sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 11

Gdy dojechaliśmy na miejsce policjanci wyprowadzli nas z samochodu.
-Zapraszam za mną. Tutaj złożą panie wyjaśnienia.-Spojrzałyśmy przerażone na siebie. Jak mogłyśmy być tak głupie, żeby zrobić coś takiego? Znaleźliśmy się w niewielkim pokoju ze stołem i 4 krzesłami. Ściany w nim były białe. Zauważyłam małe okno na jednej z nich.
-Zacznijmy od zdarzenia w restauracji. Zostałem poinformowany przez właściciela o sytuacji. Wyjaśnicie mi co robiłyście?-Zaczełam mówić, ponieważ to była tylko moja wina.
-Bo w mojej torebce były...kasztany i...one się rozsypały i...
-Może mi pani powiedzieć po co wnosiła pani kasztany do restauracji?
-Ja nie wiedziałam, że one tam są. Dzień wcześniej byłam w parku i zebrałam kilka. Miałam ich użyć do zrobienia dekoracji w pokoju.
-Ach tak... Dobrze, a jak wyjaśnią panie kradzież samochodu i ucieczkę przed policją?-Po chwili milczenia głos zabrała Ludmiła.
-Wie pan, troche się przestraszyłyśmy tej sytuacji i ucieczka to pierwsze co mi przyszło na myśl. To nie był najlepszy pomysł, teraz tego żałujemy.-Policjant zastanawiał się przez jakiś czas, a nasze zdenerwowanie rosło z każdą minutą.
-Nie spowodowały panie żadnej szkody materialnej, ani nikt nie ucierpiał, więc w ramach zadośćuczynienia zapisze was na prace społeczne. Oczywiście będziecie musiały zadzwonić do rodziców, żeby was odebrali.-Udaliśmy się za policjantem do telefonu i zadzdzwoniłyśmy do Angie oraz Luci. Po kwadransie nasze mamy przyjechały. Chwilę rozmawiały z policjantem i wyszłyśmy z komisariatu. Pożegnałyśmy się z Ludmiłą i ciocią i wsiadłyśmy do samochodu. Po drodze do domu opowiedziałam mamie o całym zdarzeniu.
-Violu nie spodziewałam się po tobie czegoś takiego, ale...rozumiem cię. Ja w twoim wieku też robiłam różne szalone rzeczy.
-Czyli...nie gniewasz się?
-Nie, jeżeli obiecasz, że to był ostatni raz.
Obiecuję.-Uśmiechnęłyśmy się do siebie.
-Policjant mówił, że macie wykonywać prace społeczne i od jutra zaczynacie. Będziecie sprzątać park. Wspominał też, że razem z wami będzie jakiś Federico, ale nie pamiętam już nazwiska. W każdym razie macie przyjść do parku o godzinie 10:00.-W tym momencie dojechałyśmy pod dom. Wysiadłyśmy z samochodu. Angie poszła do garażu, ponieważ musiała sprawdzić jakąś rzecz w silniku. Pod drzwiami zauważyłam bukiet kwiatów, byłam przekonana, że te kwiaty są od Leona. Były śliczne, we wszystkich kolorach. Pośpiesznie wzięłam karteczkę i zaczęłam czytać.
„Nie mogłem bez ciebie wytrzymać, więc przyjechałem żebyśmy mogli być już zawsze razem. Twój Tomas.”
Nie wierzyłam własnym oczom. Wtedy zauważyłam, że ktoś stoi za moimi plecami.
-Wiedziałem, że za szybko podjąłem decyzję o naszym związku. I widze, że nie była dobra. To koniec Violetta!-Leon szybkim krokiem oddalał się w głąb ulicy. -Leon! Czekaj! To nie tak jak myślisz.-Krzyczałam dławiąc się łzami, ale jego już nie było.

6 komentarzy: