-Wierzę ci Violetta i wolałbym, żebyś na razie została u mnie, dopóki nie złapiemy pozostałych członków mafii.
-N..naprawdę?
-Tak, ale niestety nie mogę sam podjąć decyzji.-W tym momencie usłyszeli dźwięk pukania do drzwi. Uśmiechnął się do niej i poszedł otworzyć. W drzwiach stał Federico, a za nim Ludmi.
-Leon muszę z tobą pogadać.
-Wejdź.
-Wolałbym w cztery oczy.
-Jasne, to my pójdziemy do waszego gabinetu, a Ludmiła zostanie z Violettą, dobrze?-Po przytaknięciu opuścili pomieszczenie i idąc chwilę korytarzem, dotarli do miejsca. W środku usiedli naprzeciwko siebie, a Włoch pierwszy zabrał głos.
-Dowiedziałeś się czegoś? Jaki miała motyw?
-Żaden. Jest niewinna.
-Słuchaj. Wiem, że ją polubiłeś, ale..
-To nie ma nic do rzeczy. Owszem, była razem z nimi, ale została do tego zmuszona. Według mnie to właśnie ona jest najbardziej poszkodowana w tej sytuacji.
-No pewnie, miała dużo czasu, żeby ustalić sobie całą historię, a ty wierzysz w jej bajeczki.
-Przestań. Ufam jej bo jestem pewien, że mówi prawdę. Jeżeli nie byłbym przekonany co do tego, to nie mówiłbym ci o tym. Do czasu wyjaśnienia sprawy zostaje u mnie, jasne?
--------------------------------------
Hejka ;3
Tak, zdaję sobie sprawę, że dzisiaj wtorek (końcówka, ale jest xd), ale normalnie się wyrobić nie mogłam. Ja tak mam, że zawsze zostawiam wszystko na ostatnią chwilę, a później zdążyć nie mogę :'D
No więc rozdziały czasem mogą się pojawiać w te wtorki, ale postaramy się żeby tak nie było c:
poniedziałek, 12 października 2015
Rozdział 7
Mężczyzna go nie widział. Dzięki uzyskanej w ciemności przewadze, ostrożnie wycofał się z powrotem. Tysiące myśli w jego głowie walczyło o dominację. Nie mógł narazić dziewczyny pochopną decyzją, ale jeśli nic nie zrobi zaraz usłyszy strzał. Nie zastanawiając się dłużej, skierował się do drugich drzwi, które prowadziły wprost do miejsca, gdzie stali. Będąc za celem, usłyszał błagania dziewczyny, które zmotywowały go do niezwłocznego działania. W przeciągu sekundy broń napastnika wylądowała z łoskotem na ziemi, a dziewczynie udało się wyswobodzić z jego rąk. Trzęsąc się, obserwowała jak Leon bije się z członkiem mafii. Wiedziała do czego mężczyzna jest zdolny, dokładnie pamiętała, że to on zadał jej strzał w ramię. Bezradna rozglądnęła się po pokoju. Pistolet. Przedmiot leżał niebezpiecznie blisko niedoszłego mordercy. Teraz albo nigdy. Rzuciła się do przodu, chwytając broń. Mężczyzna leżący na podłodze, próbując uniemożliwić szatynce pochwycenie broni, złapał ją kostkę u nogi. Jednak udało się. Trzymała w ręce upragnioną rzecz, zmuszając tym samym go do podniesienia się i przywarcia do ściany. Z bronią cały czas skierowaną w stronę napastnika, starała się pomóc nadal leżacemu wybawcy.
-Leon...Leon, dasz radę wstać?-Mówiła do chłopaka, który odzyskiwał przytomność. Gdy otworzył oczy, momentalnie podniósł się na nogi, gdyż spodziewał się najgorszego. Jednak widok dziewczyny trzymającej w garści mężczyznę pozytywnie go zaskoczył. Nie spuszczając wzroku z tej dwójki, wyjął telefon i wybrał numer do komisariatu.
-Federico zbierz ekipę i przyjedź do mnie, teraz. Mamy członka mafii.
-Jasne szefie.-Po krótkiej rozmowie, przejął pistolet od dziewczyny i obserwując pobitego przestępcę czekali kilka minut na przyjazd posiłków, w między czasie zakłuwając go w kajdanki. Po krótkim czasie drzwi gwałtownie się otworzyły i do mieszkania wbiegło kilku uzbrojonych policjantów.
-Zabierzcie go.-Wskazał bronią na mężczyznę, którego wtedy wyprowadziła dwójka z nich. Federico podszedł do Leona.
-No nieźle się spisałeś przyjacielu.
-W sumie to nie moja zasługa.-Wtedy obrócił się w stronę dziewczyny i posłał jej szczery uśmiech, który odwzajemniła.-Jej powinniśmy dziękować.-Stojąc ponownie przodem do Włocha, przybrał normalny wyraz twarzy.-Nie wiem po co tu przyszedł, ale dowiemy się na przesłuchaniu.
-Dobra, ja już muszę iść, cześć.-Szatyn zamknął drzwi i podszedł do Violetty.
-Dziękuję.
-To ja ci powinnam dziękować.
-Gdyby nie ty to nie wiem co by się stało.
-A gdyby nie ty to by mnie zastrzelił.-Równocześnie wybuchnęli śmiechem.
-Ok, to obydwoje jesteśmy bohaterami. Nie wiem czy pamiętasz, ale jest środek nocy, a my stoimy tu w piżamach.-Chłopak nie przestawał się uśmiechać.-To dobranoc Violetto.-Zaczął iść w kierunku drzwi, jednak spostrzegł, że szatynka nie rusza się z miejsca.
-Leon...boje się.-Wizja zostania ponownie samej w ciemnym pomieszczeniu, po tym co się stało nie była zbyt radosna.
-Rozumiem cię...to może chcesz spać ze mną?-Dziewczyna pokiwała głową i podążyła za nim.
Leon ubudził się zaskoczony, ale dziwnie szczęśliwy. Pamiętał, że jak zasypiali to leżeli na osobnych końcach łóżka. A teraz głowa szatynki spoczywa na jego torsie, a on obejmuje ją ramieniem. Nie chciał wstawać, żeby jej nie obudzić, więc patrzył na spokojnie śpiącą dziewczynę, która po chwili podniosła powieki. Pierwszym co zobaczyła po otworzeniu oczu była twarz Leona oddalona kilka centymetrów od niej. Speszona gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. Chłopak uśmiechnął się do niej i zniknął za drzwiami. Chwilę siedziała na rogu łóżka z podniesionymi koncikami ust, po czym udała się do swojej sypialni. Zabrała ubrania, a w łazience przebrała się i wykonała poranną toaletę. Chciała wypróbować kilka kosmetyków od Camili, więc wyciągła z kosmetyczki podkład, tusz i pomadkę. Gdy już zrobiła makijaż, wyszła z łazienki i skierowała się w stronę kuchni.
-Lubisz tosty z dżee..-W tym momemcie obrócił się i zaniemówił na jej widok. Uśmiechnęła się, bo pierwszy raz zwracała uwagę na to co ubiera i na swój wygląd.
-Z drzewa? Wolałabym jednak takie z tostera.-Rozbawiona usiadła przy stole i wzięła łyk soku pomarańczowego. Zjedli w cichej, lecz miłej atmosferze. Gdy skończyli, Leon poszedł do pokoju po swoje rzeczy, a później zaczął ubierać buty.
-Wychodzisz gdzieś?
-No tak, obydwoje idziemy na przesłuchanie tego typka z mafii. Zapomniałaś?-W tym momencie jej nastrój prysł jak bańka mydlana. To może być jej ostatni dzień w tym mieszkaniu i w ogóle na wolności.
-Leon...Leon, dasz radę wstać?-Mówiła do chłopaka, który odzyskiwał przytomność. Gdy otworzył oczy, momentalnie podniósł się na nogi, gdyż spodziewał się najgorszego. Jednak widok dziewczyny trzymającej w garści mężczyznę pozytywnie go zaskoczył. Nie spuszczając wzroku z tej dwójki, wyjął telefon i wybrał numer do komisariatu.
-Federico zbierz ekipę i przyjedź do mnie, teraz. Mamy członka mafii.
-Jasne szefie.-Po krótkiej rozmowie, przejął pistolet od dziewczyny i obserwując pobitego przestępcę czekali kilka minut na przyjazd posiłków, w między czasie zakłuwając go w kajdanki. Po krótkim czasie drzwi gwałtownie się otworzyły i do mieszkania wbiegło kilku uzbrojonych policjantów.
-Zabierzcie go.-Wskazał bronią na mężczyznę, którego wtedy wyprowadziła dwójka z nich. Federico podszedł do Leona.
-No nieźle się spisałeś przyjacielu.
-W sumie to nie moja zasługa.-Wtedy obrócił się w stronę dziewczyny i posłał jej szczery uśmiech, który odwzajemniła.-Jej powinniśmy dziękować.-Stojąc ponownie przodem do Włocha, przybrał normalny wyraz twarzy.-Nie wiem po co tu przyszedł, ale dowiemy się na przesłuchaniu.
-Dobra, ja już muszę iść, cześć.-Szatyn zamknął drzwi i podszedł do Violetty.
-Dziękuję.
-To ja ci powinnam dziękować.
-Gdyby nie ty to nie wiem co by się stało.
-A gdyby nie ty to by mnie zastrzelił.-Równocześnie wybuchnęli śmiechem.
-Ok, to obydwoje jesteśmy bohaterami. Nie wiem czy pamiętasz, ale jest środek nocy, a my stoimy tu w piżamach.-Chłopak nie przestawał się uśmiechać.-To dobranoc Violetto.-Zaczął iść w kierunku drzwi, jednak spostrzegł, że szatynka nie rusza się z miejsca.
-Leon...boje się.-Wizja zostania ponownie samej w ciemnym pomieszczeniu, po tym co się stało nie była zbyt radosna.
-Rozumiem cię...to może chcesz spać ze mną?-Dziewczyna pokiwała głową i podążyła za nim.
Leon ubudził się zaskoczony, ale dziwnie szczęśliwy. Pamiętał, że jak zasypiali to leżeli na osobnych końcach łóżka. A teraz głowa szatynki spoczywa na jego torsie, a on obejmuje ją ramieniem. Nie chciał wstawać, żeby jej nie obudzić, więc patrzył na spokojnie śpiącą dziewczynę, która po chwili podniosła powieki. Pierwszym co zobaczyła po otworzeniu oczu była twarz Leona oddalona kilka centymetrów od niej. Speszona gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. Chłopak uśmiechnął się do niej i zniknął za drzwiami. Chwilę siedziała na rogu łóżka z podniesionymi koncikami ust, po czym udała się do swojej sypialni. Zabrała ubrania, a w łazience przebrała się i wykonała poranną toaletę. Chciała wypróbować kilka kosmetyków od Camili, więc wyciągła z kosmetyczki podkład, tusz i pomadkę. Gdy już zrobiła makijaż, wyszła z łazienki i skierowała się w stronę kuchni.
-Lubisz tosty z dżee..-W tym momemcie obrócił się i zaniemówił na jej widok. Uśmiechnęła się, bo pierwszy raz zwracała uwagę na to co ubiera i na swój wygląd.
-Z drzewa? Wolałabym jednak takie z tostera.-Rozbawiona usiadła przy stole i wzięła łyk soku pomarańczowego. Zjedli w cichej, lecz miłej atmosferze. Gdy skończyli, Leon poszedł do pokoju po swoje rzeczy, a później zaczął ubierać buty.
-Wychodzisz gdzieś?
-No tak, obydwoje idziemy na przesłuchanie tego typka z mafii. Zapomniałaś?-W tym momencie jej nastrój prysł jak bańka mydlana. To może być jej ostatni dzień w tym mieszkaniu i w ogóle na wolności.
wtorek, 6 października 2015
Rozdział 6
Przez jakiś czas stał wpatrzony w szatynkę, która odwzajemniała jego uśmiech. Czynność przerwała im rozbawiona Camila.
-I jak tam Leon, stało się coś ważnego?
-Nie aż tak, Ludmiła z Fede coś podejrzewają, ale wątpie, żeby to była prawda...Mateo już poszedł?
-Poszedł to za mało powiedziane.-Jej nastrój momentalnie się zmienił.
-Zerwaliście?
-Tak, ale zmieńmy już temat, bo Violi chyba też nie najlepiej tego słuchać.
-Jak Violi? Co się stało?-Gdy wypowiedział jej imię, dziewczyna podniosła wzrok ze swoich stóp prosto na jego usta. Pożałowała tego, bo wie, że w sytuacji w jakiej jest, serce nie ma prawa być sprzeczne z rozsądkiem.
-Gdy wróciłam on się próbował do niej dobrać, nie wiem co byłby w stanie zrobić jakbym przyszła później.-Leon widząc, że rudowłosa zanosi się płaczem, przytulił ją.
-Ale nic ci nie jest Violetta?-Zawstydzona szatynka zaprzeczyła, nie podnosząc już głowy.
-Ja może już pójdę, cześć.-Siostra chłopaka rzuciła im krótki uśmiech i po chwili zniknęła za drzwiami.
-Idę przygotować kolację.-Nie spodziewając się odpowiedzi zrobił kilka kroków, jednak słysząc głos gwałtownie się obrócił.
-Pomóc ci?
-Jasne, chodź.
-To może spaghetti?-Dziewczyna pokiwała głową na znak zgody-Dobrze, to wyciąg makaron z tamtej szafki.-Brązowooka podeszła do wskazanego miejsca i stanęła na palcach, nie mogąc dosięgnąć. W tym momencie poczuła za sobą ciepło ciała chłopaka. Wyciągnął produkt z szafki będąc tak blisko niej, że mogła poczuć jego wspaniały zapach. Instynktownie zamknęła oczy, otwierając je dopiero, gdy się oddalił. Resztę czasu przygotowywaniu posiłku spędzili w milczeniu. Dopiero po zjedzeniu, chłopak zabrał głos.
-Musimy ci zmienić opatrunek, usiądź w salonie dobrze?-Chwilę później siedziała już na białej sofie w wymienionym pomieszczeniu. Jej wzrok spoczął na jednej rzeczy, którą widziała za każdym razem, gdy tu była, jednak teraz poczuła potrzebę oglądnięcia z bliska czarnego instrumentu. Siadła przy fortepianie i otworzyła klapę, odsłaniając rząd lśniących klawiszy. W tym momencie przed oczami stanął jej obraz rodziców. Gdy była mała zabierali ją na lekcje oraz różne konkursy, w których zajmowała wysokie miejsca. Nie pamiętała ich zbyt dobrze, odeszli w wyniku katastrofy lotniczej. Od tej chwili nie grała więcej. Ale teraz jej palce same zatapiały się w klawiszach, tworząc pełną bólu melodię, odzwierciedlającą jej życie.
Chłopak wracał słysząc dzwięki fortepianiu, jednak gdy przyszedł melodia ucichła.
-Grałaś?-Speszona posłała mu delikatny uśmiech.-Nie wstydź się, to było piękne.-Mówiąc te słowa usiadł obok niej i zaczął grać. Muzyka, którą tworzył nie przypominała tej wcześniejszej. Nie opisywała jej dawnych uczuć, tylko te, które miała w sobie teraz, te szczęśliwe. Gdy skończył obydwoje wymienili się szczerym uśmiechem.
-Ok, chodźmy zmienić ci ten opatrunek.-Ponownie usiedli na kanapie, a Violetta podwinęła rękaw swetra. Teraz już wiedział jak to zrobić i starał się ograniczyć ból do minimum. Po kilku minutach rana była z powrotem opatrzona. Dziewczyna znajdując się już w pokoju, zabrała potrzebne rzeczy i udała się do łazienki. Będąc tam poukładała kilka produktów, kupionych dzisiaj przez Camilę na półce. Później rozebrała się i weszła pod prysznic, myjąc swoje ciało wiśniowym żelem i włosy szampomem o tym samym zapachu. Po skończonej czynności osuszyła się i ubrała w niezbyt długą koszulę nocną. Gdy umyła zęby, wróciła do swojej sypialni. Siedząc na łóżku sięgnęła po stosik książek, ktore dostała razem z ubraniami i wybrała jedną z najbardziej interesującą okładką. Odłożyła resztę na swoje miejsce i pogrążyła się w lekturze. Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron zasnęła, nadal trzymając ją w rękach. W środku nocy obudziła się, czując suchość w gardle. Wyszła z pod pościeli i po cichu poszła do kuchni. Zaświeciła światło i nalała sobie szklankę wody. Po zaspokojeniu pragnienia, ponownie nacisnęła przycisk odpowiadający za jasność. Znajdując się w salonie, z trudem utrzymała się na nogach z powodu widoku, który zobaczyła. Ktoś zamykał drzwi wejściowe, którymi właśnie wszedł, wtedy gdy starając się nie zostać zauważona przemknęła do pokoju Leona. Roztrzęsiona pobiegła do chłopaka, budząc go gwałtownym potrząśnięciem
-Llleon...tam jest...on wszedł...ja...-Szatyn w mroku widząc przerażone spojrzenie dziewczyny, zerwał się z łóżka i ostrożnie wyszedł z pokoju, zapalająć swiatło w salonie. Nie widząc nikogo, spojrzał w stronę chowającej się za nim Violetty.
-Jesteś pewna, że kogoś widziałaś?-Bezgłośnie wypowiedziała słowo potwierdzenia próbując powstrzymać łzy.
-Dobra, zaczekaj tu.-Wyszeptał, po czym ostrożnie poszedł w stronę kuchni. Rozglądając się, usłyszał rozpaczliwy krzyk dobiegający z salonu. Nie zastanawiając się, szybko zawrócił do poprzedniego pomieszczenia. Zastał widok niebezpiecznie wyglądającego mężczyzny z bronią przyłożoną do skroni Violetty, w której oczach można było dostrzec wyraźnie rysujący się strach.
-----------------------------------------
Witam c:
Wiem dzisiaj nie poniedziałek, ale wczoraj się nie wyrobiłyśmy. Miałyśmy dzisiaj wygłaszać przemówienia na polskim i tyle na to czasu straciłyśmy, a w końcu nas nie pytała :')
No ale mniejsza z tym. Jak wam się rozdział podoba?
Abrazos ^.^
S&M
-I jak tam Leon, stało się coś ważnego?
-Nie aż tak, Ludmiła z Fede coś podejrzewają, ale wątpie, żeby to była prawda...Mateo już poszedł?
-Poszedł to za mało powiedziane.-Jej nastrój momentalnie się zmienił.
-Zerwaliście?
-Tak, ale zmieńmy już temat, bo Violi chyba też nie najlepiej tego słuchać.
-Jak Violi? Co się stało?-Gdy wypowiedział jej imię, dziewczyna podniosła wzrok ze swoich stóp prosto na jego usta. Pożałowała tego, bo wie, że w sytuacji w jakiej jest, serce nie ma prawa być sprzeczne z rozsądkiem.
-Gdy wróciłam on się próbował do niej dobrać, nie wiem co byłby w stanie zrobić jakbym przyszła później.-Leon widząc, że rudowłosa zanosi się płaczem, przytulił ją.
-Ale nic ci nie jest Violetta?-Zawstydzona szatynka zaprzeczyła, nie podnosząc już głowy.
-Ja może już pójdę, cześć.-Siostra chłopaka rzuciła im krótki uśmiech i po chwili zniknęła za drzwiami.
-Idę przygotować kolację.-Nie spodziewając się odpowiedzi zrobił kilka kroków, jednak słysząc głos gwałtownie się obrócił.
-Pomóc ci?
-Jasne, chodź.
-To może spaghetti?-Dziewczyna pokiwała głową na znak zgody-Dobrze, to wyciąg makaron z tamtej szafki.-Brązowooka podeszła do wskazanego miejsca i stanęła na palcach, nie mogąc dosięgnąć. W tym momencie poczuła za sobą ciepło ciała chłopaka. Wyciągnął produkt z szafki będąc tak blisko niej, że mogła poczuć jego wspaniały zapach. Instynktownie zamknęła oczy, otwierając je dopiero, gdy się oddalił. Resztę czasu przygotowywaniu posiłku spędzili w milczeniu. Dopiero po zjedzeniu, chłopak zabrał głos.
-Musimy ci zmienić opatrunek, usiądź w salonie dobrze?-Chwilę później siedziała już na białej sofie w wymienionym pomieszczeniu. Jej wzrok spoczął na jednej rzeczy, którą widziała za każdym razem, gdy tu była, jednak teraz poczuła potrzebę oglądnięcia z bliska czarnego instrumentu. Siadła przy fortepianie i otworzyła klapę, odsłaniając rząd lśniących klawiszy. W tym momencie przed oczami stanął jej obraz rodziców. Gdy była mała zabierali ją na lekcje oraz różne konkursy, w których zajmowała wysokie miejsca. Nie pamiętała ich zbyt dobrze, odeszli w wyniku katastrofy lotniczej. Od tej chwili nie grała więcej. Ale teraz jej palce same zatapiały się w klawiszach, tworząc pełną bólu melodię, odzwierciedlającą jej życie.
Chłopak wracał słysząc dzwięki fortepianiu, jednak gdy przyszedł melodia ucichła.
-Grałaś?-Speszona posłała mu delikatny uśmiech.-Nie wstydź się, to było piękne.-Mówiąc te słowa usiadł obok niej i zaczął grać. Muzyka, którą tworzył nie przypominała tej wcześniejszej. Nie opisywała jej dawnych uczuć, tylko te, które miała w sobie teraz, te szczęśliwe. Gdy skończył obydwoje wymienili się szczerym uśmiechem.
-Ok, chodźmy zmienić ci ten opatrunek.-Ponownie usiedli na kanapie, a Violetta podwinęła rękaw swetra. Teraz już wiedział jak to zrobić i starał się ograniczyć ból do minimum. Po kilku minutach rana była z powrotem opatrzona. Dziewczyna znajdując się już w pokoju, zabrała potrzebne rzeczy i udała się do łazienki. Będąc tam poukładała kilka produktów, kupionych dzisiaj przez Camilę na półce. Później rozebrała się i weszła pod prysznic, myjąc swoje ciało wiśniowym żelem i włosy szampomem o tym samym zapachu. Po skończonej czynności osuszyła się i ubrała w niezbyt długą koszulę nocną. Gdy umyła zęby, wróciła do swojej sypialni. Siedząc na łóżku sięgnęła po stosik książek, ktore dostała razem z ubraniami i wybrała jedną z najbardziej interesującą okładką. Odłożyła resztę na swoje miejsce i pogrążyła się w lekturze. Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron zasnęła, nadal trzymając ją w rękach. W środku nocy obudziła się, czując suchość w gardle. Wyszła z pod pościeli i po cichu poszła do kuchni. Zaświeciła światło i nalała sobie szklankę wody. Po zaspokojeniu pragnienia, ponownie nacisnęła przycisk odpowiadający za jasność. Znajdując się w salonie, z trudem utrzymała się na nogach z powodu widoku, który zobaczyła. Ktoś zamykał drzwi wejściowe, którymi właśnie wszedł, wtedy gdy starając się nie zostać zauważona przemknęła do pokoju Leona. Roztrzęsiona pobiegła do chłopaka, budząc go gwałtownym potrząśnięciem
-Llleon...tam jest...on wszedł...ja...-Szatyn w mroku widząc przerażone spojrzenie dziewczyny, zerwał się z łóżka i ostrożnie wyszedł z pokoju, zapalająć swiatło w salonie. Nie widząc nikogo, spojrzał w stronę chowającej się za nim Violetty.
-Jesteś pewna, że kogoś widziałaś?-Bezgłośnie wypowiedziała słowo potwierdzenia próbując powstrzymać łzy.
-Dobra, zaczekaj tu.-Wyszeptał, po czym ostrożnie poszedł w stronę kuchni. Rozglądając się, usłyszał rozpaczliwy krzyk dobiegający z salonu. Nie zastanawiając się, szybko zawrócił do poprzedniego pomieszczenia. Zastał widok niebezpiecznie wyglądającego mężczyzny z bronią przyłożoną do skroni Violetty, w której oczach można było dostrzec wyraźnie rysujący się strach.
-----------------------------------------
Witam c:
Wiem dzisiaj nie poniedziałek, ale wczoraj się nie wyrobiłyśmy. Miałyśmy dzisiaj wygłaszać przemówienia na polskim i tyle na to czasu straciłyśmy, a w końcu nas nie pytała :')
No ale mniejsza z tym. Jak wam się rozdział podoba?
Abrazos ^.^
S&M
poniedziałek, 28 września 2015
Rozdział 5
Przestraszona dziewczyna siedziała nieruchomo na kanapie, wpatrując się w jeden punkt. W drzwi, którymi właśnie wyszedł Leon. Jej podświadomość próbowała uspokajać ją podrzucając myśli, że jednak to pomyłka. Z rozmyślań wyrwało ją chrząknięcie towarzysza. Zaskoczona odwróciła głowę w stronę przysiadającego się obok niej Mateo.
-Czego się tak boisz mała? Tego, że zostaliśmy sami?-Chłopak z przebiegłym uśmieszkiem lustrował wzrokiem ciało szatynki. Zaniepokojona gwałtownie podniosła się z miejsca, jednak wstanie uniemożliwił jej żelazny uścisk na nadgarstku. Z powrotem opadła na kanapę, tym razem znajdując się bliżej niego. Wykorzystując zaplanowaną sytuację, brutalnie przyciągnął dziewczynę do siebie. Bliska płaczu Violetta bezsilnie próbowała odepchnąć go, powodując jeszcze większe zdeterminowanie napastnika. Poczuła ulgę, gdy do mieszkania weszła Camila, zanim zdążył cokolwiek zrobić. Gdy ją zauważył momentalnie odskoczył od szatynki udawając, że nic się nie stało.
-O już wróciłaś skarbie?
-Skarbie!? Jeszcze masz czelność tak mówić?? Wynoś się z tego domu!
-Nie dramatyzuj, przecież nic się nie..
-Wyjdź i nie odzywaj się wiecej do mnie.-Mężczyzna obdarzył ją posępnym spojrzeniem, po czym opuścił mieszkanie trzaskając drzwiami. Rudowłosa siadła obok obserwującej sytuację dziewczyny i próbując powstrzymać łzy, spojrzała w jej stronę.
-Nic..nic ci nie zrobił?
-Nie, nic mi nie jest.-Delikatnie objęła dziewczynę, która w tym momencie wybuchła płaczem.
-Pół roku...byliśmy razem pół roku, a ja nie zauważyłam jaki on jest?...Jestem beznadziejna...myslałam, że on mnie kocha...ja go kochałam...a on po prostu...
-Nie mów tak, nie był ciebie wart.-Mówiąc te słowa zdała sobie sprawę, że to były pierwsze zdania, które wypowiedziała od przybycia tutaj. Jej pancerz, za którym się kryła był coraz słabszy. Była z tego powodu szczęśliwa, nigdy w życiu nie znała tego uczucia.
-Masz rację, przepraszam cię. Zadręczam cię takim problemem, podczas gdy twoje są poważniejsze. No więc wracając do zakupów, rozpakujemy je?-Mówiąc ostatnie zdanie, energicznie wstała ocierając ostatnią łzę. Wiedziała, że jest silna i miała pomóc dziewczynie, a nie sama doprowadzać się do takiego stanu. Podeszły do reklamówek i zaczęły układać produkty na swoich miejscach.
Leon pośpiesznie zaparkował samochód przed budynkiem i już po chwili otwierał drzwi do biura.
-Opowiadajcie, co macie?
-W sumie to nic, co by nas znacznie przybliżyło do odnalezienia ich...-Spojrzał pytająco na dwójkę przyjaciół siedzących przy stoliku.-Całkiem niedawno byli widzeni, ale niestety znowu nie udało się ich złapać. Oczywiście nadal nie potrafimy zidentyfikować ich tożsamości, ale intrygujące jest to, że ubyło im jednego członka. Pamiętasz ile ich było ostatnio?
-No sześciu tak?
-Nie do końca. Nie sześciu, a szóstka, była wśrod nich kobieta. A z naszych informacji wynika, że ostatnio nie była z nimi obecna. Rozpłynęła się w powietrzu, po tym jak natrafiliśmy na ich starą kryjówkę...Widzisz może coś w tym podejrzanego Leon?
-Nie zabardzo...o co ci chodzi Fede?
-Wiesz...gdy byliśmy w tej ich kryjówce to znaleźliśmy kobietę.
-Nie, kogo?
-Violettę.-Chłopak wypuścił z rąk gruby notes, który upadł na ziemię powodując głośny trzask. Stał nieruchomo, jednak gdy się otrząsnął, zabrał głos.
-Nie. Nie, to na pewno nie ona. Przecież oni ją chcieli zabić. To w ogóle nie ma sensu.
-Według nas też nie wygląda na członka tak niebezpiecznej grupy przestępczej, ale to by wyjaśniało kilka spraw...Słuchaj, nie mówię, że to pewne, ale obserwuj ją, musimy rozważyć każdą możliwość.-Szatyn nie odpowiadał, tylko wpatrywał się w brulion leżący u jego stóp.-Dobra, to my pójdziemy już, wiesz gdzie nas znaleźć.-Gdy opuślili pomieszczenie chłopak schylił się i zaczął przeglądać podniesiony przedmiot,w którym był cały zbiór informacji o mafii. Nie mógł zaprzeczyć, że słowa Federico się nie zgadzają, jednak nadal nie mógł uwierzyć w to, że Violetta mogła by mieć z tym coś wspólnego. Siedząc przy biurku, przypomniał sobie, że zostawił swoich gości. Zamknął drzwi pomieszczenia i mijając pracowników, skierował się w stronę swojego samochodu. Gdy przekroczył próg mieszkania, jego wzrok powędrował do wesołych iskierek w oczach Violetty. Pierwszy raz je tam zobaczył i czuł, że chce je widzieć już codziennie.
-Czego się tak boisz mała? Tego, że zostaliśmy sami?-Chłopak z przebiegłym uśmieszkiem lustrował wzrokiem ciało szatynki. Zaniepokojona gwałtownie podniosła się z miejsca, jednak wstanie uniemożliwił jej żelazny uścisk na nadgarstku. Z powrotem opadła na kanapę, tym razem znajdując się bliżej niego. Wykorzystując zaplanowaną sytuację, brutalnie przyciągnął dziewczynę do siebie. Bliska płaczu Violetta bezsilnie próbowała odepchnąć go, powodując jeszcze większe zdeterminowanie napastnika. Poczuła ulgę, gdy do mieszkania weszła Camila, zanim zdążył cokolwiek zrobić. Gdy ją zauważył momentalnie odskoczył od szatynki udawając, że nic się nie stało.
-O już wróciłaś skarbie?
-Skarbie!? Jeszcze masz czelność tak mówić?? Wynoś się z tego domu!
-Nie dramatyzuj, przecież nic się nie..
-Wyjdź i nie odzywaj się wiecej do mnie.-Mężczyzna obdarzył ją posępnym spojrzeniem, po czym opuścił mieszkanie trzaskając drzwiami. Rudowłosa siadła obok obserwującej sytuację dziewczyny i próbując powstrzymać łzy, spojrzała w jej stronę.
-Nic..nic ci nie zrobił?
-Nie, nic mi nie jest.-Delikatnie objęła dziewczynę, która w tym momencie wybuchła płaczem.
-Pół roku...byliśmy razem pół roku, a ja nie zauważyłam jaki on jest?...Jestem beznadziejna...myslałam, że on mnie kocha...ja go kochałam...a on po prostu...
-Nie mów tak, nie był ciebie wart.-Mówiąc te słowa zdała sobie sprawę, że to były pierwsze zdania, które wypowiedziała od przybycia tutaj. Jej pancerz, za którym się kryła był coraz słabszy. Była z tego powodu szczęśliwa, nigdy w życiu nie znała tego uczucia.
-Masz rację, przepraszam cię. Zadręczam cię takim problemem, podczas gdy twoje są poważniejsze. No więc wracając do zakupów, rozpakujemy je?-Mówiąc ostatnie zdanie, energicznie wstała ocierając ostatnią łzę. Wiedziała, że jest silna i miała pomóc dziewczynie, a nie sama doprowadzać się do takiego stanu. Podeszły do reklamówek i zaczęły układać produkty na swoich miejscach.
Leon pośpiesznie zaparkował samochód przed budynkiem i już po chwili otwierał drzwi do biura.
-Opowiadajcie, co macie?
-W sumie to nic, co by nas znacznie przybliżyło do odnalezienia ich...-Spojrzał pytająco na dwójkę przyjaciół siedzących przy stoliku.-Całkiem niedawno byli widzeni, ale niestety znowu nie udało się ich złapać. Oczywiście nadal nie potrafimy zidentyfikować ich tożsamości, ale intrygujące jest to, że ubyło im jednego członka. Pamiętasz ile ich było ostatnio?
-No sześciu tak?
-Nie do końca. Nie sześciu, a szóstka, była wśrod nich kobieta. A z naszych informacji wynika, że ostatnio nie była z nimi obecna. Rozpłynęła się w powietrzu, po tym jak natrafiliśmy na ich starą kryjówkę...Widzisz może coś w tym podejrzanego Leon?
-Nie zabardzo...o co ci chodzi Fede?
-Wiesz...gdy byliśmy w tej ich kryjówce to znaleźliśmy kobietę.
-Nie, kogo?
-Violettę.-Chłopak wypuścił z rąk gruby notes, który upadł na ziemię powodując głośny trzask. Stał nieruchomo, jednak gdy się otrząsnął, zabrał głos.
-Nie. Nie, to na pewno nie ona. Przecież oni ją chcieli zabić. To w ogóle nie ma sensu.
-Według nas też nie wygląda na członka tak niebezpiecznej grupy przestępczej, ale to by wyjaśniało kilka spraw...Słuchaj, nie mówię, że to pewne, ale obserwuj ją, musimy rozważyć każdą możliwość.-Szatyn nie odpowiadał, tylko wpatrywał się w brulion leżący u jego stóp.-Dobra, to my pójdziemy już, wiesz gdzie nas znaleźć.-Gdy opuślili pomieszczenie chłopak schylił się i zaczął przeglądać podniesiony przedmiot,w którym był cały zbiór informacji o mafii. Nie mógł zaprzeczyć, że słowa Federico się nie zgadzają, jednak nadal nie mógł uwierzyć w to, że Violetta mogła by mieć z tym coś wspólnego. Siedząc przy biurku, przypomniał sobie, że zostawił swoich gości. Zamknął drzwi pomieszczenia i mijając pracowników, skierował się w stronę swojego samochodu. Gdy przekroczył próg mieszkania, jego wzrok powędrował do wesołych iskierek w oczach Violetty. Pierwszy raz je tam zobaczył i czuł, że chce je widzieć już codziennie.
poniedziałek, 21 września 2015
Rozdział 4
-Słuchaj plan jest taki: ty odwracasz ich uwagę, a my wejdziemy do środka i...
-Nie chcę tego robić.-Pierwszy raz się im przeciwstawiła, ale natychmiast tego pożałowała. Wysoki mężczyzna o odpychającym wyglądzie wymierzył jej cios otwartą dłonią prosto w twarz.
-Zrobisz to i nie próbuj żadnych gierek, bo pożałujesz.-W tym momencie popatrzył na pokrowiec z bronią znajdujący się po prawej stronie jego biodra. Dziewczyna zrozumiała i przęłknęła głośno ślinę.-Gdybyśmy cię nie przyjęli gniłabyś gdzieś, o ile w ogóle byś żyła.-Szarpnął mocno za jej ramię i popchnął w stronę drzwi.'
Poderwała się z krzykiem. W pękającej z bólu głowie dziewczyny zaczęły porządkować się fakty. To była jej przeszłość. Łzy mimowolnie płynęły po jej policzkach. Ona była tą, której szukają. Była częścią gangu, który prawie doprowadził do jej śmierci. Wiedziała, że z każdej strony ktoś tylko czeka na jej życie. W chwili kiedy o tym myślała usłyszała zbliżające się kroki. Gwałtownie podniosła się i usiadła na brzegu łóżka plecami do drzwi, spodziewając się najgorszego. W chwili, kiedy zacisnęła z całej siły powieki, ktoś chwycił jej ramię. Z jej gardła wydobył się krzyk, który uświadomił chłopaka, żeby zabrał rękę.
-Violetta, to tylko ja.-Dziewczyna uspokoiła się trochę i otworzyła oczy. Spojrzał prosto w nie i zauważył, że są mokre od łez. Szatynka z całych sił starała się ukryć swoje przerażenie. Nie mógł dowiedzieć się tego co ona teraz wie, musiała grać.
-Co się stało?-Dziewczyna pokiwała przecząco głową na znak, że nie chce o tym mówić. Leon nie chcąc naciskać pewnie przyciągnął ją do siebie i obejmował, głaskając po głowie. Z początku nie wiedziała co robi, ale oddała się w jego objęcia. Po chwili odsunęli się od siebie, a szatyn spojrzał na zegarek.
-Jest już rano, więc myślę, że nie ma już sensu zasypiać.-Nie widząc żadnej reakcji ze strony dziewczyny, oznajmił, że idzie zrobić śniadanie. Wykończona emocjami Violetta zabrała kilka ubrań z pudełka i udała się do łazienki, w celu wzięcia prysznica. Leon wyjął z lodówki potrzebne składniki i zabrał się za robienie kanapek. Gdy posiłek był gotowy postawił go na stole i sam poszedł się przebrać, w drzwiach mijając się z wspólokatorką. Dziewczyna niechętnie popatrzyła na jedzenie, ale nie chcąc wzbudzać podejrzeń chwyciła jedną kanapkę i powoli jadła. Gdy kończyła, przy stole siedział już właściciel domu. Wstając od stołu poczuła na swoim nadgarstku dłoń chłopaka.
-Violetta, za niedługo przyjdzie tu moja siostra Camila, chciałbym żebyś ją poznała. Na pewno się polubicie, ona jest bardzo miła...-Szatynka zmusiła się do lekkiego uśmiechu i opuściła pomieszczenie. Znajdując się w swoim pokoju usiadła na fotelu, stojącym przy oknie. W jej głowie kłębiły się setki myśli, wspomnienia, których wolała nie pamiętać. Chcąc przestać o tym myśleć, postanowiła zająć się rozpakowaniem ubrań. Rozdzieliła wszystko i układała na odpowiednich półkach. W tym czasie Leon kończąc sprzątać po śniadaniu, usłyszał dzwonek do drzwi. Gdy je otworzył jego oczom ukazała się uśmiechnięta, rudowłosa dziewczyna ubrana we wzorzystą sukienkę, a obok niej wysoki mężczyzna z ciemnymi włosami. Przywitał się z nimi i zaprosił do środka.
-Leon, pamiętasz mojego chłopaka Mateo?
-Jasne, że tak Cami. Napijecie się może kawy?
-Jasne, ale zanim pójdziesz zrobić to opowiadaj o niej.-Chłopak podrapał się po głowie i zaczął mówić.
-No myślę, że jej stan jest już lepszy. Nie odzywa się często i zazwyczaj siedzi sama w pokoju, ale rozumiem ją. Cami może pogadasz z nią, wiesz...może potrzebuje rozmowy z kimś w swoim wieku.
-Leon przecież jesteś od niej tylko rok starszy.
-No tak ale wiesz, ty jesteś dziewczyną i może tobie się otworzy...
-Dobra to nie ma sprawy, mogę z nią pogadać. Mateo pomożesz mu z tą kawą, a ja pójdę do niej, okey?
-Oczywiście słońce.-Puścił jej oczko, po czym rudowłosa wstała z miejsca.
Szatynka powieszała właśnie ostatni sweterek na wieszaku, gdy ktoś zapukał do drzwi. Odłożyła przedmiot i poszła otworzyć.
-Cześć! Ja mam na imię Camila, Leon ci mówił, że jestem jego siostrą prawda? Mogę wejść?-Violetta zrobiła krok do tyłu i wpuściła dziewczynę.
-Jak się tutaj czujesz? Zajmuje się ten mój brat tobą?-Na te słowa uśmiechnęła się lekko.
-Widzę, że masz ubrania, a co z rzeczami kosmetycznymi? Wiesz, jakieś kremy, szampony...Mam pomysł, idziemy na zakupy Violka.-Szatynka gwałtownie podniosła głowę i spojrzała na nią przestraszonym wzrokiem.
-Ok, nie ma sprawy, mogę iść sama. Chodź ze mną do salonu, powiem gdzie idę.-Zachęcona uśmiechem szatynka opuściła pomieszczenie razem z Camilą.
-Chłopaki ja skoczę szybko do sklepu obok po kilka rzeczy dla Violi.-Po tych słowach wyszła z budynku. Zmieszana dziewczyna usiadła na fotelu. Po krótkiej chwili ciszy zadzwonił telefon Leona.
-Przepraszam na chwilę...Halo?...tak...gdzie?...dobra, już jadę.-Rozłaczył się, po czym otwierając drzwi wejściowe rzucił do siedzących w salonie Mateo i Violetty.
-Słuchajcie, pilna sprawa w pracy, trafili na ślad mafii i muszę jechać.-Dziewczyna momentalnie pobladła. Gdy ich znajdą mogą dowiedzieć się wszystkiego, przerażona poczuła, że rana w jej ręce boli coraz bardziej.
-------------------------------------------
Hola! Minęły dwa tygodnie i tak jak mówiłam wracamy :) W międzyczasie była pięciomiesięcznica bloga (12.09), na którą nie było żadnego specjału, za co przepraszamy. Ale na sześć miesięcy mamy już coś w planach ;) Rozdziały będą nadal w poniedziałki, więc w sumie nic się nie zmienia.
Besos :*
-Nie chcę tego robić.-Pierwszy raz się im przeciwstawiła, ale natychmiast tego pożałowała. Wysoki mężczyzna o odpychającym wyglądzie wymierzył jej cios otwartą dłonią prosto w twarz.
-Zrobisz to i nie próbuj żadnych gierek, bo pożałujesz.-W tym momencie popatrzył na pokrowiec z bronią znajdujący się po prawej stronie jego biodra. Dziewczyna zrozumiała i przęłknęła głośno ślinę.-Gdybyśmy cię nie przyjęli gniłabyś gdzieś, o ile w ogóle byś żyła.-Szarpnął mocno za jej ramię i popchnął w stronę drzwi.'
Poderwała się z krzykiem. W pękającej z bólu głowie dziewczyny zaczęły porządkować się fakty. To była jej przeszłość. Łzy mimowolnie płynęły po jej policzkach. Ona była tą, której szukają. Była częścią gangu, który prawie doprowadził do jej śmierci. Wiedziała, że z każdej strony ktoś tylko czeka na jej życie. W chwili kiedy o tym myślała usłyszała zbliżające się kroki. Gwałtownie podniosła się i usiadła na brzegu łóżka plecami do drzwi, spodziewając się najgorszego. W chwili, kiedy zacisnęła z całej siły powieki, ktoś chwycił jej ramię. Z jej gardła wydobył się krzyk, który uświadomił chłopaka, żeby zabrał rękę.
-Violetta, to tylko ja.-Dziewczyna uspokoiła się trochę i otworzyła oczy. Spojrzał prosto w nie i zauważył, że są mokre od łez. Szatynka z całych sił starała się ukryć swoje przerażenie. Nie mógł dowiedzieć się tego co ona teraz wie, musiała grać.
-Co się stało?-Dziewczyna pokiwała przecząco głową na znak, że nie chce o tym mówić. Leon nie chcąc naciskać pewnie przyciągnął ją do siebie i obejmował, głaskając po głowie. Z początku nie wiedziała co robi, ale oddała się w jego objęcia. Po chwili odsunęli się od siebie, a szatyn spojrzał na zegarek.
-Jest już rano, więc myślę, że nie ma już sensu zasypiać.-Nie widząc żadnej reakcji ze strony dziewczyny, oznajmił, że idzie zrobić śniadanie. Wykończona emocjami Violetta zabrała kilka ubrań z pudełka i udała się do łazienki, w celu wzięcia prysznica. Leon wyjął z lodówki potrzebne składniki i zabrał się za robienie kanapek. Gdy posiłek był gotowy postawił go na stole i sam poszedł się przebrać, w drzwiach mijając się z wspólokatorką. Dziewczyna niechętnie popatrzyła na jedzenie, ale nie chcąc wzbudzać podejrzeń chwyciła jedną kanapkę i powoli jadła. Gdy kończyła, przy stole siedział już właściciel domu. Wstając od stołu poczuła na swoim nadgarstku dłoń chłopaka.
-Violetta, za niedługo przyjdzie tu moja siostra Camila, chciałbym żebyś ją poznała. Na pewno się polubicie, ona jest bardzo miła...-Szatynka zmusiła się do lekkiego uśmiechu i opuściła pomieszczenie. Znajdując się w swoim pokoju usiadła na fotelu, stojącym przy oknie. W jej głowie kłębiły się setki myśli, wspomnienia, których wolała nie pamiętać. Chcąc przestać o tym myśleć, postanowiła zająć się rozpakowaniem ubrań. Rozdzieliła wszystko i układała na odpowiednich półkach. W tym czasie Leon kończąc sprzątać po śniadaniu, usłyszał dzwonek do drzwi. Gdy je otworzył jego oczom ukazała się uśmiechnięta, rudowłosa dziewczyna ubrana we wzorzystą sukienkę, a obok niej wysoki mężczyzna z ciemnymi włosami. Przywitał się z nimi i zaprosił do środka.
-Leon, pamiętasz mojego chłopaka Mateo?
-Jasne, że tak Cami. Napijecie się może kawy?
-Jasne, ale zanim pójdziesz zrobić to opowiadaj o niej.-Chłopak podrapał się po głowie i zaczął mówić.
-No myślę, że jej stan jest już lepszy. Nie odzywa się często i zazwyczaj siedzi sama w pokoju, ale rozumiem ją. Cami może pogadasz z nią, wiesz...może potrzebuje rozmowy z kimś w swoim wieku.
-Leon przecież jesteś od niej tylko rok starszy.
-No tak ale wiesz, ty jesteś dziewczyną i może tobie się otworzy...
-Dobra to nie ma sprawy, mogę z nią pogadać. Mateo pomożesz mu z tą kawą, a ja pójdę do niej, okey?
-Oczywiście słońce.-Puścił jej oczko, po czym rudowłosa wstała z miejsca.
Szatynka powieszała właśnie ostatni sweterek na wieszaku, gdy ktoś zapukał do drzwi. Odłożyła przedmiot i poszła otworzyć.
-Cześć! Ja mam na imię Camila, Leon ci mówił, że jestem jego siostrą prawda? Mogę wejść?-Violetta zrobiła krok do tyłu i wpuściła dziewczynę.
-Jak się tutaj czujesz? Zajmuje się ten mój brat tobą?-Na te słowa uśmiechnęła się lekko.
-Widzę, że masz ubrania, a co z rzeczami kosmetycznymi? Wiesz, jakieś kremy, szampony...Mam pomysł, idziemy na zakupy Violka.-Szatynka gwałtownie podniosła głowę i spojrzała na nią przestraszonym wzrokiem.
-Ok, nie ma sprawy, mogę iść sama. Chodź ze mną do salonu, powiem gdzie idę.-Zachęcona uśmiechem szatynka opuściła pomieszczenie razem z Camilą.
-Chłopaki ja skoczę szybko do sklepu obok po kilka rzeczy dla Violi.-Po tych słowach wyszła z budynku. Zmieszana dziewczyna usiadła na fotelu. Po krótkiej chwili ciszy zadzwonił telefon Leona.
-Przepraszam na chwilę...Halo?...tak...gdzie?...dobra, już jadę.-Rozłaczył się, po czym otwierając drzwi wejściowe rzucił do siedzących w salonie Mateo i Violetty.
-Słuchajcie, pilna sprawa w pracy, trafili na ślad mafii i muszę jechać.-Dziewczyna momentalnie pobladła. Gdy ich znajdą mogą dowiedzieć się wszystkiego, przerażona poczuła, że rana w jej ręce boli coraz bardziej.
-------------------------------------------
Hola! Minęły dwa tygodnie i tak jak mówiłam wracamy :) W międzyczasie była pięciomiesięcznica bloga (12.09), na którą nie było żadnego specjału, za co przepraszamy. Ale na sześć miesięcy mamy już coś w planach ;) Rozdziały będą nadal w poniedziałki, więc w sumie nic się nie zmienia.
Besos :*
wtorek, 8 września 2015
Przerwa!
Jak wiecie wczoraj nie było rozdziału, bo po prostu nie dałyśmy rady go napisać. Teraz trzecia klasa, egzaminy i nie mam chwili dla siebie, nie mówiąc już o pisaniu. Do zawieszenia bloga przyczyniły się również wyświetlenia, a raczej ich brak. Był czas kiedy było ich bardzo dużo, czasem było mniej, ale nigdy aż tak mało jak teraz. Myślę, że krótka przerwa będzie najlepsza w tej sytuacji. I mam nadzieję, że po niej wyświetlenia wrócą do normy, a wy będziecie aktywni. Pozostaje pytanie kiedy wracamy? Nie jestem jeszcze tego pewna, ale myślę, że będzie to w okolicach 2 tygodni. Zobaczymy jak potoczą się sprawy, może wrócimy trochę wcześniej, albo trochę później. No by było na tyle, do zobaczenia :*
poniedziałek, 31 sierpnia 2015
Rozdział 3
Po upływie kilku chwil zadzwonił dzwonek. Chłopak niechętnie podniósł się i przeszedł przez mieszkanie w kierunku drzwi. Otworzył je i ujrzał przed sobą mężczyznę z kartonowym opakowaniem. Przywitał się po czym, zapłacił i zaniósł jedzenie do kuchni. Z drewnianej szafki wyciągnął dwa talerze oraz sztućce, następnie położył dzbanek z sokiem na stole. Po przygotowaniu wszystkiego, lekko zdenerwowany poszedł w stronę pokoju, który obecnie należał do szatynki. Zapukał do drzwi, a po usłyszeniu cichego głosu nacisnął na klamkę i znalazł się w środku.
-Słuchaj, bo pizza już jest...-Dziewczyna wstała bez słowa i podążyła za Leonem. Jedli w niezręcznej ciszy. Violetta zapomniała o swojej ranie i chorą ręką sięgła po dzbanek z napojem. Momentalnie odłożyła naczynie, rozlewając trochę cieczy na stół i złapała dłonią za źródło bólu. Chłopak gwałtownie odsunął krzesło, po czym pomógł dziewczynie z sokiem. Kąciki ust Violetty lekko uniosły się do góry. Pierwszy raz widział jej uśmiech i poczuł, że chce go widywać częściej. Szybko skarcił się za tę myśl i odwracając wzrok wrócił do jedzenia. Gdy dziewczyna skończyła posiłek, niepewnie wstała od stołu i udała się do pokoju. Gdy szatyn sprzątał naczynia, ktoś ponownie zadzwonił do drzwi. Odłożył talerz do zmywarki i poszedł otworzyć.
-Cześć Leon. Mamy trochę ubrań dla tej dziewczyny.-Powiedziała jak zawsze uśmiechnięta Ludmiła.
-Fran daj mi to pudło.-Chłopak wziął karton i położył pod ścianą.-Wejdźcie.-Zajęli miejsca w salonie, a Leon poszedł po napój. Gdy wrócił, zniecierpliwiona Ludmiła zaczęła rozmowę.
-I co? Przypomniała sobie coś?
-No właściwie to pamięta swoje imię.
-Tak? Jakie?
-Bo jak szliśmy do apteki to jakaś dziewczyna...
-Po co byliście w aptece?
-Przecież jej muszę zmieniać opatrunek. No więc ta dziewczyna wołała do niej, ale szybko ją stamtąd zabrałem, bo myślałem że chce jej coś zrobić.
-Aleś się opiekuńczy zrobił.-Spojrzeli podejrzliwie na Francescę, ale szybko kontynuował.
-Ta dziewczyna wtedy krzyczała do niej 'Violetta'. Nie widziałem, że to może być jakaś jej znajoma, więc szybko później odjechaliśmy.
-Leon! Przecież ona nam mogła wszystko wyjaśnić, pamiętasz jak wyglądała?
-Wiem Ludmiła, ale nie pomyślałem o tym. Była daleko i zabardzo jej nie widziałem.
-Aż tak się skupiłeś na swojej towarzyszcze.-Fran powiedziała to zbyt cicho, żeby chłopak ją usłyszał, ale blondynka obdarzyła ją pytającym spojrzeniem.
-Później jak jechaliśmy samochodem ona potwierdziła, że tak ma na imię.
-Teraz wiemy przynajmniej jak się do niej zwracać, ale to nam niewiele pomoże w rozwiązaniu zagadki.-W tym momencie rozmowę przerwał dźwięk tłuczonego szkła dobiegający z sypialni Violetty. Chłopak poderwał się z miejsca i poszedł prosto do pokoju. Ludmiła postanowiła wykorzystać to, że znajduje się sam na sam z Francescą.
-Hmm czy ktoś tu nie jest przypadkiem zazdrosny?
-Ja? Niby o kogo?-Odpowiedziała Włoszka próbując udawać zaskoczoną. -Nie podoba ci się czasem Leon?
-Coo? Nie no skąd.
-Ale..
-Nie ma żadnego ale, nikt mi się nie podoba i koniec.
-Ta Violetta pewnie nie jest tak ładna jak ty.-Fran obdarzyła ją spojrzeniem po którym Argentynka dała sobie spokój.
Szatyn gwałtownie otworzył drzwi spodziewając się najgorszego. Jednak zobaczył tylko stłuczony wazon, w którego wpatrywała się dziewczyna.
-Prze..przepraszam...-Popatrzyła na niego oczami, w których zbierały się łzy.
-Spokojnie, to tylko wazon, nie przejmuj się.-Uśmiechnął się do niej i miał ochotę ją przytulić, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Wziął zmiotkę i mówił sprzątając odłamki szkła.
-Przyszły moje koleżanki z pracy i przyniosły ci ubrania...przedstawie ci je, dobrze?-Violetta delikatnie pokiwała głową, a gdy skończył sprzątanie, niepewnie poszła razem z nim. Przyjaciółki zaciekawione spojrzały na nią.
-To jest Violetta.-Blondynka wstała i wyciągnęła rękę w kierunku dziewczyny.
-Hej, jestem Ludmiła.-Violetta trochę przestraszona odsunęła się krok do tyłu. Leon złapał ją ostrożne za ramiona.
-One ci nic nie zrobią, zaufaj mi.-Popatrzyła w szmaragdowe oczy, a później przeniosła wzrok na zdezorientowanych gości, po czym opuściła pomieszczenie.
-Jak widzicie, jeszcze trochę zajmie zanim wróci do normalnego życia..
-Ale ufa ci, dasz radę. To co Fran? Będziemy się już zbierać, tak?-Brunetka potwierdziła i po pożegnaniu się wyszły. Szatyn zabrał pudełko stojące pod ścianą i poszedł do miejsca, gdzie zniknęła dziewczyna. Pomyślał, że zasnęła, więc cicho wszedł do pokoju i odstawił karton. Spojrzał na Violettę i nie mylił się, spała. Udał się do łazienki i po wzięciu prysznica poszedł spać.
-Słuchaj, bo pizza już jest...-Dziewczyna wstała bez słowa i podążyła za Leonem. Jedli w niezręcznej ciszy. Violetta zapomniała o swojej ranie i chorą ręką sięgła po dzbanek z napojem. Momentalnie odłożyła naczynie, rozlewając trochę cieczy na stół i złapała dłonią za źródło bólu. Chłopak gwałtownie odsunął krzesło, po czym pomógł dziewczynie z sokiem. Kąciki ust Violetty lekko uniosły się do góry. Pierwszy raz widział jej uśmiech i poczuł, że chce go widywać częściej. Szybko skarcił się za tę myśl i odwracając wzrok wrócił do jedzenia. Gdy dziewczyna skończyła posiłek, niepewnie wstała od stołu i udała się do pokoju. Gdy szatyn sprzątał naczynia, ktoś ponownie zadzwonił do drzwi. Odłożył talerz do zmywarki i poszedł otworzyć.
-Cześć Leon. Mamy trochę ubrań dla tej dziewczyny.-Powiedziała jak zawsze uśmiechnięta Ludmiła.
-Fran daj mi to pudło.-Chłopak wziął karton i położył pod ścianą.-Wejdźcie.-Zajęli miejsca w salonie, a Leon poszedł po napój. Gdy wrócił, zniecierpliwiona Ludmiła zaczęła rozmowę.
-I co? Przypomniała sobie coś?
-No właściwie to pamięta swoje imię.
-Tak? Jakie?
-Bo jak szliśmy do apteki to jakaś dziewczyna...
-Po co byliście w aptece?
-Przecież jej muszę zmieniać opatrunek. No więc ta dziewczyna wołała do niej, ale szybko ją stamtąd zabrałem, bo myślałem że chce jej coś zrobić.
-Aleś się opiekuńczy zrobił.-Spojrzeli podejrzliwie na Francescę, ale szybko kontynuował.
-Ta dziewczyna wtedy krzyczała do niej 'Violetta'. Nie widziałem, że to może być jakaś jej znajoma, więc szybko później odjechaliśmy.
-Leon! Przecież ona nam mogła wszystko wyjaśnić, pamiętasz jak wyglądała?
-Wiem Ludmiła, ale nie pomyślałem o tym. Była daleko i zabardzo jej nie widziałem.
-Aż tak się skupiłeś na swojej towarzyszcze.-Fran powiedziała to zbyt cicho, żeby chłopak ją usłyszał, ale blondynka obdarzyła ją pytającym spojrzeniem.
-Później jak jechaliśmy samochodem ona potwierdziła, że tak ma na imię.
-Teraz wiemy przynajmniej jak się do niej zwracać, ale to nam niewiele pomoże w rozwiązaniu zagadki.-W tym momencie rozmowę przerwał dźwięk tłuczonego szkła dobiegający z sypialni Violetty. Chłopak poderwał się z miejsca i poszedł prosto do pokoju. Ludmiła postanowiła wykorzystać to, że znajduje się sam na sam z Francescą.
-Hmm czy ktoś tu nie jest przypadkiem zazdrosny?
-Ja? Niby o kogo?-Odpowiedziała Włoszka próbując udawać zaskoczoną. -Nie podoba ci się czasem Leon?
-Coo? Nie no skąd.
-Ale..
-Nie ma żadnego ale, nikt mi się nie podoba i koniec.
-Ta Violetta pewnie nie jest tak ładna jak ty.-Fran obdarzyła ją spojrzeniem po którym Argentynka dała sobie spokój.
Szatyn gwałtownie otworzył drzwi spodziewając się najgorszego. Jednak zobaczył tylko stłuczony wazon, w którego wpatrywała się dziewczyna.
-Prze..przepraszam...-Popatrzyła na niego oczami, w których zbierały się łzy.
-Spokojnie, to tylko wazon, nie przejmuj się.-Uśmiechnął się do niej i miał ochotę ją przytulić, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Wziął zmiotkę i mówił sprzątając odłamki szkła.
-Przyszły moje koleżanki z pracy i przyniosły ci ubrania...przedstawie ci je, dobrze?-Violetta delikatnie pokiwała głową, a gdy skończył sprzątanie, niepewnie poszła razem z nim. Przyjaciółki zaciekawione spojrzały na nią.
-To jest Violetta.-Blondynka wstała i wyciągnęła rękę w kierunku dziewczyny.
-Hej, jestem Ludmiła.-Violetta trochę przestraszona odsunęła się krok do tyłu. Leon złapał ją ostrożne za ramiona.
-One ci nic nie zrobią, zaufaj mi.-Popatrzyła w szmaragdowe oczy, a później przeniosła wzrok na zdezorientowanych gości, po czym opuściła pomieszczenie.
-Jak widzicie, jeszcze trochę zajmie zanim wróci do normalnego życia..
-Ale ufa ci, dasz radę. To co Fran? Będziemy się już zbierać, tak?-Brunetka potwierdziła i po pożegnaniu się wyszły. Szatyn zabrał pudełko stojące pod ścianą i poszedł do miejsca, gdzie zniknęła dziewczyna. Pomyślał, że zasnęła, więc cicho wszedł do pokoju i odstawił karton. Spojrzał na Violettę i nie mylił się, spała. Udał się do łazienki i po wzięciu prysznica poszedł spać.
czwartek, 27 sierpnia 2015
Violetta live 25.08 ♡
No więc około godziny 13:30 przyjechałam do Mariposy. Zrobiłyśmy sobie tatuaże i zawiązałyśmy wstążki. Później oglądałyśmy finałowy odcinek, na którym tak krzyczałyśmy nie wierząc, że ich dzisiaj zobaczymy, że dziwie się sąsiadom, że nie przyszli zobaczyć co się dzieje :D
Około 16:00 wyjechałyśmy, a na miejscu byłyśmy po 18. Gdy dojeżdżałyśmy wszędzie było widać tłumy ludzi idących na koncert, a arena błyskała światłami. Najpierw poszłyśmy wymienić bilety koleżance która idzie na koncert 26.08. Ludzie odsyłali nas od kasy do kasy, więc straciliśmy trochę czasu, ale w końcu się udało. Przy wejściu na arenę stali ludzie, którzy kazali nam wyjąc picie z toreb i odkrecić zakrętki, po czym wyrzucali je do kosza. A, że nie chciałyśmy cały koncert trzymać otwartych butelek, zostawiłyśmy je pod ścianą xd.
Weszłyśmy do środka i po odszukaniu miejsca usiadłyśmy i czekałyśmy na koncert. Po pewnym czasie przyszła kobieta z córką i mówi, że ona ma te miejsca. I okazało się, że my byłyśmy tak rozemocjonowane, że nie zauważyłyśmy, że przeszłyśmy do innego sektora, no ale było wolne, więc to nas dodatkowo zmyliło :D Na arenie puszczane były piosenki R5 lub Sabriny Carpenter, a na telebimach widać było teledyski. Co chwilę sprawdzałam godzinę na telefonach (miałam ze sobą 2 na wypadek gdyby mi bateria padła :D). Koncert spóźnił się o kilka minut, a jak się zaczął światła zgasły i na scenę wyszła Justyna Bojczuk i zapowiedziała wejście ekipy. Na ekranach pojawił się motyw kosmosu i tancerze zaczęli tańczyć choreografię. Następnie zobaczyliśmy Tini, a chwilę później resztę obsady.
Myślę, że nie ma potrzeby opisywania dokładnie każdej piosenki, bo pewnie widzieliście to już sporo razy. Wszystkie były magiczne, idealnie dopracowane, a aktorzy często się wzruszali. Nie wszystkie akcje się udały, ale nie było tragedii. Gdy przyszedł czas na Libre soy zdałam sobie sprawę, że to ostatnia piosenka i zrobiło mi się smutno, ale nie przestawałam śpiewać najgłośniej jak tylko mogłam (przez cały koncert tak się darłam, że pod koniec kaszlałam śpiewając xd). Piosenka się skończyła, a niektórzy zaczęli się zbierać do wyjścia, ale wtedy na scenie pojawili się wszyscy. Byłam nieźle zaskoczona, bo nigdy tak nie robią. Byli w strojach, w których śpiewali początkowe piosenki (En gira, Tienes el talento i Euforia). Swoje przemowy mówili po hiszpańsku, a Justyna tłumaczyła. Ich słowa były piękne, mówili jak "Violetta" zmieniła ich życie i ile dla nich znaczymy. Nagle na scenie zaczęły zmieniać się kolory i leciała muzyka. To był taki szok, że na początku nie wiedziałam co się dzieje, a dopiero później zorientowałam się, że to Crecimos juntos! Ze łzami w oczach krzyczałam cokolwiek, bo z wrażenia zapomniałam tekstu.
Gdy koncert się skończył, cała się trzęsłam, a jak szłam po schodach to prawie spadłam, a weszłam jeszcze w kilku ludzi haha.
Koncert był idealny, lepszego nie mogłam sobie wyobraźić. Spełniłam marzenie i nie żałuję, że tam byłam. Najlepszy dzień w naszym życiu.
Na naszych filmikach słychać głównie nasz śpiew, a jest dużo na internecie, więc nie ma sensu ich tu dawać. Macie jeden, ale najważniejszy xd
poniedziałek, 24 sierpnia 2015
Nie rozdział :/
Przepraszamy, znowu zawaliłyśmy, znowu nie będzie rozdziału, ale chyba nas rozumiecie. Nie jestem w stanie myśleć o niczym innym niż o tym, że nasze aniołki chodzą po polskiej ziemi. Nawet nie macie pojęcia ile ja razy weszłam w ścianę :D a telefonu nie wypuszczam z ręki, nawet do kieszeni nie wkładam. Cały dzień chodzę od twittera do instagrama i nadal nie mogę uwierzyć w to co się dzieje. Koncert już jutro, więc jestem takim wielkim kłebkiem nerwów xd.
Ogłaszam również, że za niedługo pojawi się post o naszej relacji z koncertu. Będziemy robić dla was pełno zdjęć i filmików.
Jeszcze raz przepraszam,
Besos :*
Ogłaszam również, że za niedługo pojawi się post o naszej relacji z koncertu. Będziemy robić dla was pełno zdjęć i filmików.
Jeszcze raz przepraszam,
Besos :*
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
Rozdział 2
Szatyn zatrzymał pojazd przed niskim budynkiem i badawczym wzrokiem spojrzał pasażerkę. Bił się z myślami, po czym odezwał się niepewnie.
-Wiesz...musimy iść do apteki, będzie ci trzeba później zmienić opatrunek.-Dziewczyna bez słowa odpięła pas i otworzyła drzwi samochodu. Chłopak zaskoczony zrobił to samo. Gdy podchodzili do drzwi, usłyszeli za sobą czyjeś wołanie.
-Violetta!-Blondynka niskiego wzrostu szła w ich stronę machając do towarzyszki Leona.-Policjant wyczuwając zagrożenie szybko wciągnął szatynkę do środka. Idąc do okienka nerwowo zaczął przeszukiwać kieszenie. Znajdując receptę podał ją kobiecie. Aptekarka weszła w głąb budynku, wracając z lekarstwem, za które zapłacił i wyszli przed budynek. Otworzył drzwi szatynce, okrążył pojazd i zajął miejsce za kierownicą.
-Violetta...-Wyszeptała dziewczyna, a on spojrzał na nią przestraszony.
-Słuchaj, ona cię pewnie z kimś pomyliła i...
-Nie. Tak mam na imię, przypomniałam sobie jak ją zobaczyłam.-Do końca drogi nikt się już nie odezwał. Dojeżdżając na miejsce, zaparkowali przed posesją Leona. Gdy weszli do środka, chłopak posadził ją na kuchennym krześle.
-Chyba jesteś głodna, zamówię pizzę.-Mówiąc te słowa, wyciągał telefon z kieszeni spodni.-Jaką lubisz?...przepraszam.-Pod wpływem jej spojrzenia zdał sobie sprawę, że ona przecież nic nie pamięta. Wybrał numer do pizzerni i zamówił jedzenie.
-Violetta chodź ze mną. Konsultowalem się wcześniej z lekarzem, który cię operował i muszę ci zmienić opatrunek. Powiedział, że jak na razie rana nie wygląda na tyle dobrze, żeby można było zaprzestać leczenie. Na szczęście pokazał mi jak o nią dbać, do momentu aż całkowicie się zagoi, więc myślę, że dam radę.-To powiedziawszy wstał i podprowadził ją do fotela, stojącego pod oknem. Poczekał aż usiadła, a następnie poszedł do kuchni po potrzebne rzeczy. Będąc tam wyciągnął z reklamówki kupioną maść, a po drodze zabrał przygotowane wcześniej bandaże. Gdy wrócił do pokoju, postawił to co przyniósł na stoliku, a sam uklęknął obok dziewczyny. Nie miał odwagi na nią spojrzeć, wiedział, że w jej oczach napotka cierpienie wynikające z bólu i strachu. Delikatnie ujął jej rękę i przyciągnął nieco do siebie. Po powolnym odwinieciu rękawa jego oczom ukazał się przesiąknięty krwią bandaż. Przy pierwszym dotknięciu opatrunku szatynka zacisnęła powieki, próbując powstrzymać krzyk spowodowany bólem. Szybkim ruchem zakryła ranę, uniemożliwiając mu do niej dostęp.
-Przepraszam.-Leon pierwszy zabrał głos.-Obiecuję, że zrobię to jak najszybciej.-Swoją dłonią uchwycił jej podbródek i lekko uniósł. Powoli rozluźniła ucisk tak, że chłopak mógł kontynuować czynność. Leon podjął kolejną próbę odwinięcia przylegającego do skóry opatrunku. Tym razem całą uwagę skupił na Violettcie. Jedną dłonią trzymał koncówkę bandaża, a drugą manewrował przy jego odwijaniu. Dziewczyna siedziała z trudem łapiąc oddech. Po dość długim czasie Leon zdjął zakrwawiony materiał. Teraz mógł zobaczyć źródło bólu. Z uwagi na jego pracę już wiele razy widział podobne rany, ale tym razem coś się w nim poruszyło. Nie tracąc więcej czasu, delikatnie przemył operowane miejsce. Słysząc cichy krzyk zakończył czynność i odkręcił tubkę z zamiarem nałożenia cienkiej warstwy na chorą rękę. Przyłożył palce do bardzo głębokiej rany. W tej chwili dziewczyna wydobyła z siebie pisk i zsunęła się prosto na kolana chłopaka, zanosząc się płaczem. Każda próba uspokojenia przynosiła jeszcze gorsze efekty. Leon trzymał mocno zaniepokojoną dziewczynę w ramionach. Oparł jej głowę o swoje ramię i gładząc ją po włosach czekał, aż ból minie.
Nie zwalniając uścisku wziął maść do drugiej ręki i szybko dokończył jej nakładanie. Wtedy krzyknęła już ostatni raz. Teraz chłopak podniósł się z nią na rękach i posadził z powrotem na miejscu. Podał jej opakowanie chusteczek i zawijał odkażoną ranę świeżym bandażem. Po skończeniu zabiegu usiadł koło niej i obiecał, że będzie już tylko lepiej.
-Wiesz...musimy iść do apteki, będzie ci trzeba później zmienić opatrunek.-Dziewczyna bez słowa odpięła pas i otworzyła drzwi samochodu. Chłopak zaskoczony zrobił to samo. Gdy podchodzili do drzwi, usłyszeli za sobą czyjeś wołanie.
-Violetta!-Blondynka niskiego wzrostu szła w ich stronę machając do towarzyszki Leona.-Policjant wyczuwając zagrożenie szybko wciągnął szatynkę do środka. Idąc do okienka nerwowo zaczął przeszukiwać kieszenie. Znajdując receptę podał ją kobiecie. Aptekarka weszła w głąb budynku, wracając z lekarstwem, za które zapłacił i wyszli przed budynek. Otworzył drzwi szatynce, okrążył pojazd i zajął miejsce za kierownicą.
-Violetta...-Wyszeptała dziewczyna, a on spojrzał na nią przestraszony.
-Słuchaj, ona cię pewnie z kimś pomyliła i...
-Nie. Tak mam na imię, przypomniałam sobie jak ją zobaczyłam.-Do końca drogi nikt się już nie odezwał. Dojeżdżając na miejsce, zaparkowali przed posesją Leona. Gdy weszli do środka, chłopak posadził ją na kuchennym krześle.
-Chyba jesteś głodna, zamówię pizzę.-Mówiąc te słowa, wyciągał telefon z kieszeni spodni.-Jaką lubisz?...przepraszam.-Pod wpływem jej spojrzenia zdał sobie sprawę, że ona przecież nic nie pamięta. Wybrał numer do pizzerni i zamówił jedzenie.
-Violetta chodź ze mną. Konsultowalem się wcześniej z lekarzem, który cię operował i muszę ci zmienić opatrunek. Powiedział, że jak na razie rana nie wygląda na tyle dobrze, żeby można było zaprzestać leczenie. Na szczęście pokazał mi jak o nią dbać, do momentu aż całkowicie się zagoi, więc myślę, że dam radę.-To powiedziawszy wstał i podprowadził ją do fotela, stojącego pod oknem. Poczekał aż usiadła, a następnie poszedł do kuchni po potrzebne rzeczy. Będąc tam wyciągnął z reklamówki kupioną maść, a po drodze zabrał przygotowane wcześniej bandaże. Gdy wrócił do pokoju, postawił to co przyniósł na stoliku, a sam uklęknął obok dziewczyny. Nie miał odwagi na nią spojrzeć, wiedział, że w jej oczach napotka cierpienie wynikające z bólu i strachu. Delikatnie ujął jej rękę i przyciągnął nieco do siebie. Po powolnym odwinieciu rękawa jego oczom ukazał się przesiąknięty krwią bandaż. Przy pierwszym dotknięciu opatrunku szatynka zacisnęła powieki, próbując powstrzymać krzyk spowodowany bólem. Szybkim ruchem zakryła ranę, uniemożliwiając mu do niej dostęp.
-Przepraszam.-Leon pierwszy zabrał głos.-Obiecuję, że zrobię to jak najszybciej.-Swoją dłonią uchwycił jej podbródek i lekko uniósł. Powoli rozluźniła ucisk tak, że chłopak mógł kontynuować czynność. Leon podjął kolejną próbę odwinięcia przylegającego do skóry opatrunku. Tym razem całą uwagę skupił na Violettcie. Jedną dłonią trzymał koncówkę bandaża, a drugą manewrował przy jego odwijaniu. Dziewczyna siedziała z trudem łapiąc oddech. Po dość długim czasie Leon zdjął zakrwawiony materiał. Teraz mógł zobaczyć źródło bólu. Z uwagi na jego pracę już wiele razy widział podobne rany, ale tym razem coś się w nim poruszyło. Nie tracąc więcej czasu, delikatnie przemył operowane miejsce. Słysząc cichy krzyk zakończył czynność i odkręcił tubkę z zamiarem nałożenia cienkiej warstwy na chorą rękę. Przyłożył palce do bardzo głębokiej rany. W tej chwili dziewczyna wydobyła z siebie pisk i zsunęła się prosto na kolana chłopaka, zanosząc się płaczem. Każda próba uspokojenia przynosiła jeszcze gorsze efekty. Leon trzymał mocno zaniepokojoną dziewczynę w ramionach. Oparł jej głowę o swoje ramię i gładząc ją po włosach czekał, aż ból minie.
Nie zwalniając uścisku wziął maść do drugiej ręki i szybko dokończył jej nakładanie. Wtedy krzyknęła już ostatni raz. Teraz chłopak podniósł się z nią na rękach i posadził z powrotem na miejscu. Podał jej opakowanie chusteczek i zawijał odkażoną ranę świeżym bandażem. Po skończeniu zabiegu usiadł koło niej i obiecał, że będzie już tylko lepiej.
środa, 12 sierpnia 2015
3 miesiące! ♡
Dzisiaj mijają 3 miesiące od założenia bloga. Z tej okazji mamy dla was niespodziankę xd
Napisałyśmy 30 faktów o sobie. Już tyle czasu a wy nic o nas nie wiecie, więc chcemy wam trochę siebie przybliżyć :)
Supercreativa
1. Nienawidzę wody gazowanej.
2. Moje hasło do telefonu to Jorge ^.^
3. Gdy słucham "Verte de lejos" zawsze mam łzy w oczach.
4. Na finale trzeciego sezonu tak się rozpłakałam, że pozbierałam się dopiero wieczorem, a moja mama stwierdziła, że jestem nienormalna (Mariposa może potwierdzić bo mi przynosiła chusteczki co chwilę xd)
5. Boję się zmywarki od czasu gdy mnie kopnął prąd, bo dotknęłam tam gdzie nie wolno mając mokrą rękę, podczas trzymania metalowej łyżeczki :D
6. Przed koncertem postanowiłam sobie, że na wakacjach obejrzę jeszcze raz 1 i 3 sezon (oglądam właśnie 3)
7. Nie mam pojęcia na jaki kierunek pójść do liceum.
8. Śmieje się co chwilę bez powodu :D
9. Uwielbiam malować paznokcie, ale nigdy nie mam zwykłego koloru, tylko jak już zacznę to potrafię siedzieć kilka godzin rysując wzrorki.
10. Nigdy nie miałam telefonu dłużej niż rok xd
11. Masakrycznie boje się pająków.
12. Gram na keyboardzie, ale uczę się sama.
13. Nie lubię grać w siatkówkę i kłócę się o to z moją wuefistką haha
14. Nie przeżyję bez internetu nawet godziny #uzależnienie c;
15. Mam 15 numer w dzienniku.
16. Ostatnio zamiast 'Facebook' wpisałam w przeglądarce 'Federico' i dziwiłam się dlaczego mi nie wyszukuje ;D
17. Jak spodoba mi się jakaś piosenka to słucham jej w kółko kilka dni.
18. Mało co nie dostałam zawału gdy jedząc sobie spokojnie jogurcik w środku nocy usłyszałam jakieś kroki na podwórku, ale okazało się, że to tylko mój pies
19. Gdy jestem w bibliotece często przekręcam moje nazwisko nieświadomie xd
20. Jak byliśmy na wycieczce ze szkoły w Warszawie to zrobiłyśmy sobie z Mariposą zdjęcie w miejscu gdzie Lodo podpisywała płyty ^^
21. Podczas oglądania filmików Jorge na youtube co chwilę robię screeny
22. Prolog napisałam w poczekalni u dentysty :'D
23. Mam wadę wzroku -1.75, ale kto by tam nosił okulary xdd
24. Moja czteroletnia siostra co chwile opowiada jakieś suchary hahaha
25. Miałam zamiar uczyć się hiszpańskiego na wakacjach, ale jak na razie nie bardzo mi wychodzi.
26. Ogólnie ja jestem taka ambitna, że mogłabym robić tysiąc rzeczy na raz, a zwykle jest tak, że w końcu i tak nie zrobię ani jednej ;))
27. Nie lubię wychodzić na z domu, najlepiej przesiedziałabym całe wakacje w łóżku oglądając seriale (co po części robię xd)
28. Nie mogłam trafić w klawisz i cały czas mi wychodziło, że ten fakt ma nr 29 ^^
29. Zamówiłam sobie fioletowe etui na telefon, ale mądra ja nie zauważyłam, że wielkimi literami pisze, że tego koloru nie ma i w końcu wzięłam różowy :>
30. Przekonywałam Mariposę, że ma być 30 faktów, bo to 3 miesiące i jak widać mi się udało :D
Mariposa
1. Teraz idziemy do 3 klasy gimnazjum.
2.Między mną, a Supercreativą jest 15 cm różnicy we wzroście.
3.Jak się teraz zastanowię to 15 jest naszą jakąś szczęśliwą liczbą :D Supercreativa pisała, że ma 15 nr w dzienniku, te 15 cm różnicy, mamy 15 lat i obie urodziłyśmy się 15 dnia miesiąca haha
4. Mam nagrany na tv 80 odc V3 i będziemy go oglądać przed koncertem, żeby wejść w nastrój (znając życie Supercreativa nie wyjdzie z niego przez tydzień haha)
5.Ostatnio kupiłam świecącą zawieszkę dla psa i nadal nie odkryłam jak się to otwiera ;D
6.Gdy nocowałam z Supercreativą doszłyśmy do wniosku (przed 4 rano, bo wtedy się najlepiej myśli :D), że najczęściej gdy w Violettcie ktoś gra na jakimś instrumencie nie ma pokazanych jego dłoni.
7. Jak byłam mała to z moja siostrą oglądałam hiszpańskie seriale :)
8.Jak włączam lokalizacje w telefonie to mi pisze ze jestem u sąsiada.
9. Na wakacjach nigdy nie spałam krócej niż do 10.
10. Jestem tak leniwa, ze mi sie nawet nie chce napisać tych faktów.
11. Przed wakacjami się prawie co nie zabiłam na trawniku taki początek wakacji hahaha
12.Vilu zaczęłam oglądać przez Supercreative jednak było jej trudno mnie namówić, do tej pory jestem jej za to wdzięczna ;)
13. W cały rok szkolny udało mi się nadrobić Vilu, musiałam mieć dosyć szybkie tempo i się udało haha
14. Rok temu nie przypuszczałam że pojadę na VL, nawet nie wiedziałam co to Violetta.
15. Jestem uzależniona od picia herbat, w ciągu dnia pije kilka :D
16. Chciałam jechać na Lodo live niestety mam daleko do Wawy :c
17. Nagrania z VL już oglądałam kilka razy.
18. Nie potrafię powiedzieć jaka jest moja ulubiona piosenka z Vilu, dla mnie każda jest piękna.
19. Mamy autografy Lodo na książkach dzięki mojej siostrze, która stała 5 godz w kolejce, ale się opłacało :D
20. Na VL razem z Supercreativą na bańkach mydlanych przykleiliśmy zdjęcie obsady.
21. Nienawidzę biegać, ogólnie nie lubię sportu.
22. Przez pół wakacji obejrzałam jeszcze raz cały 3 sezon V.
23. Nie lubię żadnych warzyw.
24. Mam na tapecie Lodo. Najbardziej lubię zdjęcia z jej cytatami.
25. Każdy filmik Jorge oglądam z 2 razy.
26. Po finale V musiałam się pozbierać z parę dni.
27. Uwielbiam autobiografię Lodo i Tini.
28. Nie mogę się doczekać książki Cande.
29. Kocham psy sama również mam.
30. Lubię dyktanda, nigdy się nie uczyłam zasad ortografii, jeden z moich ulubionych przedmiotów to język polski.
Jeszcze jakby ktoś chciał to jest nasza nazwa na instagramie: vlover.supercreativa
:)
To by było na tyle xd Jeszcze takie małe pytanko. Jedzie ktoś z was na VL 25 sierpnia? Moglibyśmy się spotkać czy coś :D
Napisałyśmy 30 faktów o sobie. Już tyle czasu a wy nic o nas nie wiecie, więc chcemy wam trochę siebie przybliżyć :)
Supercreativa
1. Nienawidzę wody gazowanej.
2. Moje hasło do telefonu to Jorge ^.^
3. Gdy słucham "Verte de lejos" zawsze mam łzy w oczach.
4. Na finale trzeciego sezonu tak się rozpłakałam, że pozbierałam się dopiero wieczorem, a moja mama stwierdziła, że jestem nienormalna (Mariposa może potwierdzić bo mi przynosiła chusteczki co chwilę xd)
5. Boję się zmywarki od czasu gdy mnie kopnął prąd, bo dotknęłam tam gdzie nie wolno mając mokrą rękę, podczas trzymania metalowej łyżeczki :D
6. Przed koncertem postanowiłam sobie, że na wakacjach obejrzę jeszcze raz 1 i 3 sezon (oglądam właśnie 3)
7. Nie mam pojęcia na jaki kierunek pójść do liceum.
8. Śmieje się co chwilę bez powodu :D
9. Uwielbiam malować paznokcie, ale nigdy nie mam zwykłego koloru, tylko jak już zacznę to potrafię siedzieć kilka godzin rysując wzrorki.
10. Nigdy nie miałam telefonu dłużej niż rok xd
11. Masakrycznie boje się pająków.
12. Gram na keyboardzie, ale uczę się sama.
13. Nie lubię grać w siatkówkę i kłócę się o to z moją wuefistką haha
14. Nie przeżyję bez internetu nawet godziny #uzależnienie c;
15. Mam 15 numer w dzienniku.
16. Ostatnio zamiast 'Facebook' wpisałam w przeglądarce 'Federico' i dziwiłam się dlaczego mi nie wyszukuje ;D
17. Jak spodoba mi się jakaś piosenka to słucham jej w kółko kilka dni.
18. Mało co nie dostałam zawału gdy jedząc sobie spokojnie jogurcik w środku nocy usłyszałam jakieś kroki na podwórku, ale okazało się, że to tylko mój pies
19. Gdy jestem w bibliotece często przekręcam moje nazwisko nieświadomie xd
20. Jak byliśmy na wycieczce ze szkoły w Warszawie to zrobiłyśmy sobie z Mariposą zdjęcie w miejscu gdzie Lodo podpisywała płyty ^^
21. Podczas oglądania filmików Jorge na youtube co chwilę robię screeny
22. Prolog napisałam w poczekalni u dentysty :'D
23. Mam wadę wzroku -1.75, ale kto by tam nosił okulary xdd
24. Moja czteroletnia siostra co chwile opowiada jakieś suchary hahaha
25. Miałam zamiar uczyć się hiszpańskiego na wakacjach, ale jak na razie nie bardzo mi wychodzi.
26. Ogólnie ja jestem taka ambitna, że mogłabym robić tysiąc rzeczy na raz, a zwykle jest tak, że w końcu i tak nie zrobię ani jednej ;))
27. Nie lubię wychodzić na z domu, najlepiej przesiedziałabym całe wakacje w łóżku oglądając seriale (co po części robię xd)
28. Nie mogłam trafić w klawisz i cały czas mi wychodziło, że ten fakt ma nr 29 ^^
29. Zamówiłam sobie fioletowe etui na telefon, ale mądra ja nie zauważyłam, że wielkimi literami pisze, że tego koloru nie ma i w końcu wzięłam różowy :>
30. Przekonywałam Mariposę, że ma być 30 faktów, bo to 3 miesiące i jak widać mi się udało :D
Mariposa
1. Teraz idziemy do 3 klasy gimnazjum.
2.Między mną, a Supercreativą jest 15 cm różnicy we wzroście.
3.Jak się teraz zastanowię to 15 jest naszą jakąś szczęśliwą liczbą :D Supercreativa pisała, że ma 15 nr w dzienniku, te 15 cm różnicy, mamy 15 lat i obie urodziłyśmy się 15 dnia miesiąca haha
4. Mam nagrany na tv 80 odc V3 i będziemy go oglądać przed koncertem, żeby wejść w nastrój (znając życie Supercreativa nie wyjdzie z niego przez tydzień haha)
5.Ostatnio kupiłam świecącą zawieszkę dla psa i nadal nie odkryłam jak się to otwiera ;D
6.Gdy nocowałam z Supercreativą doszłyśmy do wniosku (przed 4 rano, bo wtedy się najlepiej myśli :D), że najczęściej gdy w Violettcie ktoś gra na jakimś instrumencie nie ma pokazanych jego dłoni.
7. Jak byłam mała to z moja siostrą oglądałam hiszpańskie seriale :)
8.Jak włączam lokalizacje w telefonie to mi pisze ze jestem u sąsiada.
9. Na wakacjach nigdy nie spałam krócej niż do 10.
10. Jestem tak leniwa, ze mi sie nawet nie chce napisać tych faktów.
11. Przed wakacjami się prawie co nie zabiłam na trawniku taki początek wakacji hahaha
12.Vilu zaczęłam oglądać przez Supercreative jednak było jej trudno mnie namówić, do tej pory jestem jej za to wdzięczna ;)
13. W cały rok szkolny udało mi się nadrobić Vilu, musiałam mieć dosyć szybkie tempo i się udało haha
14. Rok temu nie przypuszczałam że pojadę na VL, nawet nie wiedziałam co to Violetta.
15. Jestem uzależniona od picia herbat, w ciągu dnia pije kilka :D
16. Chciałam jechać na Lodo live niestety mam daleko do Wawy :c
17. Nagrania z VL już oglądałam kilka razy.
18. Nie potrafię powiedzieć jaka jest moja ulubiona piosenka z Vilu, dla mnie każda jest piękna.
19. Mamy autografy Lodo na książkach dzięki mojej siostrze, która stała 5 godz w kolejce, ale się opłacało :D
20. Na VL razem z Supercreativą na bańkach mydlanych przykleiliśmy zdjęcie obsady.
21. Nienawidzę biegać, ogólnie nie lubię sportu.
22. Przez pół wakacji obejrzałam jeszcze raz cały 3 sezon V.
23. Nie lubię żadnych warzyw.
24. Mam na tapecie Lodo. Najbardziej lubię zdjęcia z jej cytatami.
25. Każdy filmik Jorge oglądam z 2 razy.
26. Po finale V musiałam się pozbierać z parę dni.
27. Uwielbiam autobiografię Lodo i Tini.
28. Nie mogę się doczekać książki Cande.
29. Kocham psy sama również mam.
30. Lubię dyktanda, nigdy się nie uczyłam zasad ortografii, jeden z moich ulubionych przedmiotów to język polski.
Jeszcze jakby ktoś chciał to jest nasza nazwa na instagramie: vlover.supercreativa
:)
To by było na tyle xd Jeszcze takie małe pytanko. Jedzie ktoś z was na VL 25 sierpnia? Moglibyśmy się spotkać czy coś :D
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
Rozdział 1
Powoli usiadł po drugiej stronie metalowego stołu. Bała się spojrzeć na niego, nie wiedziała co tu robi. Jej życie było tylko ciągłym strachem. Mężczyzna dokładnie przyglądał się brunetce. Nie chciał pogarszać jej stanu, ale musiał się w końcu odezwać. Niepewnie otworzył usta.
-Nazywam się Leon Verdas.-Czekał na jej reakcję. Drżącą ręką założyła kosmyk włosów za ucho, stopniowo podnosząc głowę.
Teraz mógł zobaczyć jej twarz. Z czekoladowych oczu można było wyczytać wszystkie jej emocje. Ból, cierpienie i strach były tak wyraźne, że szatyn odwrócił wzrok. Nie może jej teraz współczuć. Leon Verdas nie wie co to współczucie, ma określony cel, z którym tu przyszedł.
-Muszę ci wyjaśnić dlaczego tu jesteś.-Pustym wzrokiem wpatrywała się w podłogę, słuchając jego stanowczego głosu. Wziął głęboki wdech i nie patrząc na dziewczynę, zaczął mówić.
-Kilka dni temu miałaś wypadek, który nie do końca był wypadkiem...-Jej orzechowe oczy zatrzymały się na twarzy mężczyzny.-...podejrzewamy, że chcieli cię zabić, dlatego, że byłaś świadkiem jakiegoś przestępstwa...po prostu znalazłaś się w niewłaściwym czasie i miejscu.-Nie wiele pamiętała, ale przypominała sobie dokładnie tą chwilę.
W pomieszczeniu było ciemno, widziała pięć, a może sześć postaci. Wnętrze wypełniały krzyki i płacz. Ktoś skierował broń w jej stronę. Usłyszała głuchy dźwięk naciskanego spustu, a później czuła tylko ból w prawej ręce. Popadała w coraz większą ciemność. Ostatnie co mogła usłyszeć to syreny policyjne i szybkie kroki oddalające się coraz bardziej.
-Byłaś w szpitalu, gdzie cię operowali kilka dni temu. Teraz musimy cię przesłuchać.-Jej oczy zalały się łzami i po walce z samą sobą, z jej gardła wydobył się cichy, ochrypły głos.
-Nic nie pamiętam...nie wiem kim jest moja rodzina, ani nawet jak mam na imię.-Szatyn spojrzał w jej oczy i natychmiast tego pożałował. Zacisnął zęby i podniósł się do pozycji stojącej.
-Zostaniesz tu jeszcze przez chwilę. Musimy uzgodnić co z tobą zrobić.-Wypowiadał słowa trzymając rękę na klamce, po czym otworzył drzwi i zostawił dziewczynę samą. Przeczesał grzywkę palcami jakby zastanawiając się co ma zrobić. Następnie przybrał zdecydowaną minę i ruszył powoli po wypolerowanej podłodze. Mijając paprotki wiszące na ścianach korytarza, dotarł do gabinetu. Powoli pchnął drzwi, na których widniało jego nazwisko. Wszedł do pomieszczenia, zauważając zaciekawione spojrzenia współpracowników. Wysoka blondynka odłożyła filiżankę na stolik, wymieniając spojrzenie z brązowookim włochem.
-I? Jak poszło?- Szatyn odsunął czarne krzesło stojące przy biurku i usiadł podpierając twarz rękami.
-Nie poszło.
-Ale Leon, przecież...
-Federico ona nic nie pamięta! Nie wie nawet jak się nazywa, kompletna pustka...
-Nie możemy jej nigdzie odesłać do czasu, kiedy ich złapiemy. To zbyt ryzykowne.-Zauważyła blondynka, a w jej głosie wyczuwalna była nuta zmartwienia.-Ktoś się musi nią zająć, nie da sobie sama rady w takim stanie.
-Ludmiła przecież wiesz, że nie możemy jej zostawić w szpitalu, ani w innym takim miejscu. Zbyt proste, odnajdą ją. Słuchaj jedynym sposobem byłoby tymczasowe przetrzymanie u kogoś z nas. Nie mogłabyś...?
-Mówiłam ci, że Fede się do mnie wpowadza, a w takiej sytuacji nie mam miejsca, ale ty chyba masz duży dom co nie?-Puściła oczko do mężczyzny.
-Jasne, czyli jak zawsze zostaję ja.-Włoch podszedł do do niego i poklepał go po ramieniu.
-Dasz radę Leon.-Kobieta zamykając drzwi, rzuciła kilka słów na odchodnym.
-To tylko jakiś czas, niedługo sprawa się wyjaśni.-Policjant zostając sam w pomieszczeniu zaczął nerwowo stukać palcami o blat biurka. Rozważając wszystkie za i przeciw stwierdził, że musi to zrobić. Zdecydowanie wstał z miejsca i opuścił pokój. Zamyślony szedł korytarzem, pod wpływem czego zderzył się z kobietą.
-Przepraszam, nie zauważyłem pani.
-Ja również, właśnie szłam zanieść panu te dokumenty.-Uśmiechając się wskazała na plik kartek.
-Proszę je położyć w moim gabinecie, dziękuje.-Minął kobietę i podszedł do drzwi pomieszczenia, w którym znajdowała się brunetka. Stał przed nimi trochę się wachając, jednak po chwili znalazł się w środku.
-Słuchaj...nie możesz tu zostać, a nie wiemy gdzie mieszkasz, więc do tego czasu wprowadzisz się do mnie.- Czekoladowe oczy spojrzały w stronę szatyna. Nie wyrażały żadnych emocji. Wstała i bez słowa wyszli razem z pomieszczenia. Zamrugała kilka razy, żeby przezwyczaić wzrok do rażącego oświetlenia. Mężczyzna przez całą drogę w budynku uważnie ją obserwował, nie mógł przewidzieć co może zrobić w takim stanie. Gdy wyszli na zewnątrz dziewczyna rozglądała się wokół, jakby pierwszy raz była na świeżym powietrzu. Przyglądając się jej lekko uśmiechnął się na ten widok, otwierając drzwi samochodu. Obydwoje wsiedli do czarnego pojazdu i ruszyli.
-Nazywam się Leon Verdas.-Czekał na jej reakcję. Drżącą ręką założyła kosmyk włosów za ucho, stopniowo podnosząc głowę.
Teraz mógł zobaczyć jej twarz. Z czekoladowych oczu można było wyczytać wszystkie jej emocje. Ból, cierpienie i strach były tak wyraźne, że szatyn odwrócił wzrok. Nie może jej teraz współczuć. Leon Verdas nie wie co to współczucie, ma określony cel, z którym tu przyszedł.
-Muszę ci wyjaśnić dlaczego tu jesteś.-Pustym wzrokiem wpatrywała się w podłogę, słuchając jego stanowczego głosu. Wziął głęboki wdech i nie patrząc na dziewczynę, zaczął mówić.
-Kilka dni temu miałaś wypadek, który nie do końca był wypadkiem...-Jej orzechowe oczy zatrzymały się na twarzy mężczyzny.-...podejrzewamy, że chcieli cię zabić, dlatego, że byłaś świadkiem jakiegoś przestępstwa...po prostu znalazłaś się w niewłaściwym czasie i miejscu.-Nie wiele pamiętała, ale przypominała sobie dokładnie tą chwilę.
W pomieszczeniu było ciemno, widziała pięć, a może sześć postaci. Wnętrze wypełniały krzyki i płacz. Ktoś skierował broń w jej stronę. Usłyszała głuchy dźwięk naciskanego spustu, a później czuła tylko ból w prawej ręce. Popadała w coraz większą ciemność. Ostatnie co mogła usłyszeć to syreny policyjne i szybkie kroki oddalające się coraz bardziej.
-Byłaś w szpitalu, gdzie cię operowali kilka dni temu. Teraz musimy cię przesłuchać.-Jej oczy zalały się łzami i po walce z samą sobą, z jej gardła wydobył się cichy, ochrypły głos.
-Nic nie pamiętam...nie wiem kim jest moja rodzina, ani nawet jak mam na imię.-Szatyn spojrzał w jej oczy i natychmiast tego pożałował. Zacisnął zęby i podniósł się do pozycji stojącej.
-Zostaniesz tu jeszcze przez chwilę. Musimy uzgodnić co z tobą zrobić.-Wypowiadał słowa trzymając rękę na klamce, po czym otworzył drzwi i zostawił dziewczynę samą. Przeczesał grzywkę palcami jakby zastanawiając się co ma zrobić. Następnie przybrał zdecydowaną minę i ruszył powoli po wypolerowanej podłodze. Mijając paprotki wiszące na ścianach korytarza, dotarł do gabinetu. Powoli pchnął drzwi, na których widniało jego nazwisko. Wszedł do pomieszczenia, zauważając zaciekawione spojrzenia współpracowników. Wysoka blondynka odłożyła filiżankę na stolik, wymieniając spojrzenie z brązowookim włochem.
-I? Jak poszło?- Szatyn odsunął czarne krzesło stojące przy biurku i usiadł podpierając twarz rękami.
-Nie poszło.
-Ale Leon, przecież...
-Federico ona nic nie pamięta! Nie wie nawet jak się nazywa, kompletna pustka...
-Nie możemy jej nigdzie odesłać do czasu, kiedy ich złapiemy. To zbyt ryzykowne.-Zauważyła blondynka, a w jej głosie wyczuwalna była nuta zmartwienia.-Ktoś się musi nią zająć, nie da sobie sama rady w takim stanie.
-Ludmiła przecież wiesz, że nie możemy jej zostawić w szpitalu, ani w innym takim miejscu. Zbyt proste, odnajdą ją. Słuchaj jedynym sposobem byłoby tymczasowe przetrzymanie u kogoś z nas. Nie mogłabyś...?
-Mówiłam ci, że Fede się do mnie wpowadza, a w takiej sytuacji nie mam miejsca, ale ty chyba masz duży dom co nie?-Puściła oczko do mężczyzny.
-Jasne, czyli jak zawsze zostaję ja.-Włoch podszedł do do niego i poklepał go po ramieniu.
-Dasz radę Leon.-Kobieta zamykając drzwi, rzuciła kilka słów na odchodnym.
-To tylko jakiś czas, niedługo sprawa się wyjaśni.-Policjant zostając sam w pomieszczeniu zaczął nerwowo stukać palcami o blat biurka. Rozważając wszystkie za i przeciw stwierdził, że musi to zrobić. Zdecydowanie wstał z miejsca i opuścił pokój. Zamyślony szedł korytarzem, pod wpływem czego zderzył się z kobietą.
-Przepraszam, nie zauważyłem pani.
-Ja również, właśnie szłam zanieść panu te dokumenty.-Uśmiechając się wskazała na plik kartek.
-Proszę je położyć w moim gabinecie, dziękuje.-Minął kobietę i podszedł do drzwi pomieszczenia, w którym znajdowała się brunetka. Stał przed nimi trochę się wachając, jednak po chwili znalazł się w środku.
-Słuchaj...nie możesz tu zostać, a nie wiemy gdzie mieszkasz, więc do tego czasu wprowadzisz się do mnie.- Czekoladowe oczy spojrzały w stronę szatyna. Nie wyrażały żadnych emocji. Wstała i bez słowa wyszli razem z pomieszczenia. Zamrugała kilka razy, żeby przezwyczaić wzrok do rażącego oświetlenia. Mężczyzna przez całą drogę w budynku uważnie ją obserwował, nie mógł przewidzieć co może zrobić w takim stanie. Gdy wyszli na zewnątrz dziewczyna rozglądała się wokół, jakby pierwszy raz była na świeżym powietrzu. Przyglądając się jej lekko uśmiechnął się na ten widok, otwierając drzwi samochodu. Obydwoje wsiedli do czarnego pojazdu i ruszyli.
czwartek, 6 sierpnia 2015
Przepraszamy!
Hejka kochani, jak tam wakacje? Strasznie gorąco co nie? Nie lubie jak jest gorąco xd Dobra, może przejdę do tego o czym miał być ten post. Dzisiaj, jak w każdy czwartek miał być rozdział, ale nie będzie. Do czego zmierzam? Przepraszamy was, ale nie damy rady dodawać już 2 razy w tygodniu, więc rozdziały będą tylko w poniedziałki. We wrześniu i tak nie dodawałybyśmy tyle, ale nieco to przyśpieszyłyśmy, mam nadzieję, że się nie pogniewacie ;).To opowiadanie jest trochę bardziej wymagające, a dzisiejszy rozdział nie jest gotowy. Musimy przemyśleć jeszcze do końca fabułę.
Abrazos!
Ps. Kocham ten gif :'D
Abrazos!
Ps. Kocham ten gif :'D
poniedziałek, 3 sierpnia 2015
☆Prolog☆
Tłumiła w sobie krzyk, niemiłosierny ból rozdzierał jej rękę. Z trudem podniosła sprawną kończynę i dotknęła delikatnie rany. Wyczuła, że to miejce opatrzone jest bandażem. Cicho syknęła z bólu pod wpłwem tego ruchu. Przerażona podniosła powieki do góry i zobaczyła, że miejsce, w którym się znajduje nie jest jej znane. Nie przypominało szpitalnej sali, w której powinna być w takiej sytuacji. Siedziała na niewygodnym, drewnianym krześle, które zapewne stało w tym samym miejscu przez wiele lat. Zauważyła identyczne naprzeciwko siebie. Dzielił je tylko ciężki, metalowy stół, posiadający kilka wgnieceń. Nie dostrzegła okna. W pokoju było ciemno, jedynym źródłem światła była niewielka smóżka wydobywająca się z pod drzwi. Wpatrzona w jasny płomyk niemal podskoczyła, gdy w zamku zazgrzytał klucz. Do pomieszczenia wszedł wysoki, umięśniony szatyn. Przy każdym kroku, który stawiał na drewnianej posadzce dziewczyna kuliła się coraz bardziej.
czwartek, 30 lipca 2015
*Epilog*
*6 lat później*
-Vils, no nie ruszaj się, bo jakbyś nie zauważyła to próbuję ci wpiąć welon!-Pewnie zastanawiacie się o co chodzi? Już wam mówię. Dzisiaj jest mój wielki dzień. Kto jest tym szczęśliwcem? Oczywiście najprzystojniejszy facet o szmaragdowym spojrzeniu. Usiądźcie wygodnie, opowiem wam całą historię. Zaczęła się pewnego słonecznego dnia, gdy się poznaliśmy w progu mojego domu. Nieco później zostaliśmy parą. Oczywiście nie było tak kolorowo, bywały kłótnie i drobne sprzeczki. Pierwsza taka miała miejsce przed wypadkiem mojego wybranka. Pewnie wiecie, jak się martwiłam o niego, ale ta historia miała być szczęśliwa, więc pominę ten fragment. Jednak w naszym związku przeważały dobre chwile, które najbardziej zapadły w mojej pamięci. Najlepsza z nich? Myślę, że każda z nas wybrała by oświadczyny i ja też tak zrobię. W końcu gdyby nie one nie stałabym teraz przed lustrem w sukni ślubnej. Nigdy nie zapomnę wszystkich uczuć, które mieszały się ze sobą, gdy zobaczyłam pierścionek...
-Mia! No patrzcie jak ona wygląda, a za chwile ślub!-Ludmiła starała się, aby wszystko było idealne, jak przystało na świadkową. Kim jest Mia? A pamiętacie może ciąże Angie? No właśnie, to moja pięcioletnia siostrzyczka. Wyglądają z moją mamą jak dwie krople wody, ale charakter ma po Germanie.
-Kayla, chodź zmyj jej ten makijaż! Naprawdę nikt nie widział co ona robi z tą szminką? Przecież nie może sypać kwiatków w takim stanie!-Kayla, wiecie jak zmieniła się nastoletnia, chodząca w trampkach miłośniczka koni? Otóż teraz jest dorosłą, chodzącą w trampkach miłośniczką koni.
-Violu uśmiech!...Ślicznie wyglądasz!-German, właśnie prowadzi mnie w stronę ołtarza. Jak się układa jemu i mamie? Ze ślubem poszło wszystko po ich myśli, a kilka miesięcy później urodziła się Mia. Teraz mieszkają razem z Kaylą, Mią i Lope. A ja gdzie mieszkam? Jakiś czas temu kupiliśmy z Leonem mały dom niedaleko dzielnicy, w której mieszkaliśmy.
Szłam powoli rozglądając się na boki. W ławkach siedziało pełno naszych przyjaciół, którzy również ułożyli sobie życie z ich drugą połówką. Zobaczyłam narzeczonych trzymających się za ręce. Kto to był? Nikt inny jak Camila i Diego. Rudowłosa niedawno skończyła pracę nad filmem i wróciła do Rzymu, wtedy on jej się oświadczył. Słodko prawda? A skoro mowa o słodkości...zgadlibyście kto spodziewa się dziecka? Fran jest w trzecim miesiącu ciąży, a Marco nie odstępuje jej na krok. Pewnie ciekawi was czy Naty w końcu wyznała swoje uczucia Maxiemu? Mogę śmiało odpowiedzieć, że tak i nie pożałowała. W mojej szufladzie leży zaproszenie na ich ślub, którego datą jest data ich pierwszego spotkania.
German ze łzami w oczach odszedł, gdy byliśmy na miejscu. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam uśmiechniętą Ludmiłę. Jak im się układa z Fede? Nie są jeszcze małżeństwem, ani nawet się nie zaręczyli, ale powiem wam w tajemnicy, że Federico planuje jej się oświadczyć niedługo.
-Ja Leon Verdas biorę Ciebie Violetto za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.-I stało się. Jesteśmy małżeństwem. Jak się ułoży dalej moje życie? Tego nikt nie wie, mogę sobie tylko wyobrażać...
--------------------------------
I stało się! mamy epilog xd
Smutno mi się zrobiło hahah
Ale jak to powiedziała Vilu "Każdy koniec jest początkiem czegoś nowego". ;D
No więc jakby ktoś nie czytał notatki pod poprzednim rozdziałem powtórzę, że nowe opowiadanie zaczniemy w następnym tygodniu. Prawdopodobnie poniedziałek, ewentualnie czwartek.
Buen día! :)
-Vils, no nie ruszaj się, bo jakbyś nie zauważyła to próbuję ci wpiąć welon!-Pewnie zastanawiacie się o co chodzi? Już wam mówię. Dzisiaj jest mój wielki dzień. Kto jest tym szczęśliwcem? Oczywiście najprzystojniejszy facet o szmaragdowym spojrzeniu. Usiądźcie wygodnie, opowiem wam całą historię. Zaczęła się pewnego słonecznego dnia, gdy się poznaliśmy w progu mojego domu. Nieco później zostaliśmy parą. Oczywiście nie było tak kolorowo, bywały kłótnie i drobne sprzeczki. Pierwsza taka miała miejsce przed wypadkiem mojego wybranka. Pewnie wiecie, jak się martwiłam o niego, ale ta historia miała być szczęśliwa, więc pominę ten fragment. Jednak w naszym związku przeważały dobre chwile, które najbardziej zapadły w mojej pamięci. Najlepsza z nich? Myślę, że każda z nas wybrała by oświadczyny i ja też tak zrobię. W końcu gdyby nie one nie stałabym teraz przed lustrem w sukni ślubnej. Nigdy nie zapomnę wszystkich uczuć, które mieszały się ze sobą, gdy zobaczyłam pierścionek...
-Mia! No patrzcie jak ona wygląda, a za chwile ślub!-Ludmiła starała się, aby wszystko było idealne, jak przystało na świadkową. Kim jest Mia? A pamiętacie może ciąże Angie? No właśnie, to moja pięcioletnia siostrzyczka. Wyglądają z moją mamą jak dwie krople wody, ale charakter ma po Germanie.
-Kayla, chodź zmyj jej ten makijaż! Naprawdę nikt nie widział co ona robi z tą szminką? Przecież nie może sypać kwiatków w takim stanie!-Kayla, wiecie jak zmieniła się nastoletnia, chodząca w trampkach miłośniczka koni? Otóż teraz jest dorosłą, chodzącą w trampkach miłośniczką koni.
-Violu uśmiech!...Ślicznie wyglądasz!-German, właśnie prowadzi mnie w stronę ołtarza. Jak się układa jemu i mamie? Ze ślubem poszło wszystko po ich myśli, a kilka miesięcy później urodziła się Mia. Teraz mieszkają razem z Kaylą, Mią i Lope. A ja gdzie mieszkam? Jakiś czas temu kupiliśmy z Leonem mały dom niedaleko dzielnicy, w której mieszkaliśmy.
Szłam powoli rozglądając się na boki. W ławkach siedziało pełno naszych przyjaciół, którzy również ułożyli sobie życie z ich drugą połówką. Zobaczyłam narzeczonych trzymających się za ręce. Kto to był? Nikt inny jak Camila i Diego. Rudowłosa niedawno skończyła pracę nad filmem i wróciła do Rzymu, wtedy on jej się oświadczył. Słodko prawda? A skoro mowa o słodkości...zgadlibyście kto spodziewa się dziecka? Fran jest w trzecim miesiącu ciąży, a Marco nie odstępuje jej na krok. Pewnie ciekawi was czy Naty w końcu wyznała swoje uczucia Maxiemu? Mogę śmiało odpowiedzieć, że tak i nie pożałowała. W mojej szufladzie leży zaproszenie na ich ślub, którego datą jest data ich pierwszego spotkania.
German ze łzami w oczach odszedł, gdy byliśmy na miejscu. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam uśmiechniętą Ludmiłę. Jak im się układa z Fede? Nie są jeszcze małżeństwem, ani nawet się nie zaręczyli, ale powiem wam w tajemnicy, że Federico planuje jej się oświadczyć niedługo.
-Ja Leon Verdas biorę Ciebie Violetto za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.-I stało się. Jesteśmy małżeństwem. Jak się ułoży dalej moje życie? Tego nikt nie wie, mogę sobie tylko wyobrażać...
--------------------------------
I stało się! mamy epilog xd
Smutno mi się zrobiło hahah
Ale jak to powiedziała Vilu "Każdy koniec jest początkiem czegoś nowego". ;D
No więc jakby ktoś nie czytał notatki pod poprzednim rozdziałem powtórzę, że nowe opowiadanie zaczniemy w następnym tygodniu. Prawdopodobnie poniedziałek, ewentualnie czwartek.
Buen día! :)
poniedziałek, 27 lipca 2015
Rozdział 36
Przeczytaj notatkę pod rozdziałem!
*Violetta*
Grzbietem dłoni ścieram łzę płynącą po moim policzku i nagle słyszę swoje imię. Obracam głowę w kierunku głosu, a moje usta momentalnie układają się w szeroki uśmiech.
-Leon!-Ze szczęścia zapomniałam o stanie szatyna i rzuciłam się na jego łóżko przytulając go. Po chwili spoglądam w jego szmaragdowe oczy, które wyrażają tak wiele emocji. Patrzyliśmy na siebie jakiś czas, jednak przypomniałam sobie o tym z jakiego powodu tu jesteśmy.
-Przepraszam cię...to przeze mnie to wszystko, nie powinniśmy byli się kłócić, a ty pewnie nie chcesz mnie widzieć...-Podparłam się ręką w celu podniesienia się, ale poczułam na niej słaby dotyk szatyna.
-To nie prawda. Słyszałem wszystko co mówiłaś, gdy byłem w śpiączce...kocham cię.-Po każdym słowie robił krótką przerwę, widziałam że jest zbyt słaby i nie czekając wstałam z łóżka.
-Leon, przepraszam cię, później pogadamy, ale muszę iść powiadomić lekarza, że się wybudziłeś.-Lekko uśmiechnięty skinął głową. Szybko wyszłam z pomieszczenia i odnalazłam lekarza, który właśnie wychodził z sali obok.
-Przepraszam, bo Leon...on się obudził!-Mężczyzna pierwszy wszedł do pomieszczenia w którym znajdował się chłopak, a ja zamknęłam drzwi i podeszłam bliżej niego.
-Jak się pan czuje?
-Raczej dobrze.
-Proszę ściągnąć koszulkę, zbadam pana, a jak wszystko będzie w porządku, niedługo będzie pan mógł wracać do domu...Nie zabrałem kilku dokumentów, zaraz wracam.-Lekarz zostawił mnie samą z szatynem, który popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
-Pomożesz?-Roześmiałam się i podeszłam do łóżka. Pomogłam mu znaleźć się w pozycji siedzącej, po czym pozbyłam się górnej części jego ubioru. Lekko przygryzłam wargę na widok umięśnionego torsu chłopaka. W tym momencie drzwi otwarły się i do środka wrócił lekarz. Następnie zbadał Leona i zapisał coś.
-Wszystko w porządku, jesteś tylko trochę osłabiony, ale za kilka dni powinno być dobrze. Przepraszam, ale muszę już iść.-Mężczyzna minął się w drzwiach z grupką moich przyjaciół z Fran na czele.
-Przepraszam Violu, ale spotkałam Cami i Diego, no więc trochę dłużej mi zeszło, ale...Leon??-Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia, po czym podbiegła do mojego chłopaka.
-Viola! Czemu nie mówiłaś? Rodzice wiedzą? A..-Rozbawiona przerwałam jej krzyki, widząc że wymachując napojami rozlewa je na podłogę.
-Fran spokojnie, obudził się parę minut temu, a ty przecież poszłaś po kawę.
-A właśnie, trzymaj.-Podała mi do ręki w połowie pełny kubek zimnego już napoju. Później wyjaśniliśmy sobie wszystko z Leonem. Po chwili Francesca zadzwoniła do ich rodziców, którzy przyjechali po 20 minutach. Gdy się przywitaliśmy postanowiłam, że zostawimy Leona z rodziną. Złożyłam na jego ustach pocałunek, po czym razem z Diego i Cami opuściliśmy szpital. Dochodząc do celu zauważyłam jak German z Kaylą prowadzą konie w stronę naszego domu. Pożegnałam się z przyjaciółmi uściskiem i podeszłam do nich.
-Hej, stajnia już gotowa?-Skierowałam pytanie do Kayli.
-Tak! To już ostatnie konie.-Poszłam razem z nastolatką i jej ojcem do nowo powstałego budynku. Gdy przekroczyłam jego próg usłyszałam ciche rżenie. W środku były 4 konie, jednak moją uwagę przyciągnęła klacz stojąca w ostatnim boksie. Ostrożnie pogłaskałam jej siwy pyszczek. Za sobą usłyszałam głos dziewczyny.
-To jest Estrella. Jest bardzo spokojna, dobra do nauki jazdy. Jakbyś chciała spróbować, to mogę ci kiedyś pokazać kilka rzeczy...
-Naprawdę? No jasne, że chcę.-Przytuliłam ją i razem poszłyśmy za Germanem na kolację. Jedząc pizzę, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wstałam z miejsca.
-Ja otworzę.-Szłam w stronę drzwi razem z Lope, który szczekał plątając się koło moich nóg. Otwierając zobaczyłam wysokiego mężczyznę w wieku około 30 lat.
-Witam, nazywam się Sergio Mariano i jestem właścicielem Carlo.
-Jakiego Carlo?
-Tego tutaj pieska. Kilka dni temu mi uciekł, a mój znajomy twierdzi, że go tu widział.
-Lope zaczął radośnie szczekać na widok mężczyzny. Wtedy obok mnie pojawiła się reszta domowników.
-Lope, jest pana?-Zapytała Kayla łamiącym się głosem.
-Tak i przyszedłem go odebrać. Chodź Carlo.-Wtedy chciał przypiąć smycz do jego obroży, ale pies podszedł do Kayli i zaczął cicho piszczeć. Po kilku nieudanych próbach pan Mariano zabrał głos.
-Cóż, widzę, że Carlo przywiązał się do pańskiej rodziny, a ja nie mam czasu, który mógłbym mu poświęcić. Więc myślę, że mógłby tutaj zostać...-Na naszych twarzach pojawiły się uśmiechy.
-Czy...czy mogę się z nim pożegnać?
-Tak, oczywiście.-Moja przyszła siostra, która trzymała psa na rękach podała go mężczyźnie. Chwilę pogłaskał Lope, po czym pożegnał się i wyszedł. Szczęśliwi wróciliśmy do posiłku, przy którym opowiedziałam im o Leonie. Następnie wykąpałam się i poszłam spać, teraz nareszcie wszystko się zaczyna układać.
-------------------------------------------
Hejka! Długo myślałyśmy nad tą decyzją, ale ustaliłyśmy, że ten rozdział jest OSTATNIM ROZDZIAŁEM. W czwartek pojawi się epilog.
Dlaczego taka decyzja? Nie za bardzo podoba nam się obecne opowiadanie, jest takie trochę..nudne? Tak, chyba to słowo tutaj pasuje.
Czy blog będzie nadal? Tak, będziemy pisać nowe opowiadanie. Będzie ono inne od tego teraz. Prolog powinien pojawić się w następnym tygodniu. Mam nadzieję, że uszanujecie naszą decyzję i zostaniecie z nami ;)
Adios!
*Violetta*
Grzbietem dłoni ścieram łzę płynącą po moim policzku i nagle słyszę swoje imię. Obracam głowę w kierunku głosu, a moje usta momentalnie układają się w szeroki uśmiech.
-Leon!-Ze szczęścia zapomniałam o stanie szatyna i rzuciłam się na jego łóżko przytulając go. Po chwili spoglądam w jego szmaragdowe oczy, które wyrażają tak wiele emocji. Patrzyliśmy na siebie jakiś czas, jednak przypomniałam sobie o tym z jakiego powodu tu jesteśmy.
-Przepraszam cię...to przeze mnie to wszystko, nie powinniśmy byli się kłócić, a ty pewnie nie chcesz mnie widzieć...-Podparłam się ręką w celu podniesienia się, ale poczułam na niej słaby dotyk szatyna.
-To nie prawda. Słyszałem wszystko co mówiłaś, gdy byłem w śpiączce...kocham cię.-Po każdym słowie robił krótką przerwę, widziałam że jest zbyt słaby i nie czekając wstałam z łóżka.
-Leon, przepraszam cię, później pogadamy, ale muszę iść powiadomić lekarza, że się wybudziłeś.-Lekko uśmiechnięty skinął głową. Szybko wyszłam z pomieszczenia i odnalazłam lekarza, który właśnie wychodził z sali obok.
-Przepraszam, bo Leon...on się obudził!-Mężczyzna pierwszy wszedł do pomieszczenia w którym znajdował się chłopak, a ja zamknęłam drzwi i podeszłam bliżej niego.
-Jak się pan czuje?
-Raczej dobrze.
-Proszę ściągnąć koszulkę, zbadam pana, a jak wszystko będzie w porządku, niedługo będzie pan mógł wracać do domu...Nie zabrałem kilku dokumentów, zaraz wracam.-Lekarz zostawił mnie samą z szatynem, który popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
-Pomożesz?-Roześmiałam się i podeszłam do łóżka. Pomogłam mu znaleźć się w pozycji siedzącej, po czym pozbyłam się górnej części jego ubioru. Lekko przygryzłam wargę na widok umięśnionego torsu chłopaka. W tym momencie drzwi otwarły się i do środka wrócił lekarz. Następnie zbadał Leona i zapisał coś.
-Wszystko w porządku, jesteś tylko trochę osłabiony, ale za kilka dni powinno być dobrze. Przepraszam, ale muszę już iść.-Mężczyzna minął się w drzwiach z grupką moich przyjaciół z Fran na czele.
-Przepraszam Violu, ale spotkałam Cami i Diego, no więc trochę dłużej mi zeszło, ale...Leon??-Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia, po czym podbiegła do mojego chłopaka.
-Viola! Czemu nie mówiłaś? Rodzice wiedzą? A..-Rozbawiona przerwałam jej krzyki, widząc że wymachując napojami rozlewa je na podłogę.
-Fran spokojnie, obudził się parę minut temu, a ty przecież poszłaś po kawę.
-A właśnie, trzymaj.-Podała mi do ręki w połowie pełny kubek zimnego już napoju. Później wyjaśniliśmy sobie wszystko z Leonem. Po chwili Francesca zadzwoniła do ich rodziców, którzy przyjechali po 20 minutach. Gdy się przywitaliśmy postanowiłam, że zostawimy Leona z rodziną. Złożyłam na jego ustach pocałunek, po czym razem z Diego i Cami opuściliśmy szpital. Dochodząc do celu zauważyłam jak German z Kaylą prowadzą konie w stronę naszego domu. Pożegnałam się z przyjaciółmi uściskiem i podeszłam do nich.
-Hej, stajnia już gotowa?-Skierowałam pytanie do Kayli.
-Tak! To już ostatnie konie.-Poszłam razem z nastolatką i jej ojcem do nowo powstałego budynku. Gdy przekroczyłam jego próg usłyszałam ciche rżenie. W środku były 4 konie, jednak moją uwagę przyciągnęła klacz stojąca w ostatnim boksie. Ostrożnie pogłaskałam jej siwy pyszczek. Za sobą usłyszałam głos dziewczyny.
-To jest Estrella. Jest bardzo spokojna, dobra do nauki jazdy. Jakbyś chciała spróbować, to mogę ci kiedyś pokazać kilka rzeczy...
-Naprawdę? No jasne, że chcę.-Przytuliłam ją i razem poszłyśmy za Germanem na kolację. Jedząc pizzę, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wstałam z miejsca.
-Ja otworzę.-Szłam w stronę drzwi razem z Lope, który szczekał plątając się koło moich nóg. Otwierając zobaczyłam wysokiego mężczyznę w wieku około 30 lat.
-Witam, nazywam się Sergio Mariano i jestem właścicielem Carlo.
-Jakiego Carlo?
-Tego tutaj pieska. Kilka dni temu mi uciekł, a mój znajomy twierdzi, że go tu widział.
-Lope zaczął radośnie szczekać na widok mężczyzny. Wtedy obok mnie pojawiła się reszta domowników.
-Lope, jest pana?-Zapytała Kayla łamiącym się głosem.
-Tak i przyszedłem go odebrać. Chodź Carlo.-Wtedy chciał przypiąć smycz do jego obroży, ale pies podszedł do Kayli i zaczął cicho piszczeć. Po kilku nieudanych próbach pan Mariano zabrał głos.
-Cóż, widzę, że Carlo przywiązał się do pańskiej rodziny, a ja nie mam czasu, który mógłbym mu poświęcić. Więc myślę, że mógłby tutaj zostać...-Na naszych twarzach pojawiły się uśmiechy.
-Czy...czy mogę się z nim pożegnać?
-Tak, oczywiście.-Moja przyszła siostra, która trzymała psa na rękach podała go mężczyźnie. Chwilę pogłaskał Lope, po czym pożegnał się i wyszedł. Szczęśliwi wróciliśmy do posiłku, przy którym opowiedziałam im o Leonie. Następnie wykąpałam się i poszłam spać, teraz nareszcie wszystko się zaczyna układać.
-------------------------------------------
Hejka! Długo myślałyśmy nad tą decyzją, ale ustaliłyśmy, że ten rozdział jest OSTATNIM ROZDZIAŁEM. W czwartek pojawi się epilog.
Dlaczego taka decyzja? Nie za bardzo podoba nam się obecne opowiadanie, jest takie trochę..nudne? Tak, chyba to słowo tutaj pasuje.
Czy blog będzie nadal? Tak, będziemy pisać nowe opowiadanie. Będzie ono inne od tego teraz. Prolog powinien pojawić się w następnym tygodniu. Mam nadzieję, że uszanujecie naszą decyzję i zostaniecie z nami ;)
Adios!